
Grzegorz Lato to wielki mały człowiek.
Wielki – bo był wspaniałym piłkarzem, jednym z najwybitniejszych w historii polskiego futbolu. W 100 meczach reprezentacji zdobył 45 goli (ustępuje tylko Włodzimierzowi Lubańskiemu), trzykrotnie grał w finałach Mistrzostw Świata, dwukrotnie zdobywając 3 miejsce, a w 1974 roku był królem strzelców tej imprezy.
Mały – bo tę wspaniałą piłkarską kartę rozmienił na drobne późniejszym życiem i karierą pozasportową. Jego konszachtów z komunistami nie będę wypominał, bo to dawne dzieje, ale w 2001 roku został senatorem z ramienia – jakżeby inaczej – SLD. Tak się zasłużył w polityce, że w kolejnych wyborach w 2005 i 2007 roku już go nie wybrano. Nie szkodzi, znalazł lepszą fuchę. W 2008 wystartował w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, obiecując reformy i gruntowne zmiany. Te akurat były bardzo potrzebne, bo niski poziom rozgrywek i afery korupcyjne zagęściły atmosferę wokół futbolu i samego związku. Lato został wybrany, po czym całkowicie odstąpił od reform, jeszcze bardziej betonując i ugruntowując zastane układy. Okazał się znacznie gorszym prezesem od poprzedniego – Michał Listkiewicz przynajmniej umiał się zachować, wypowiedzieć, jako były sędzia piłkarski był doskonale znany i szanowany w międzynarodowych kręgach. Lato jest typem prostaka, nie zadał sobie trudu opanowania języka angielskiego chociażby w stopniu podstawowym (zresztą i z polskim ma problemy), jego maniery pozostawiają wiele do życzenia, w kontaktach z mediami jest arogancki i opryskliwy. Trudne pytania zbywa milczeniem bądź kwituje pogardliwym uśmieszkiem. Do tego oszukał wszystkich bo nie zrealizował swojego programu wyborczego (choć to w Polsce norma). Kazimierz Greń, kiedyś bardzo bliski współpracownik i szef kampanii wyborczej Grzegorza Laty na prezesa PZPN w 2008 roku, przez wielu uważany za człowieka spoza starego układu, dzisiaj jest zagorzałym przeciwnikiem prezesa. Czuje się oszukany i zdradzony, a jego słowa mówiące o nieprzynależności Laty do związkowego „betonu” dawno przestały być aktualne. Kazimierz Greń przyznał, że nie może godzić się na tolerowanie zachowań prezesa i ośmieszania wizerunku PZPN. Związek, który przecież odpowiada za organizację struktury piłkarskiej w całej Polsce, ma przestarzałe struktury i wymaga natychmiastowej reorganizacji, gruntownego planu naprawczego. Potrzebuje nowoczesnego, sprawnego menedżera, który jest w stanie intelektualnie sprostać wyzwaniom za tym idącym, a nie drobnego cwaniaczka, jakim jest pan Lato.
Co dalej będzie z PZPN? Lato doskonale wie, że politycy niewiele mu mogą zrobić, tak jak nie byli w stanie usunąć jego poprzedników. Nie można w państwie prawa odwołać prezesa legalnie działającego stowarzyszenia. Gdyby nawet było można, to UEFA nigdy się nie zgodzi na tego typu ingerencję w jej struktury. Można jedynie mieć nadzieję, że Lato nie zostanie ponownie wybrany – ale na to nie stawiałbym pieniędzy. Lato ma sie dobrze. Okopał się na swojej pozycji i trwa – bo to jedyne zadanie, jakie realizuje. Trwa i ma trwać. Jego pozycją nie zachwiała nawet afera taśmowa, gdy rok temu został oskarżony na łamach prasy przez swojego byłego współpracownika Grzegorza Kulikowskiego o wzięcie łapówki. Kulikowski ujawnił taśmy świadczące o możliwej korupcji przy budowie nowej siedziby związku. Jednak Lato znalazł kozła ofiarnego – ze stanowiska został odwołany sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina, i sprawa ucichła. Notabene pochłaniająca grube miliony budowa nowej siedziby w Wilanowie to też jawny skok na kasę. PZPN powinien mieć swoje miejsce na Stadionie Narodowym, chyba nikomu myślącemu nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Tylko że wtedy nikt nie byłby w stanie kręcić lodów na boku.
Lato jest mocny bo trzyma w ręku kasę. On dzieli i rządzi. Nikt mu tutaj nie podskoczy. Po finałach EURO do podziału są ogromne pieniądze, które spłyną w postaci nagród i bonusów. Nie wierzę, że kolesie Grzegorza Laty nie wybiorą go ponownie. Te tzw. „leśne dziadki” wiedzą doskonale, że Lato coś im tam sypnie. W końcu PZPN nie łoży na Orliki, nie daje pieniędzy na rozwój polskiej piłki w młodszych kategoriach wiekowych – za to bez problemu wspomaga starych zramolałych działaczy w okręgach i tym razem na pewno będzie bardzo hojny. Oni wiedzą, że nie dostaliby nic, gdyby przyszedł prawdziwy reformator (taki Zbigniew Boniek na przykład), człowiek z wizją i przede wszystkim chęcią zrobienia czegoś dla polskiej piłki, a nie tylko dla siebie. Tutaj jest wspaniała analogia do polityki – bo też podobnie bezczelny i arogancki jest pan prezes, tak samo jak wielu naszych polityków, zwłaszcza z jednej partii opozycyjnej. Gęby pełne frazesów, pustych obietnic, udawanie zatroskania jakąś sprawą, a tak naprawdę mają to wszystko w nosie. Przypomnę jak niedawno prezes Kaczyński chciał porozmawiać z prezydentem o ważnej dla Polaków ustawie emerytalnej. Umówił się na spotkanie, ale gdy się dowiedział, że będą tam też szefowie innych partii, to się obraził i nie przyszedł. Już sprawa przestała być ważna, los Polaków nagle przestał go obchodzić – ważniejsza jest własna pycha i duma. No bo przecież pan Jarosław jest ponad wszystkich i nie zasiądzie do stołu z byle kim.
Na razie nie znamy innych kandydatów na stanowisko prezesa PZPN. A przepraszam, podobno jeden się zgłosił – Ryszard Czarnecki z PIS. To dopiero byśmy mieli cyrk. Latę trudno zrozumieć jak mówi, ale Czarneckiego to już w ogóle się nie da. I dobrze, bo rzadko mówi z sensem. Nie mogę traktować tej kandydatury poważnie. Mam nadzieję, że zdecyduje się wystartować Zbigniew Boniek, bo jest nie tylko najbardziej znanym w Europie polskim piłkarzem, ale też uznanym biznesmenem, zna języki, umie się zachować w towarzystwie, potrafi mówić długo i z sensem (to rzadkość), ma znajomości w całej Europie, jest przyjacielem Michela Platiniego, obecnego szefa UEFA. Jednym słowem – całkowite przeciwieństwo Laty. Właściwy człowiek do reprezentowania polskiej piłki. Oczywiście Boniek zupełnie nie potrzebuje tej prezesury – i bez tego jest kimś. Nie wiem, czy naprawi polską piłkę, ale wiem jedno – jeśli się zdecyduje, to nie zrobi tego dla kasy (jak Lato), tylko będzie chciał dokonać zmian. A to już coś. Oby tylko mu się chciało…..
Mały – bo tę wspaniałą piłkarską kartę rozmienił na drobne późniejszym życiem i karierą pozasportową. Jego konszachtów z komunistami nie będę wypominał, bo to dawne dzieje, ale w 2001 roku został senatorem z ramienia – jakżeby inaczej – SLD. Tak się zasłużył w polityce, że w kolejnych wyborach w 2005 i 2007 roku już go nie wybrano. Nie szkodzi, znalazł lepszą fuchę. W 2008 wystartował w wyborach na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, obiecując reformy i gruntowne zmiany. Te akurat były bardzo potrzebne, bo niski poziom rozgrywek i afery korupcyjne zagęściły atmosferę wokół futbolu i samego związku. Lato został wybrany, po czym całkowicie odstąpił od reform, jeszcze bardziej betonując i ugruntowując zastane układy. Okazał się znacznie gorszym prezesem od poprzedniego – Michał Listkiewicz przynajmniej umiał się zachować, wypowiedzieć, jako były sędzia piłkarski był doskonale znany i szanowany w międzynarodowych kręgach. Lato jest typem prostaka, nie zadał sobie trudu opanowania języka angielskiego chociażby w stopniu podstawowym (zresztą i z polskim ma problemy), jego maniery pozostawiają wiele do życzenia, w kontaktach z mediami jest arogancki i opryskliwy. Trudne pytania zbywa milczeniem bądź kwituje pogardliwym uśmieszkiem. Do tego oszukał wszystkich bo nie zrealizował swojego programu wyborczego (choć to w Polsce norma). Kazimierz Greń, kiedyś bardzo bliski współpracownik i szef kampanii wyborczej Grzegorza Laty na prezesa PZPN w 2008 roku, przez wielu uważany za człowieka spoza starego układu, dzisiaj jest zagorzałym przeciwnikiem prezesa. Czuje się oszukany i zdradzony, a jego słowa mówiące o nieprzynależności Laty do związkowego „betonu” dawno przestały być aktualne. Kazimierz Greń przyznał, że nie może godzić się na tolerowanie zachowań prezesa i ośmieszania wizerunku PZPN. Związek, który przecież odpowiada za organizację struktury piłkarskiej w całej Polsce, ma przestarzałe struktury i wymaga natychmiastowej reorganizacji, gruntownego planu naprawczego. Potrzebuje nowoczesnego, sprawnego menedżera, który jest w stanie intelektualnie sprostać wyzwaniom za tym idącym, a nie drobnego cwaniaczka, jakim jest pan Lato.
Co dalej będzie z PZPN? Lato doskonale wie, że politycy niewiele mu mogą zrobić, tak jak nie byli w stanie usunąć jego poprzedników. Nie można w państwie prawa odwołać prezesa legalnie działającego stowarzyszenia. Gdyby nawet było można, to UEFA nigdy się nie zgodzi na tego typu ingerencję w jej struktury. Można jedynie mieć nadzieję, że Lato nie zostanie ponownie wybrany – ale na to nie stawiałbym pieniędzy. Lato ma sie dobrze. Okopał się na swojej pozycji i trwa – bo to jedyne zadanie, jakie realizuje. Trwa i ma trwać. Jego pozycją nie zachwiała nawet afera taśmowa, gdy rok temu został oskarżony na łamach prasy przez swojego byłego współpracownika Grzegorza Kulikowskiego o wzięcie łapówki. Kulikowski ujawnił taśmy świadczące o możliwej korupcji przy budowie nowej siedziby związku. Jednak Lato znalazł kozła ofiarnego – ze stanowiska został odwołany sekretarz generalny PZPN Zdzisław Kręcina, i sprawa ucichła. Notabene pochłaniająca grube miliony budowa nowej siedziby w Wilanowie to też jawny skok na kasę. PZPN powinien mieć swoje miejsce na Stadionie Narodowym, chyba nikomu myślącemu nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Tylko że wtedy nikt nie byłby w stanie kręcić lodów na boku.
Lato jest mocny bo trzyma w ręku kasę. On dzieli i rządzi. Nikt mu tutaj nie podskoczy. Po finałach EURO do podziału są ogromne pieniądze, które spłyną w postaci nagród i bonusów. Nie wierzę, że kolesie Grzegorza Laty nie wybiorą go ponownie. Te tzw. „leśne dziadki” wiedzą doskonale, że Lato coś im tam sypnie. W końcu PZPN nie łoży na Orliki, nie daje pieniędzy na rozwój polskiej piłki w młodszych kategoriach wiekowych – za to bez problemu wspomaga starych zramolałych działaczy w okręgach i tym razem na pewno będzie bardzo hojny. Oni wiedzą, że nie dostaliby nic, gdyby przyszedł prawdziwy reformator (taki Zbigniew Boniek na przykład), człowiek z wizją i przede wszystkim chęcią zrobienia czegoś dla polskiej piłki, a nie tylko dla siebie. Tutaj jest wspaniała analogia do polityki – bo też podobnie bezczelny i arogancki jest pan prezes, tak samo jak wielu naszych polityków, zwłaszcza z jednej partii opozycyjnej. Gęby pełne frazesów, pustych obietnic, udawanie zatroskania jakąś sprawą, a tak naprawdę mają to wszystko w nosie. Przypomnę jak niedawno prezes Kaczyński chciał porozmawiać z prezydentem o ważnej dla Polaków ustawie emerytalnej. Umówił się na spotkanie, ale gdy się dowiedział, że będą tam też szefowie innych partii, to się obraził i nie przyszedł. Już sprawa przestała być ważna, los Polaków nagle przestał go obchodzić – ważniejsza jest własna pycha i duma. No bo przecież pan Jarosław jest ponad wszystkich i nie zasiądzie do stołu z byle kim.
Na razie nie znamy innych kandydatów na stanowisko prezesa PZPN. A przepraszam, podobno jeden się zgłosił – Ryszard Czarnecki z PIS. To dopiero byśmy mieli cyrk. Latę trudno zrozumieć jak mówi, ale Czarneckiego to już w ogóle się nie da. I dobrze, bo rzadko mówi z sensem. Nie mogę traktować tej kandydatury poważnie. Mam nadzieję, że zdecyduje się wystartować Zbigniew Boniek, bo jest nie tylko najbardziej znanym w Europie polskim piłkarzem, ale też uznanym biznesmenem, zna języki, umie się zachować w towarzystwie, potrafi mówić długo i z sensem (to rzadkość), ma znajomości w całej Europie, jest przyjacielem Michela Platiniego, obecnego szefa UEFA. Jednym słowem – całkowite przeciwieństwo Laty. Właściwy człowiek do reprezentowania polskiej piłki. Oczywiście Boniek zupełnie nie potrzebuje tej prezesury – i bez tego jest kimś. Nie wiem, czy naprawi polską piłkę, ale wiem jedno – jeśli się zdecyduje, to nie zrobi tego dla kasy (jak Lato), tylko będzie chciał dokonać zmian. A to już coś. Oby tylko mu się chciało…..