
W swoim trzecim meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów Real Madryt przegrał w Dortmundzie z Borussią 1-2. Właściwie powinienem spytać, dlaczego
Real nie pojechał do Niemiec? Bo to nie był Real Madryt. Tam grała jakaś
inna drużyna. Niemrawa, niezgrana, niedokładna. Aż trudno uwierzyć. Real przegrał nie dlatego, że Borussia zagrała genialnie. Zagrała nieźle, w swoim stylu. A przecież nie jest w wybornej formie, w lidze niemieckiej zawodzi, ale dzisiaj to wystarczyło. Real przede wszystkim
przegrał sam ze sobą. Bo był tak słaby. Bo Ramos głupio tracił piłki. Bo Pepe nie umiał wyprowadzać piłki z obrony i zainicjować akcji. Bo Di Maria nie umiał celnie podać tylko posyłał bezmyślne wrzutki do nikogo. Bo Essien nie istniał w obronie, dawał się ogrywać jak dziecko, a jego rajdy do przodu były godne politowania. Karim Benzema nie oddał jednego strzału. Napastnik! On był w ogóle na boisku?
Królewscy całkowicie
oddali pole przeciwnikowi. Nie potrafili dominować nawet, gdy nie było już nic do stracenia i trzeba było mocno przycisnąć. Wstyd panowie. Graliście, jakbyście się pierwszy raz spotkali w takim składzie. Gdzie wymiany z pierwszej piłki, gdzie wasze
słynne kontrataki? Ano były, ale po drugiej stronie. To Borussia tak grała.
Borussia dzisiaj była Realem. Była aktywna, walcząca, biegająca, odbierająca piłki. Była szybka i dokładna.
Wkurzyłem się, bo wiem, że chłopaków stać na wiele więcej. Nie rozumiem, co się z nimi dzieje. Nie wierzę w brak motywacji czy koncentracji. Ale nie ma co więcej pisać. Jednak przy takiej postawie trudno się dziwić, że Real na 23 mecze na terenie Niemiec wygrał tylko raz. I to dawno temu, bo w sezonie 2000/2001. Dzisiaj nie miał szans. Warto dodać, że nasz Robert Lewandowski nieźle szarpał i strzelił gola. Cristiano Ronaldo też strzelił (ma już na koncie 5 bramek w 3 meczach – brawo!), ale nasz Łukasz Piszczek całkowicie go wyłączył w drugiej połowie.
Trzeba coś zmienić panie Mourinho. I to szybko.