ROLLING STONES
Grrr!
2012
R2R
Ile było składanek z przebojami Rolling Stones? Bardzo dużo. Każdy prawdziwy fan muzyki ma jakąś w swojej kolekcji. Dlaczego więc ta najnowsza, zatytułowana po prostu Grrr!, ma przebić poprzednie? Bo zespół obchodzi 50-lecie działalności artystycznej i ten dość szczególny, wielki jubileusz podsumowuje właśnie tym albumem. Promują go dwa nowe, nagrane specjalnie z tej okazji utwory – wydany na singlu, znakomity Doom And Gloom oraz One More Shot. Wydawnictwo przygotowano niezwykle starannie. Do wyboru jest wersja 2CD (40 piosenek), 3CD (50 piosenek w digipacku z 24- lub 36-stronicową książeczką) oraz ekskluzywny, 80-utworowy i dość drogi box 4CD z dodatkową płytą zawierającą pięć unikalnych nagrań demo ze studia IBC z 1963 roku oraz winylową EPką z sesji BBC z 1964 roku. Jest więc w czym wybierać. Czy to dobrze, że zespół zdecydował się na taką dziwaczną koncepcję, każdy oceni sam. 10 lat temu, na 40-lecie, Stonesi oferowali Forty Licks. Jedna wersja, 40 liźnięć (w tym cztery nowe numery!) i koniec. Teraz logiczna byłaby wersja 50-utworowa – taka jest na wersji 3CD, i chyba tylko tę opcję należy traktować poważnie. Zestaw 2CD jest zbyt ubogi. Można dyskutować, czy dwie nowe piosenki to szczyt możliwości zespołu po 7 latach przerwy. Trochę mało. Można dyskutować, czy na 50-lecie nie lepiej byłoby zaprezentować nagrania rzadkie, archiwalne, rarytasy, a nie kolejną składankę największych hitów. Można, ale po co? Skupmy sie na tym, co otrzymaliśmy. Grrr! w wersji 3CD to dość kompletny zestaw, chociaż denerwuje brak takich klasyków jak Lady Jane, Mother’s Little Helper czy 2000 Light Years From Home. Tyle było hitów, że zawsze jakieś są pominięte. Szkoda. Ale i tak jest to album wystarczający dla nieznających zespołu (są tacy?), aby wyrobić sobie uczciwą opinię o twórczości fenomenu o nazwie The Rolling Stones. Kto wie, czy będą kolejne płyty. Kto wie, czy zapowiedziane koncerty w Nowym Jorku i Londynie nie będą ostatnimi. Jeśli tak, to Grrr! ma szansę być podsumowaniem ostatecznym.