Czas wakacji to zawsze spora mordęga dla fanów futbolu. Przerwa w rozgrywkach europejskich sprawia, że każdy weekend jest taki sam, a emocji trzeba szukać gdzie indziej. Wprawdzie mieliśmy Euro 2012, więc posucha trwała krócej, ale i tak z utęsknieniem czekałem na pierwszy gwizdek ligi hiszpańskiej. Zabrzmiał wczoraj, ale dopiero dzisiaj grał mój ukochany Real. Ligowy weekend w Europie skomentuję osobno, natomiast zawsze więcej miejsca poświęcę Realowi i Barcelonie. To dwa najlepsze zespoły świata, oczywiście w tej kolejności – jakże mógłbym twierdzić inaczej? Na dzień dzisiejszy różnica jest taka, że Real jest bez formy (co Mourinho robił z nimi przez ostatni miesiąc?), a Barcelona błyszczy w swoim stylu i gra piekną piłkę. Do tego skuteczną.
Ważne, że La Liga ruszyła. Miałem trochę spokoju, teraz znów będę się denerwował co tydzień. Real zaczął koszmarnie. To oczywiście nic nie znaczy w kontekście 37 meczów, jakie pozostały do rozegrania. Ale pozostaje faktem, że remisując z Valencią straciliśmy dwa punkty na własnym boisku, co chwały nie przynosi. Wynik marny, a gra jeszcze bardziej. Brak szybkości, finezji, pomysłu na rozerwanie obrony rywala – to boli bardziej niż wynik. Cristiano Ronaldo będący cieniem samego siebie, kompletnie niewidoczny. Di Maria marnujacy wspaniałą sytuację, kiedy miał obowiązek trafić w bramkę (albo podać do nieobstawionego Cristiano). Zresztą, nie ma co wymieniać. Real jako zespół zaprezentował się źle. Aż zęby bolały (jak mawia mój przyjaciel) od patrzenia na nieporadność drużyny, która w poprzednim sezonie pobiła wszelkie rekordy strzeleckie. Tutaj obserwowaliśmy ekipę zmęczonych starców, którzy nie mają siły aby przyspieszyć, a wymiana kilku podań z pierwszej piłki sprawia im dużą trudność. Zgroza. Kompletnie inaczej niż Barcelona, która bawiła się piłką i widać było, że jej zawodnicy mają frajdę z gry. Co z tego, że Real miał pecha, że oddał 18 strzałów przy tylko 5 Valencii, że Higuain trafił w poprzeczkę? Co z tego, że Real powinien wygrać? Ale nie wygrał. Od takiej drużyny oczekujemy lepszej gry, szybszego tempa i dużo więcej pomysłowości w konstruowaniu akcji. Niestety, tego było dzisiaj jak na lekarstwo. Real grał schematycznie i przewidywalnie, a skuteczność nie była jego mocna stroną. I to wszystko po świetnym meczu z Milanem wygranym 5-1 kilka dni temu. Co za smutna metamorfoza! Piszę to z bólem serca, jako wielki fan Realu. Ale jestem fanem uczciwym i wymagającym. Chwalę gdy jest za co, ale i krytykuję, gdy trzeba. Pocieszać się można tym, że rok temu także zremisowaliśmy z Valencią u siebie, a wygraliśmy ligę. Mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy. Może Real odnajdzie świeżość i odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Zobaczymy już niedługo, bo w czwartek pierwszy mecz o Superpuchar – z Barceloną na Camp Nou.
Wnioskując z formy zaprezentowanej dzisiaj przez oba zespoły, powinniśmy dostać solidne lanie. Barcelona wygrała pewnie z Sociedad 5-1, prezentując wszystko to, czego zabrakło Realowi: szybkość, polot i finezję. Miło było patrzeć na grę Katalończyków. Obawiam się, że to zdanie będę musiał często powtarzać w tym roku, a nie przychodzi mi to łatwo. Oczywiście Sociedad to nie Valencia, ale to nieczego nie zmienia. Barcelona grała swobodnie, lekko, co chwila przyśpieszała i tworzyła zagrożenie. Wynik 5-1 to i tak niski wymiar kary. Świetnie zaprezentował się Messi, odwrotnie niż Cristiano. Strzelił dwie bramki, a w kilku kolejnych przypadkach zabrakło mu bardzo niewiele. Trzeba też odnotować pierwszy występ Davida Villi po ośmiu miesiącach przerwy. Wyleczył kontuzję i wrócił w wielkim stylu. Zagrał kwadrans i strzelił piękną bramkę. Brawo.
Dzisiejsze mecze to taki zimny prysznic dla Realu. Mówienie o detronizacji Barcelony jest stanowczo przedwczesne. Musimy naprawdę szybko odnaleźć świeżość i szukać niekonwencjonalnych rozwiązań, bo przecież wszyscy wiedzą, jak gra Real. No i stanowczo trzeba poprawić skuteczność. 10 celnych strzałów na bramkę Valencii i tylko jedna bramka to stanowczo za mało. Wakacje się skończyły. Do roboty chłopaki!
Wnioskując z formy zaprezentowanej dzisiaj przez oba zespoły, powinniśmy dostać solidne lanie. Barcelona wygrała pewnie z Sociedad 5-1, prezentując wszystko to, czego zabrakło Realowi: szybkość, polot i finezję. Miło było patrzeć na grę Katalończyków. Obawiam się, że to zdanie będę musiał często powtarzać w tym roku, a nie przychodzi mi to łatwo. Oczywiście Sociedad to nie Valencia, ale to nieczego nie zmienia. Barcelona grała swobodnie, lekko, co chwila przyśpieszała i tworzyła zagrożenie. Wynik 5-1 to i tak niski wymiar kary. Świetnie zaprezentował się Messi, odwrotnie niż Cristiano. Strzelił dwie bramki, a w kilku kolejnych przypadkach zabrakło mu bardzo niewiele. Trzeba też odnotować pierwszy występ Davida Villi po ośmiu miesiącach przerwy. Wyleczył kontuzję i wrócił w wielkim stylu. Zagrał kwadrans i strzelił piękną bramkę. Brawo.
Dzisiejsze mecze to taki zimny prysznic dla Realu. Mówienie o detronizacji Barcelony jest stanowczo przedwczesne. Musimy naprawdę szybko odnaleźć świeżość i szukać niekonwencjonalnych rozwiązań, bo przecież wszyscy wiedzą, jak gra Real. No i stanowczo trzeba poprawić skuteczność. 10 celnych strzałów na bramkę Valencii i tylko jedna bramka to stanowczo za mało. Wakacje się skończyły. Do roboty chłopaki!