Człowiek, który zatrzymał Anglię

   Jutro po raz kolejny w naszej historii gramy z Anglikami, myślę więc, że to odpowiedni moment, by krótko przypomnieć sylwetkę Jana Tomaszewskiego, który „zatrzymał Anglię” w pamiętnym meczu na Wembley 17 października 1973 roku, kiedy to kadra Kazimierza Górskiego po słynnym remisie awansowała na mistrzostwa świata w RFN, w których zajęła trzecie miejsce. To do dzisiaj największy sukces polskiej piłki nożnej, a Orły Górskiego wspominane są z sentymentem i łezką w oku. Już nigdy potem nie graliśmy tak dobrze.
Jan Tomaszewski to postać wyjątkowo kontrowersyjna, ponieważ ma w zwyczaju obrażanie ludzi, i to w dość niewybredny, często wyjątkowo chamski sposób (przed Euro 2012 powiedział np., że do minister sportu Joanny Muchy pasuje jak ulał dowcip o zapłodnieniu krowy lodem. Wystarczy ją postawić na lód, a sama się wypierdoli.). Pytanie za sto punktów – skoro tak się zachowuje, to w jakiej jest partii? Ktoś nie odgadł? Ale zanim jeszcze zapisał się do PiS, miał za sobą wspaniałą karierę piłkarską. Tego nikt mu nie odbierze. Nawet jeśli potem okazał się małym człowiekiem, to bramkarzem był wielkim. Miał szczęście trafić na najlepsze pokolenie piłkarskie w historii Polski. I rozegrać mecz, który uczynił go legendą. Nikt wtedy nie dawał Polakom szans w konfrontacji z Anglikami. Drużyna Ramseya była jednym z faworytów do zdobycia tytułu mistrza świata. Ale najpierw trzeba się zakwalifikować do turnieju finałowego. Anglicy przegrali z Polską w Chorzowie, ale uznano to za typowy wypadek przy pracy. Notabene – to dotychczas jedyne nasze zwycięstwo w 17 meczach z Anglią! W rewanżu mieliśmy przegrać 0-5, Anglicy licytowali się, ile bramek nam strzelą. Strzelili tylko jedną – z rzutu karnego. Skończyło się wynikiem 1-1 i to my pojechaliśmy do RFN, a sir Alf Ramsey, który przez 11 lat był trenerem Anglików, mógł pakować walizki i szukać nowej pracy. Tomaszewski został okrzyknięty „człowiekiem, który zatrzymał Anglię„, chociaż sam uczciwie przyznaje, że bronił bardzo szczęśliwie. To prawda. Grał słabo na przedpolu i po jednym z rzutów rożnych sam wbił sobie piłkę do bramki. Nie byłoby legendy Wembley, gdy nie przytomny obrońca, który jakimś cudem w ostatniej chwili wybił piłkę z linii bramkowej. To remisowe spotkanie wygrywa wszelkie plebiscyty na najlepszy mecz Polaków. A potem na mistrzostwach Tomaszewski obronił dwa rzuty karne i sam Pele nazwał go najlepszym bramkarzem świata. W polskiej reprezentacji zagrał 63 razy. Nie jest to wynik imponujący, ale i tak Tomaszewski pozostaje jednym z najbardziej znanych polskich piłkarzy. Nie zrobił wielkiej kariery na Zachodzie (grał w Belgii i Hiszpanii). To były inne czasy, w latach 70. nie było łatwo wyjechać z Polski, właściwie dopiero Zbigniew Boniek kilka lat później przetarł szlak i stał się największym polskim internacjonałem.
Niestety niezbyt chlubna, pozapiłkarska kariera pana Jana jest dzisiaj dużo bardziej znana i usuwa w cień jego sportowe osiągnięcia. Na początku lat 80. Tomaszewski popierał stan wojenny w Polsce, został nawet członkiem powołanego przez władze komunistyczne Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, co na pewno chwały mu nie przynosi. W wolnej Polsce legendarny bramkarz stał się głównym kontestatorem polskiego futbolu i występujących w nim patologii. Od wielu lat prowadzi nieustanną wojnę z PZPN, nazywając związek Przestępcami Zrzeszonymi Przeciwko Nam. W 2008 roku, gdy minister Drzewiecki zawiesił zarząd PZPN, Tomaszewski chciał być twarzą rządu PO w walce z UEFA i FIFA. Jednak po zagrożeniu usunięciem polskich klubów i reprezentacji z wszelkich rozgrywek Drzewiecki wycofał komisarza, a Tomaszewski na znak protestu podarł podpisaną trzy tygodnie wcześniej deklarację członkowską PO i zapisał się do PiS. Tam natychmiast znalazł się wśród swoich. Człowiek, który zatrzymał Anglię, teraz stara się zatrzymać Tuska. Przed Euro 2012, kiedy premier nie poparł pisowskiego bojkotu imprezy na Ukrainie, nazwał Tuska „pętakiem Unii Europejskiej”. Za to swojego mentora Jarosława Kaczyńskiego, uważa za męża stanu i najwybitniejszego polskiego polityka. Niewątpliwie panowie mają wiele wspólnego – obydwaj bez pardonu mówią o tym, co im się nie podoba, całkowicie ignorując zasady kultury i dobrego wychowania. Ale nawet Kaczyński miał go dosyć, gdy Tomaszewski publicznie odżegnał się od kibicowania Polakom podczas Euro, nazywając kadrę Smudy „śmietnikiem Europy”, w którym gra dwóch Niemców i jeden Francuz. „Nie załapali się do swoich reprezentacji i odbierają miejsca w kadrze prawdziwym Polakom.” Jak widać, pisowska indoktrynacja nie poszła na marne. Jednak Tomaszewski posunął się dalej, mówiąc, iż wstyd mu, że grał w koszulce z orłem, bo została ona sprofanowana. Mówi to człowiek, który wszystko co ma, zawdzięcza właśnie tej koszulce. Gdyby nie ona, nikt dzisiaj nie chciałby słuchać bredni pana Jana. Ludzie i tak traktują go z politowaniem, ale ponieważ jest postacią barwną i nietuzinkową, bywa często zapraszany do audycji radiowych i programów telewizyjnych, których autorzy liczą na jego cięty język. Jest niezawodny niczym Kaczyński – zawsze można liczyć, że coś chlapnie i oglądalność wzrośnie. Dla Tomaszewskiego nie ma granic. Kandydując do Sejmu z listy PiS powiedział o Damienie Perquisie „śmieć francuski, taki śmieć futbolowy, który u siebie się nie załapał”, za co został pozwany do sądu. Gdy został wybrany na posła (w ławach zasiada tuż obok agenta Tomka), swą działalność rozpoczął od dwóch doniesień do prokuratury na ówczesnego selekcjonera Franciszka Smudę, który na równi z PZPN stał się jego obsesją. W jednym z programów wytknął mu podwójne obywatelstwo, jakby to było jakieś przestępstwo. „Chciałbym wiedzieć, kim jest Smuda: Niemcem czy Polakiem?” (wypisz wymaluj Kaczyński mówiący „twierdzenie, że istnieje naród śląski, to zakamuflowana opcja niemiecka”, albo zarzucający niemieckość polskim stacjom radiowym).
   Tomaszewski w PiS czuje się jak ryba w wodzie. Znalazł doborowe towarzystwo, kontestujące rzeczywistość, deprecjonujące osiągnięcia Polski tylko dlatego, że rządzi inna partia, która przecież nie ma prawa odnosić sukcesów. Macierewicz, Brudziński, Fotyga to politycy z tej samej bajki co pan Janek. W ten sposób wielki sportowiec jawi się już tylko jako wspomnienie. Dawną chwałę Jana Tomaszewskiego pamiętają takie pierniki jak ja. Dla młodych ludzi jest tylko zacietrzewionym, wiecznie spoconym krzykaczem, któremu nic się nie podoba i zawsze ma coś komuś za złe. A ponieważ wszelkie jego zawiadomienia do prokuratury są odrzucane, mało kto o zdrowych zmysłach przejmuje się jego bełkotem. Ot, po prostu kolejny pisowiec szerzący politykę nienawiści. Ciekawe, komu będzie jutro kibicował….
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: