O solowym zespole Udo Dirkschneidera, byłego wokalisty bardzo popularnego niegdyś heavymetalowego zespołu Accept, piszę zwykle raz na pięć lat. Więc teraz nadeszła ta pora. Dlaczego tak rzadko? Bo nie bardzo jest o czym. Bo warte wspomnienia albumy wokalista wydaje mniej więcej w takich odstępach. Niedawno ukazał się krążek zatytułowy Touchdown – czli Przyłożenie, określenie z futbolu amerykańskiego, co wyraźnie sugeruje okładka. Ale mniejsza o tytuł, liczy się zawartość, a ta jest dokładnie taka, jakiej należy oczekiwać od tego zacnego rockmana. To nadal dość toporna odmiana metalu, podobnie jak topornie brzmi zachrypnięty wokal Dirkschneidera, ale każdy sięgający po jego krążki doskonale to wie i nie oczekuje żadnej maestrii w tym względzie. Liczy się łojenie, dobre melodie i zabawa w rytm żwawych utworów. Te może nie przejdą do klasyki rocka, ale dostarczają sporo frajdy, i to wystarczy.
Płyty grupy U.D.O. całościowo nie są nigdy wybitne, lecz z każdej da się wykroić coś fajnego. Tutaj też, chociaż nagrania są utrzymane w jednej stylistyce i to utrudnia wybór. Czasem sam się dziwię, że facet mający już 70-tkę na karku, za sobą ponad 35 lat nagrywania albumów wypełnionych identycznymi utworami, jeszcze się nie pogubił i jest w stanie je wszystkie rozróżnić. Cóż… profesjonalista!
Touchdown od razu rusza z kopyta, a początek Isolation Man do złudzenia przypomina słynny Painkiller Judas Priest. Zaraz potem ogarnia nas powódź – The Flood to kawałek bardzo osobisty, bo pekusista grupy i zarazem syn wokalisty, omal nie zginął, gdy woda zalała mu mieszkanie. Samo nagranie bardzo typowe dla formacji, aczkolwiek przydałby się dobry refren. Taki znajdziemy w hitowym i rozpędzonym Forever Free, który jest dobrą wizytówką albumu. Podobnie jak równie udany The Double Dealer’s Club. Jednak przebija to singlowy hicior Fight For The Right, kolejne nagranie z przesłaniem (mieszkający na Ukrainie rosyjski gitarzysta zespołu Andrey Smirnov musiał uciekać do Niemiec po rozpoczęciu wojny), opatrzone antywojennym teledyskiem i refrenem, żeby walczyć o swoje prawa, bo dobro zawsze zwycięży zło. Świetny kawałek, ale wpleciony tu fragment Marszu Tureckiego Mozarta panowie mogli sobie darować. Nie wiem, czy wymieniać dalej, bo reszta jest podobna, choć niekoniecznie już tak dobra. Wypada wspomnieć pilotujący płytę bardzo szybki utwór tytułowy z licznymi „przyłożeniami” w teledysku.
Jak to podsumować? Udo Dirkschneider nadal w formie. Jego grupa wciąż ma się dobrze, a jak ktoś chce poznać ją lepiej, to rok temu, z okazji 35-lecia wydania debiutanckiej płyty, wydano kompilację The Legacy z najlepszymi utworami U.D.O. Touchdown doskonale uzupełnia tamten zestaw. Jeśli chcecie trochę poszaleć przy siermiężnym metalu, gorąco polecam.
Moja ocena 3/5