Pora na coroczne podsumowanie sezonu w 5 najmocniejszych ligach Europy oraz w naszej Ekstraklasie. Oto kilka słów komentarza o tym, jak przebiegała ligowa rywalizacja w 6 krajach Europy – w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, Włoszech, Francji i w Polsce. Lecimy po kolei, według poziomu i znaczenia poszczególnych rozgrywek.
ANGLIA Premier League
Mistrz: Manchester City, 89 pkt., bramki 94-33, trener Pep Guardiola
Puchar: Manchester City – Manchester United 2-1, trener Pep Guardiola
Król strzelców: Erling Haaland – 36 goli
Byliśmy świadkami bardzo interesującej walki o tytuł w Premier League. Liverpool przeżywał kryzys i sam się szybko wyeliminował z walki o tytuł, ale jego miejsce nieoczekiwanie zajął Arsenal. Praca Mikela Artety (uczeń Guardioli!) wreszcie dała efekty i Kanonierzy rządzili w lidze przez całą jesień i zimę, mając nawet 8 punktów przewagi nad City. Dopiero zadyszka tych pierwszych i genialna końcówka drugich zmieniła układ sił. Guradiola dopracował swą maszynę do perfekcji, wygrywał wszystko i na finiszu przegonił rywala kończąc z przewagą 5 punktów. Do mistrzostwa Manchester City dorzucił jeszcze triumf w Pucharze Anglii, gdzie pierwszego gola stracił dopiero w finale, oraz w Lidze Mistrzów, w której miażdżył rywali na własnym stadionie (m.in. 7-0 z Lipskiem, 3-0 z Bayernem i 4-0 z Realem). Dominacja totalna drużyny Pepa. Warto dodać, że Harry Kane ze słabiutkiego w tym sezonie Tottenhamu strzelił aż 30 goli, czyli więcej niż wtedy, gdy kilkukrotnie wygrywał koronę króla ligowych strzelców, ale tym razem nawet tyle nie wystarczyło, bo do Premier League zawitał cyborg. Erling Håland w barwach The Citizens zdobył 36 goli w lidze ustanawiając nowy rekord rozgrywek. Łącznie tych goli strzelił 52 (m.in. 12 w Lidze Mistrzów, gdzie też został królem strzelców).
HISZPANIA La Liga
Mistrz: Barcelona, 88 pkt., bramki 70-20, trener Xavi Hernández
Puchar: Real Madryt – Osasuna 2-1, trener Carlo Ancelotti
Król strzelców: Robert Lewandowski (Barcelona) – 23 gole
Po sezonie sukcesów wydawało się, że Real Madryt ma wszystko, by znów wygrać ligę hiszpańską. Ale nie z Ancelottim! Włoch nigdy nie obronił mistrzostwa. Trenował same wielkie kluby i przez 25 lat wygrał ligę krajową tylko 5 razy, zawsze w innym kraju. Nie wygrał jej więc i teraz, bo nie umiał zmotywować piłkarzy do wysiłku. Wygrała Barcelona, bo jej bardziej zależało. Mimo kryzysu kupiła kilku nowych zawodników, na czele z naszym Robertem Lewandowskim, i walczyła o każdy punkt. Walczyła wtedy, gdy Real odpuszczał. Przepychała nawet słabe mecze, 11 razy wygrała w stosunku 1-0 – to liczba absurdalna dla takiego klubu, Xavi przebił nawet Simeone i jego toporny futbol, ale co z tego? Wygrał i to się liczy. Real świetnie zaczął, ale nie wytrzymał tempa. Emocje skończyły się szybko, bo w już w marcu, gdy Barcelona odskoczyła na 12 punktów, a przecież jesienią, przed mundialem, oglądała plecy Realu. Madrytczycy powetowali sobie tę stratę wygrywając Puchar Króla i w półfinale eliminując Barcelonę po zwycięstwie 4-0 na Camp Nou. To wynik historyczny, bo tak wysokiego lania Real Barcelonie dawno nie spuścił. Odwrotnie owszem, nawet kilka razy. Sam ten wynik pokazuje, jaki potencjał tkwił w drużynie Ancelottiego, gdyby tylko chciała się wysilać.
NIEMCY Bundesliga
Mistrz: Bayern, 71 pkt., bramki 92-38, trener Julian Nagelsmann/Thomas Tuchel
Puchar: Lipsk – Eintracht 2-0, trener Marco Rose
Król strzelców: Niclas Fullkrug (Werder), Christopher Nkunku (Lipsk) – 16 goli
Rok w rok piszę, że w Niemczech nie trzeba rozgrywać meczów, można od razu przyznać tytuł Bayernowi. Ostatnia dekada to 10 tytułów Bawarczyków. I teraz Bayern wygrał po raz 11. z rzędu, chociaż po drodze robił wszystko, by tak się nie stało. Najpierw zwolniono trenera Nagelsmanna, rzekomo za słabe wyniki, ale było to tuż po wyeliminowaniu PSG w Lidze Mistrzów, więc wyniki nie były takie złe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że trzeba było zastąpić Roberta Lewandowskiego, który strzelał gole hurtowo, a na jego miejsce nikt wielki nie przyszedł. Nagelsmanna zastąpił Thomas Tuchel i od razu dostał baty od Manchesteru City, na dodatek gubił punkty w lidze i przed ostatnią kolejką dał się wyprzedzić Borussii Dortmund. Zapowiadało się na sezon bez trofeów, a wielki chaos w najbardziej uporządkowanym klubie świata spotęgowało wyrzucenie w niezbyt elegancki sposób prezesa Olivera Kahna i dyrektora sportowego Hasana Salihamidžicia. Jednak w ostatniej kolejce zdarzył się cud – by zdobyć tytuł Borussia na własnym stadionie musiała wygrać ze słabiutkim Mainz. Nie dała rady. Przegrywała 0-2, ostatecznie zremisowała po golu w 96 minucie. I tak była mistrzem przez kilkanaście minut, bo Bayern remisował swój mecz z FC Köln, ale w 89 minucie Musiala strzelił bramkę na miarę mistrzostwa. Tak oto Bayern wygrał swój kolejny tytuł, a Borussia została frajerem roku.
WŁOCHY Serie A
Mistrz: Napoli, 90 pkt., bramki 77-28, trener Luciano Spalletti
Puchar: Inter – Fiorentina 2-1, trener Simone Inzaghi
Król strzelców: Victor Osimhen (Napoli) – 26 goli
Cóż to był za sezon we włoskiej Serie A. Faworyci zawodzili jeden po drugim. Milan gdzieś zapodział swój gen zwycięstwa, Inter regularnie gubił punkty, Juventus remisował lub przegrywał, a gdy wreszcie się poukładał i zaczął wygrywać, wtedy odebrano mu 15 punktów za machlojki finansowe. Po odwołaniu karę zmniejszono do 10 punktów, ale to i tak wyrzuciło klub z Ligi Mistrzów (ostatecznie Bianconeri zagrają tylko w Lidze Konferencji). Jedynym klubem, który od początku regularnie punktował, było Napoli. Z każdą kolejką klub Piotra Zielińskiego oddalał się od reszty, aż w końcu stracił peleton z pola widzenia. Ostatecznie Napoli wygrało z przewagą 16 punktów nad Lazio. Świetny sezon neapolitańczyków mógł być jeszcze lepszy, bo łatwa drabinka sprawiła, że jeden klub włoski musiał trafić do finału Ligi Mistrzów, ale akurat w starciu z Milanem Napoli przeżywało gorszy moment i odpadło w ćwierćfinale. Ale i tak zdobycie scudetto po 33 latach to wielkie wydarzenie, a Victor Osimhen stał się jednym z najbardziej pożądanych napastników na rynku.
FRANCJA Ligue 1
Mistrz: PSG, 85 pkt., bramki 89-40, trener Christophe Galtier
Puchar: Toulouse – Nantes 5-1, trener Philippe Montanier
Król strzelców: Kylian Mbappé (PSG) – 29 goli
Paris Saint-Germain to bardzo dziwny klub. Zmontowali pakę, że klękajcie narody, ale wyników brak, bo nikt tam nie jest zadowolony, nikt się za bardzo nie angażuje, dlatego ich gra dokładnie tak wygląda – nijako i przeciętnie. Oczywiście słabiutką Ligue 1 wygrywają bez problemów (chociaż w tym roku tylko 1 punkt przewagi nad Lens), ale już w Lidze Mistrzów znów odpadli w 1/8 nie strzelając nawet jednej bramki. Mając Neymara, Messiego i Mbappé. Ale ten pierwszy więcej baluje niż gra i co chwila jest kontuzjowany, ten drugi wygrał mundial i nie bardzo się stara w klubie, który i tak latem opuści, jedynie ten trzeci robi liczby, chociaż też nie takie, jak np. Håland w dużo trudniejszej lidze. Więc PSG znów wygrał ligę, bo konkurencji tam nie ma żadnej – wystarczy powiedzieć, że np. Marsylia 12 punktów za liderem, z ostatnich 5 meczów przegrała 4, czyli dokładnie straciła 12 punktów, a mogła być mistrzem. Mogła, ale tam każdy z każdym może wygrać i nikogo to nie zdziwi. Więc wygrywa najbardziej regularny PSG, chociaż i tak nikogo to nie rusza, bo katarskie setki milionów wpompowano w klub, by wygrać Ligę Mistrzów, a nie ogórkową Ligue 1. Katarczycy myśleli, że wystarczy skorumpować UEFĘ, kupić znanych piłkarzy i reszta sama się zrobi. No jednak się nie zrobi.
POLSKA Ekstraklasa
Mistrz: Raków, 75 pkt., bramki 63-24, trener Marek Papszun
Puchar: Legia – Raków 0-0, k.6-5, trener Kosta Runjaić
Król strzelców: Marc Gual (Jagiellonia) – 16 goli
W Polsce jak to w Polsce – liga słaba, mecze nudne, a najmniej nudną ekipą był Raków z Częstochowy, dlatego wygrał. Już rok temu był blisko, ale dopiero teraz wyraźnie dominował nad resztą stawki. Legia się pozbierała, ale nie była w stanie dotrzymać kroku, ostatecznie zajęła drugie miejsce, a odbiła to sobie w Pucharze Polski, gdzie po nad wyraz nudnym meczu na 0-0 wygrała z Rakowem w rzutach karnych. Z kolei Lech po ostrym finiszu był trzeci, bo pierwszą połowę sezonu przespał, za to świetnie prezentował się w Lidze Konferencji, w której dotarł do ćwierćfinałów. Jak widać, walka na dwa fronty to zbyt wiele. I tyle. Na koniec warto dodać, że w drugiej lidze skompromitowała się krakowska Wisła, która rok temu nieoczekiwanie spadła z Ekstraklasy i miała szybko wrócić, ale w barażach na własnym stadionie przegrała 1-4 z Puszczą Niepołomice. Komentarz zbyteczny.