GAZPACHO
March Of Ghosts
2012
Od czasów świetnego albumu Night (2007) i genialnego Tick Tock (2009) każdy kolejny krążek Norwegów wkładam do odtwarzacza z namaszczeniem. Właściwie zupełnie niepotrzebnie, bo albumy na miarę tego ostatniego zdarzają się raz w życiu. Jeśli w ogóle. Nic więc dziwnego, że płyta Missa Atropos (2010) nieco rozczarowała, bo nie mogła dorównać poprzednikowi. Ale minęły dwa lata i apetyty nieco się zaostrzyły. Czy zaspokaja je nowy album? Czy jest lepszy od poprzednika? Niestety nie jest. Słuchałem tej płyty już kilka razy i wciąż wydaje mi się, że zespół gra jeden długi utwór. Gazpacho zaproponował album koncepcyjny, gdzie wszystkie utwory są połączone i przenikają się nawzajem. Są to historie tytułowych duchów, które w ciągu jednej nocy maszerują przed siedzącym przy ognisku bohaterem i opowiadają o swoim życiu. Problem w tym, że muzycznie te opowieści nie są barwne ani porywające. Ciagną się trochę jak filmy Bergmana. Co z tego, że muzyka jest nadal przestrzenna, skoro każdy utwór jest taki sam? Momentami mam wrażenie, jakbym słuchał Marillion bez Fisha. Hogarth też tak smędził (chociaż wolę wokal Jana-Henrika Ohme z Gazpacho) i niewiele z tego wynikało. Muzyka tliła się i mijała nie wiadomo kiedy. Nie potrafiła porwać i oczarować słuchacza. Na March Of Ghosts jest podobnie. Nie dlatego, że jest to zła płyta, że zespół odszedł od swojego stylu itd. Nic z tych rzeczy. W zasadzie jest tutaj wszystko to, za co lubię Gazpacho. Ale podane w nadmiarze, do tego w nijakich kompozycjach, z których żadna nie zostaje w pamięci. Nie pomagają celtyckie wstawki w kilku utworach (nie wiem, czy flirtowanie z folkiem to właściwy kierunek), i tak muzyka zlewa się w jedną bezbarwną masę.
Zastanawiam się, czy moja ocena nie wynika z tego, że zbyt wysoko ustawiłem Norwegom poprzeczkę. Po części pewnie tak. Bo w sumie March Of Ghosts pod względem brzmienia, stylistyki i nastroju to całkiem przyzwoita płyta. Fanom na pewno się spodoba, ale Gazpacho musi bardzo uważać, by się nie zapętlić. Panowie stanęli w miejscu i jeśli nie wprowadzą do swojej muzyki nowych elementów, nie ożywią jej w jakiś sposób, to niedługo zaczną zjadać własny ogon. Momentami już to robią. Z pewnością stać ich na więcej. Nawet wyborna, hiszpańska zupa nie może zawsze być przyrządzana w ten sam sposób.
Zastanawiam się, czy moja ocena nie wynika z tego, że zbyt wysoko ustawiłem Norwegom poprzeczkę. Po części pewnie tak. Bo w sumie March Of Ghosts pod względem brzmienia, stylistyki i nastroju to całkiem przyzwoita płyta. Fanom na pewno się spodoba, ale Gazpacho musi bardzo uważać, by się nie zapętlić. Panowie stanęli w miejscu i jeśli nie wprowadzą do swojej muzyki nowych elementów, nie ożywią jej w jakiś sposób, to niedługo zaczną zjadać własny ogon. Momentami już to robią. Z pewnością stać ich na więcej. Nawet wyborna, hiszpańska zupa nie może zawsze być przyrządzana w ten sam sposób.