NABIHA
More Cracks
2011
Nabiha Bensouda to 26-letnia piosenkarka, która wprawdzie urodziła się i wychowała w Kopenhadze, ale jej rodzina ma marokańsko-gambijsko-malijskie korzenie. Jest łatwo zapamiętywalna dzięki rzadko dziś widywanemu, wielkiemu afro na głowie. W dzieciństwie słuchała bardzo różnej muzyki, od śpiewanych przez matkę marokańskich kołysanek, przez disco i reggae, po rock, soul i r&b. Wszystkie te wpływy, okraszone elektroniką, słychać na jej debiutanckim albumie. Właściwie More Cracks to nie do końca debiut. Już sama nazwa More Cracks sugeruje, że najpierw był album Cracks. Płytę o tym tytule artystka wydała w Danii w lutym 2010 roku. Był to debiut spektakularny. Praktycznie każda z 14 piosenek to potencjalny przebój. Wydany na singlu utwór Deep Sleep stał się wielkim hitem i umożliwił duńskiej piosenkarce występy u boku Jamesa Morrisona czy Jamie Culluma. Po supportach przyszedł czas na własne tournee na początku 2011 roku, po którym Nabiha podpisała kontrakt z Sony Music i we wrześniu wydała album More Cracks, będący de facto nieco zmienioną wersją płyty duńskiej, która przecież poza granicami nie była znana. Jest to więc takie lekkie oszustwo, ale dopuszczalne i stosowane już wcześniej przez innych artystów. Materiał był gotowy, wyrzucono kilka piosenek, dodano cztery nowe, i taki trochę odgrzewany kotlet nazwano debiutem. Osobiście wolę zdecydowanie płytę Cracks, nie było tam słabych numerów, miała fajny klimat i naprawdę potrafiła oczarować. Szkoda mi piosenek, z których zrezygnowano (zwłaszcza If I Cared czy My Friend), chociaż singlowy Trouble trochę to wynagradza. Debiut czy nie – More Cracks to ładna, przebojowa płyta, zawierająca wszystkie najważniejsze piosenki duńskiej wokalistki. Poza hitami Deep Sleep i The Enemy, szczególnie polecam You, Boomerang i Midnight Blues. Nieco bardziej ambitny, świetnie zaaranżowany pop, dwanaście lekkich, łatwych w odbiorze, ale dość różnorodnych piosenek, pełnych radości i pozytywnej energii, przy których można powspominać mijające lato. Dobrze, że Sony wydał ten album. Z rocznym opóźnieniem, ale zawsze.