ULTRAVOX
Brilliant
2012





Odnoszę wrażenie, że recenzje piszą zwykle wielbiciele danego wykonawcy. Same ochy i achy, rzadko słowo krytyki. Bo jeśli komuś muzyka nie odpowiada to odpuszcza i nie pisze o niej. Ja uczciwie przyznam, że nie jestem fanem Ultravox, chociaż Vienna zachwyca mnie do dzisiaj. Ale to był jeden niepowtarzalny album. Nie zamierzam oceniać nowej muzyki przez pryzmat wielkości zespołu na początku lat 80. To były inne czasy, inne oczekiwania i inny odbiór takiej muzyki.
Comeback Ultravoxu trzeba odnotować, bo to wyjątkowa grupa, która 30 lat temu dostarczyła nam wielu wzruszeń. Czołowy zespół królującego wtedy stylu new romantic, który potrafił zadziwić dynamiką (All Stood Still, New Europeans, Sleepwalk), przebojowością (Dancing With Tears In My Eyes) i pięknem (Vienna). Album Vienna (1980) to swoisty hymn tamtych czasów, chyba najbardziej rozpoznawalna płyta noworomantyczna. Ale to było dawno. Czasy się zmieniły, moda minęła – a Ultravox… pozostał. Mimo prawie 20 lat przerwy zespół brzmi tak samo jak kiedyś – niby staro, ale zarazem bardziej współcześnie. To duży plus, że po dwóch nijakich albumach z lat 90. Midge Ure i spółka wracają do korzeni i klimatu swoich najlepszych nagrań (proste ale pełne uroku melodie, ciekawe aranże, trochę wyciszone gitary i dominujące syntezatory). Mimo to daleki jestem od zachwytów nad tym albumem. Klimat klimatem, ale w takiej muzyce liczą się same kompozycje, a te są co najwyżej poprawne. Gdyby nawet te najlepsze umieszczono na Vienna czy Rage In Eden, raczej by się nie wyróżniały. Ale na Quartet czy Lament już by pasowały. Polecam szczególnie otwierający płytę, dynamiczny Live Again, singlowy Brilliant i bardzo przebojowy Hello, klimatyczny Remembering oraz Satellite z cudowną partią skrzypiec. Pozostałe piosenki, zwłaszcza te wolne, raczej można sobie darować. Drugiej Vienny tutaj nie ma. Visions In Blue też nie.
Album nie jest aż tak genialny, jak sugeruje tytuł, ale Ultravox powrócił w całkiem dobrym stylu, nagrywając płytę przede wszystkim dla fanów, z sentymentem wspominających wczesne lata 80. Czas pokaże, czy zdobędzie nią nowych, młodych wielbicieli. Obawiam się, że niekoniecznie. Jednak takie powroty zawsze cieszą.
Album nie jest aż tak genialny, jak sugeruje tytuł, ale Ultravox powrócił w całkiem dobrym stylu, nagrywając płytę przede wszystkim dla fanów, z sentymentem wspominających wczesne lata 80. Czas pokaże, czy zdobędzie nią nowych, młodych wielbicieli. Obawiam się, że niekoniecznie. Jednak takie powroty zawsze cieszą.