RPWL Crime Scene 2023

RPWL Crime Scene recenzja

Niemiecki zespół RPWL (nazwa już trochę nieaktualna, bo pochodzi od pierwszych liter nazwisk założycieli, a do dzisiaj skład się mocno zmienił) istnieje już ponad ćwierć wieku i chociaż czasem stara się wyjść poza schemat, to i tak od początku przylgnęła do niego łatka naśladowców Pink Floyd, lub przynajmniej kontynuatorów ich brzmień. Bawarczycy zaczynali od coverowania utworów brytyjskich klasyków, w 2015 roku nawet wydali krążek o niezbyt odkrywczym tytule RPWL Plays Pink Floyd, ale przecież nagrywają autorskie dzieła, a to najnowsze, zatytułowane Crime Scene, to już ich ósmy studyjny album. Od razu dodam, że duch Pink Floyd nadal się unosi nad nagraniami Niemców i nie ma sensu robić z tego zarzutu. Taki jest ich styl i tyle. Klasycy są po to, by od nich czerpać, a Waters i Gilmour inspirowali tysiące wykonawców. Nie ma tu bezpośrednich nawiązań, ale art rock w wykonaniu RPWL bazuje na tych samych klimatach, trzeba to zaakceptować i zamknąć temat. Pytanie brzmiało, jak dobre utwory tym razem panowie Lang i Wallner zaproponują (jedyni dwaj członkowie oryginalnego składu) i czy przebiją świetnego poprzednika, płytę Tales From Outer Space z 2019 roku.

Absolutnie nie przebili. Co nie znaczy, że nie ma tu magii i cudownych dźwięków – jest całkiem sporo, zwłaszcza gdy Yogi Lang kończy swoje melodeklamacje i pozwala pozostałym muzykom wykazać się swym kunsztem. Wtedy trochę nijakie i mdłe nagrania nabierają życia i zyskują na jakości. Mówię oczywiście o samej muzyce, bo lirycznej treści nie oceniam. Teksty jak teksty – w przypadku RPWL istotne, bo ich płyty przybierają formę concept albumów, drążą jeden konkretny temat, tutaj akurat temat kryminalistów i skłonności ludzi do czynienia zła. Tematyka dość mroczna, niezbyt pasująca do pastelowych nagrań kwartetu i sennych wokali Langa.

Krążek przynosi 6 nagrań i 45 minut muzyki. Czego się spodziewać doskonale obrazuje pierwszy utwór Victim Of Desire. Bardzo spokojny, nieco patetyczny, ale ten patos łagodzi spokojny wokal, a w drugiej połowie wchodzi solo gitarowe i 8 minut mija jak z bicza strzelił. Jeśli to nagranie Wam nie podejdzie, możecie odpuścić resztę, bo dalej jest podobnie. Kolejne dwa są bezbarwne i nie ma co ich wspominać. Life In A Cage ciągnie się niemiłosiernie, ale po trzech minutach, gdy wokalista zejdzie ze sceny, zaczyna się naprawdę cudowna jazda. Niestety gdy robi się dobrze, utwór zostaje wyciszony. Cóż… Mimo wszystko to doskonały wstęp do magnum opus albumu, czyli kompozycji King Of The World. Tu wszystko jest na miejscu, chociaż nie dzieje się tyle, by usprawiedliwić aż 13 minut trwania. Dzięki temu muzycy mogą trochę poszaleć, a na koncertach jeszcze bardziej rozbudować swoje partie. Ładnie „chodzi” bas (wreszcie zatrudniono nowego basistę Markusa Grütznera), imponują klawisze w środkowej partii, a Kalle Wallner czaruje swą gitarą. To RPWL w swojej najlepszej formie. Na koniec zostawiono Another Life Beyond Control, utwór inspirowany historią Karla Denke, kanibala z Münsterbergu, który wręcz atakuje słuchacza od pierwszych dźwięków i jest to najmocniejsza rzecz z całego wydawnictwa. Ostry finał łagodnego albumu.

RPWL miewał krążki całościowo lepsze, bardziej zróżnicowane, z większą ilością pomysłów (choćby poprzedni z 2019 roku), ale Crime Scene mimo pewnej monotonii też jest płytą udaną. Przypadnie do gustu wielbicielom późnego Pink Floyd (tego Gilmourowskiego) i może być dobrym początkiem przygody z tą formacją. Polecam sięgnąć po starsze albumy, szczególnie kapitalny debiut God Has Failed z 2000 roku.

Moja ocena 3/5

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: