Dr. John to jedna z tzw. pomnikowych postaci amerykańskiego bluesrocka. Piosenkarz, kompozytor, pianista, gitarzysta, prawdziwy człowiek orkiestra. Muzyk, który zaczynał karierę jeszcze w latach 60., znakomicie łączył w swej twórczości elementy bluesa, popu, jazzu, boogie-woogie i rock&rolla. W Polsce Malcolm John „Mac” Rebennack, Jr., jak naprawdę nazywa się Dr. John, jest prawie nieznany. Jednak nie powinno to dziwić, bo choć chwalony i doceniany na świecie za solidność i znakomity warsztat, artysta nigdy nie nagrał niczego wielkiego. Nie ma na koncie wybitnej płyty ani wielkiego hitu, który natychmiast byłby kojarzony z jego nazwiskiem. Nagrywał przeróżne albumy, również słabe i nijakie, ale zawsze przesiąknięte nowoorleańskim bluesem. Mimo ponad 70 lat na karku płyty wydaje dość regularnie, choć trzeba uczciwie przyznać, że ostatnio nie były one wiele warte. Odzyskał formę dwa lata temu na albumie Tribal, nagranym w hołdzie zniszczonemu huraganem Katrina Nowemu Orleanowi. Teraz zaproponował niezłą płytę Locked Down, którą wyprodukował Dan Auerbach (znany z zespołu Black Keys). To wyraźnie słychać – muzyka brzmi świeżo i nowocześnie, nie tracąc nic z  klimatu lat 60. Auerbach zajął się nie tylko produkcją, również gra na gitarze i udziela się wokalnie. Weterana wspomagają też inni młodzi muzycy, są też dęciaki, organy Hammonda, kobiece chórki i typowy, nowoorleański klimat. Brakuje jedynie… dobrych kompozycji. Płyta jest bogata stylistycznie i nie nudzi (jak większość ostatnich dokonań Dr. Johna), ale też niczym specjalnie nie porywa. Miło się tego słucha, ta muzyka nie przeszkadza, ale też nie zapada w pamięć. Nie ma tu żadnego utworu, który warto wyróżnić, co przez lata było bolączką tego artysty. Ale dla miłośników dawnego bluesa w nieco nowocześniejszej aranżacji płyta Locked Down na pewno będzie miłą rozrywką.