Root rock, retro rock, vintage, blues rock, hard rock – wiele nazw określa muzykę serwowaną przez powstały pod koniec lat 90. szwedzki zespół Siena Root. Mniejsza o nazwę, chodzi o muzykę w stylu rocka lat 60. i 70., opartą na surowych gitarach, organach Hammonda i ciężkich bębnach. Do tego uduchowiony wokal Zubaidy Solid, która wciąż jest na pokładzie (bo wcześniej na każdej z płyt śpiewał ktoś inny, ale pani ma też inne atuty – obsługuje Hammondy i fortepian elektryczny). Innymi słowy – to muzyka dla fanów klimatów Deep Purple, Uriah Heep, i podobnych klasyków hard rocka złotej dekady. Fakt, że sztokholmczycy nie zyskali popularności, a ich płyty przemijają bez echa, świadczy tylko dobitnie o czasach, w jakich żyjemy, gdzie duszę zastępuje produkcja, a radia serwują niestrawną sieczkę dla gimbazy. Na szczęście każdy wybiera, czego słucha. Ja od wielu lat wybieram Siena Root.
Muzyka grupy przeszła pewną ewolucję, nie tylko za sprawą zmienianych jak rękawiczki wokalistów (bo wcześniej śpiewali faceci). Dzisiaj mniej w niej psychodelicznych odjazdów i zakręconych klimatów, jakie charakteryzowały wczesne albumy. Szwedzi poszli w kierunku prostych, krótkich utworów, co trochę mnie zmartwiło (bo lubiłem tamte nagrania, a gigantów rocka zwykle pamiętamy za rozbudowane dzieła), lecz analogowe brzmienie i klimat minionej epoki pozostały. Reszta to kwestia jakości samych kompozycji. Innymi słowy – czy uda im się napisać na tyle dobre i wyraziste utwory, by te pozostały w pamięci na długie lata. Z tym już trochę gorzej. Ale z drugiej strony – czy każdy musi zostać klasykiem? Absolutnie nie. Grunt, żeby robić to co się lubi, wkładać w to serce, a na pewno ktoś to doceni.
Po tych nieco przydługich filozoficznych rozważaniach przejdę szybko do sedna. Na nowej płycie zatytułowanej Revelation mniej hard rocka i blues rocka, więcej sitaru i fletu, brzmień delikatnych, folkowych, za czym nie przepadam. Z tego powodu odsłuch trochę mi się dłużył, cały czas czekałem na jakieś depnięcie, które nie nastąpiło. Na coś, co może nie zwali z nóg, ale chociaż zostawi z rozdziawioną gębą. A tu nawet najdłuższy w zestawie, 6-minutowy Madukhauns to takie radosne plumkanie bez ładu i składu, do tego bez wokalu. Czyli Revelation to taka współczesna Trójka Zeppelinów? Coś w tym stylu, ale bez przesady. Tam było Since I’ve Been Loving You, był Immigrant Song – więc w trzy minuty można stworzyć dzieło na lata…
Koniec narzekania, bo rewelacji może nie ma, ale i na Revelation znajdują się wspaniałe momenty. Jak na każdym albumie Siena Root. Pierwszy już na starcie – singlowy Coincidence & Fate, organowy wstęp, szybkie wejście sekcji, mocarny bas, a potem już elegancko buja aż do dziwacznego końca, bo utwór wycisza się w swoim najlepszym momencie. Dlaczego??? W ogóle ta pierwsza część płyty jest w starym dobrym stylu, mocno hard- i bluesrockowa, a folkowe smęty wchodzą później (tak, wiem, że niektórzy cenią właśnie te „smęty”, ja mniej). Przyznam jednak, że głos pani Solid bardziej pasuje do sennych klimatów i pastelowych piosenek, niż do rockowego mięcha (wolałem poprzednich wokalistów), niestety jej popisy psują te kawałki i zwyczajnie męczą słuchacza. Gdzie nie drażnią? W Dalecarlia Stroll, bo to… utwór instrumentalny, swoją drogą naprawdę świetny, z szalejącym fletem i rewelacyjnymi organami (aż ciarki chodzą), i nie tylko. A tak na serio widzę tu dwa absolutne majstersztyki. Pierwszy to Dusty Roads, ostatni singel sprzed premiery wydawnictwa, utwór bardzo spokojny, klimatyczny, z piekną partią sitaru (Stian Grimstad), fletu (Lisa Isaksson), gitar i magicznym śpiewem Zubaidy. Jeszcze lepszy wydaje się ostatni na płycie Keeper Of The Flame, który zaczyna się leniwie, ale rozwija się niczym dobra powieść i w finale już daje mocno do pieca.To tyle. Utworów folkowych nie opisuję, bo to nie moja bajka, a stanowią połowę wydawnictwa.
Moja ocena to trzy gwiazdki, bo to jednak udana płyta, nawet jeśli część progresywno-folkowa mi nie podchodzi. Kwartet ze Szwecji utrzymał poziom i jestem bardzo ciekaw, czy za trzy lata (bo regularnie co trzy lata wydaje nową muzykę) pójdzie w kierunku rocka z nowym wokalistą, czy może pani Solid zaserwuje jeszcze większą porcję ballad.
Moja ocena 3/5