Po jednym z moich komentarzy jakiś „prawdziwy” fan Realu zarzucił mi nieznajomość futbolu i napisał, że „Real nie potrzebuje takich wieśniackich fanów”. No bo „niewieśniacki fan” nie używa rozumu, nie krytykuje tylko musi w ciemno chwalić drużynę po kiepskim występie. Jose Mourinho dwa dni temu w wywiadzie powiedział „Ja przejmuję się tym, że moja drużyna nie rozegrała w La Liga jeszcze ani jednego dobrego meczu. Rozegraliśmy jedno wielkie spotkanie, dzięki któremu wywalczyliśmy zasłużony Superpuchar. Poza tym mamy za sobą trzy mecze, które w ogóle mi się nie podobały.” Czyli jednak wyszło na moje. Wolno krytykować i słaby mecz pozostaje słabym meczem, nie trzeba się nim zachwycać. Chyba że trener Królewskich też jest wieśniackim fanem, którego Real nie potrzebuje.
Teraz do meritum – mecz z Sevillą był kolejnym występem do zapomnienia. Kryzys nadal trwa. Nie pamiętam tak złego startu rozgrywek. 8 punktów straty do Barcelony po 4 kolejkach to wynik zawstydzający dla Realu. Mamy na koncie już dwie porażki – tyle co w całym poprzednim sezonie. Najgorsze jest to, że nie bardzo wiadomo, dlaczego drużyna gra tak słabo. Ale to już zmartwienie trenera. Sevilla zagrała znakomicie. To zawsze był zespół szybki i nieobliczalny, tylko nie zawsze mecze mu wychodziły. Ten wyszedł znakomicie. Szybkość rozgrywania kontrataków, precyzja podań, pomysłowość – to są elementy, którymi bili nas na głowę. Rok temu Real strzelił tutaj 6 bramek, teraz żadnej! Los Blancos grali nawet nieźle w pierwszej połowie, ale brakowało wykończenia. Trzeba zganić zachowanie Higuaina i Di Marii, które nie przystoi królewskim zawodnikom. Jeden kopnął przeciwnika, drugi chciał uderzyć (ale na szczęście nie trafił). Wstyd. W drugiej połowie było dużo gorzej. Nic nie dały zmiany przeprowadzone przez trenera. Modrić zaczął nieźle, oddał dobry strzał w słupek, ale potem nie rozgrywał jak należy. Benzema jest cieniem samego siebie, kompletnie bez formy, nie oddał nawet strzału, co jest sporym wyczynem jak na napastnika Królewskich. Callejona trudno było nawet zauważyć. Warto odnotować, że Ramos przebił osiągnięcie Özila z meczu w Getafe. Nie trafił do bramki z jednego metra (strzelał głową). To naprawdę duża sztuka. Akcje drużyny były wolne i schematyczne. To było widać na tle szybkiej Sevilli, której zawodnicy walczyli jak lwy o każdą piłkę. Tak powinien walczyć Real – wtedy by nie przegrał. Ale problem leży głębiej, gdzieś w głowach graczy. Brakuje koncentracji, zaangażowania, a potem wiary. Nie wiem czego jeszcze. Trzeba to szybko rozwiązać, bo za trzy dni rozpoczynamy Ligę Mistrzów. I od razu z grubej rury – przyjeżdża mistrz Anglii. Trzeba się sprężyć i zagrać dobrze, bo skoro nie wygramy ligi hiszpańskiej, to chociaż w Lidze Mistrzów trzeba powalczyć. A w naszej grupie każdy mecz jest kluczowy.
Teraz do meritum – mecz z Sevillą był kolejnym występem do zapomnienia. Kryzys nadal trwa. Nie pamiętam tak złego startu rozgrywek. 8 punktów straty do Barcelony po 4 kolejkach to wynik zawstydzający dla Realu. Mamy na koncie już dwie porażki – tyle co w całym poprzednim sezonie. Najgorsze jest to, że nie bardzo wiadomo, dlaczego drużyna gra tak słabo. Ale to już zmartwienie trenera. Sevilla zagrała znakomicie. To zawsze był zespół szybki i nieobliczalny, tylko nie zawsze mecze mu wychodziły. Ten wyszedł znakomicie. Szybkość rozgrywania kontrataków, precyzja podań, pomysłowość – to są elementy, którymi bili nas na głowę. Rok temu Real strzelił tutaj 6 bramek, teraz żadnej! Los Blancos grali nawet nieźle w pierwszej połowie, ale brakowało wykończenia. Trzeba zganić zachowanie Higuaina i Di Marii, które nie przystoi królewskim zawodnikom. Jeden kopnął przeciwnika, drugi chciał uderzyć (ale na szczęście nie trafił). Wstyd. W drugiej połowie było dużo gorzej. Nic nie dały zmiany przeprowadzone przez trenera. Modrić zaczął nieźle, oddał dobry strzał w słupek, ale potem nie rozgrywał jak należy. Benzema jest cieniem samego siebie, kompletnie bez formy, nie oddał nawet strzału, co jest sporym wyczynem jak na napastnika Królewskich. Callejona trudno było nawet zauważyć. Warto odnotować, że Ramos przebił osiągnięcie Özila z meczu w Getafe. Nie trafił do bramki z jednego metra (strzelał głową). To naprawdę duża sztuka. Akcje drużyny były wolne i schematyczne. To było widać na tle szybkiej Sevilli, której zawodnicy walczyli jak lwy o każdą piłkę. Tak powinien walczyć Real – wtedy by nie przegrał. Ale problem leży głębiej, gdzieś w głowach graczy. Brakuje koncentracji, zaangażowania, a potem wiary. Nie wiem czego jeszcze. Trzeba to szybko rozwiązać, bo za trzy dni rozpoczynamy Ligę Mistrzów. I od razu z grubej rury – przyjeżdża mistrz Anglii. Trzeba się sprężyć i zagrać dobrze, bo skoro nie wygramy ligi hiszpańskiej, to chociaż w Lidze Mistrzów trzeba powalczyć. A w naszej grupie każdy mecz jest kluczowy.