ROYAL BLOOD Typhoons

Royal Blood Typhoons recenzjaROYAL BLOOD
Typhoons
2021

Nie rozpieszczają słuchaczy panowie z Royal Blood. W 2014 roku 30-minutowy debiut, trzy lata później album How Did We Get So Dark? i kolejne 10 krótkich podobnych do siebie piosenek. Potem cztery lata przerwy i chłopaki wracają z 13 utworami. No szacunek, że dali z siebie aż 45 minut nowej muzyki (licząc razem z bonusami), ale i tak utrzymali średnią zaledwie trzech piosenek na rok. Co za lenie! A był debiut roku, wielka nadzieja Brytyjczyków, nowy Led Zeppelin – i tak dalej (po szczegóły odsyłam do moich poprzednich recenzji – linki wyżej). Ale nie ma co narzekać, mamy co mamy, a chłopaki sami pewnie wiedzą (albo się dowiedzą), że takie nieróbstwo to droga ku zapomnieniu. Płyta Typhoons ukazała się rok temu, w apogeum covidowej histerii, ale jakoś nie czułem pilnej potrzeby, by ją opisać. Skoro oni się nie spieszą, to i ja nie muszę…

Teraz krótka, acz niezbędna lekcja historii. Royal Blood tworzy tylko dwóch panów, Mike Kerr (wokal + bas) i Ben Thatcher (perkusja). Da się grać garażowy rock w składzie zredukowanym do duetu? Da się, i w 2014 roku chłopaki pokazali, jak to robić. Pozamiatali konkurencję. Rozruszali skostniały rockowy świat pokładami energii bijącej z ich prostych piosenek opartych na ciętych riffach i mocnym rytmie. Obie płyty były w zasadzie identyczne. Teraz nadszedł syndrom trzeciego albumu, często kryzysowego dla wielu zespołów. Jak sobie z tym poradził alternatywny duet z Brighton? Ano… przestał być alternatywny. Rockowe skóry zamienił na kolorowe koszule i z garażu wyskoczył do dyskoteki. Już nie będzie mowy o porównaniach z Led Zeppelin, bardziej z Daft Punk, bo to ten kierunek. Dostaliśmy płytę wypełnioną disco rockiem, przy której nóżka owszem chodzi, ale gęba rozdziawiona ze zdziwienia nie pozwala tego w pełni docenić. Duet oferujący surowe brzmienie do swych piosenek dodał chórki, masę wstawek i instrumentalnych smaczków, a najważniejszą rolę pełnią rytm i groove oraz podszyta elektroniką produkcja. I co tu więcej napisać?

Oczywiście, że nie trzeba tkwić w jednym gatunku, że można rozwijać swą muzykę, poszerzać horyzonty, ale aż tak? Jasne, że całość jest bardziej trendy, nowocześniejsza, świeższa, jednak przez pryzmat poprzedniego wcielenia oczekiwałem bardziej wyrazistych, rockowych utworów, a nie porzucenia stylu na rzecz klubowej łupanki. Nie wiem, czy to kwestia odosobnienia w pandemii, którą trzeba odreagować, czy reakcja na udany odwyk Mike’a – wokalista tak szalał, że musiał się leczyć, a po wyjściu na prostą świat znów jest kolorowy i trudno siedzieć w garażu. Rozumiem, ale czy wyobrażacie sobie np. AC/DC konkurujące z Depeche Mode czy Lady Gagą? Lecz pominąwszy rozczarowanie Typhoons wchodzi bardzo łatwo. I wychodzi jeszcze łatwiej, bo wszystkie nagrania są identyczne. No nie wszystkie, bo nie wiedzieć czemu na końcu jest ballada śpiewana wyłącznie przy akompaniamencie pianina All We Have Is Now, ładna ale pasuje jak kwiatek do kożucha. Jest jeden utwór, który przypomina stare dobre czasy i zasługuje na uwagę. Oparty na soczystym gitarowym riffie Boilermaker wyprodukowany przez Josha Homme’a, lidera Queens Of The Stone Age, jednego z idoli chłopaków z Royal Blood, to najmocniejszy kawałek na całym krążku. Niezłe są też dodane w wersji cyfrowej SpaceKing, nie ma w nich śladu po dyskotekowych rytmach. A z całej reszty polecam pulsujący Trouble’s Coming, bo pilotował wydawnictwo i jest najbardziej przebojowy, oraz Mad Visions, bo ma fajny riff (Money For Nothing?) i udaje rockowy numer. I na koniec wyszło na to, że wybrałem całkiem sporo…

To nie tak, że Typhoons to bardzo zły album. Jest inny, ale na swój sposób może się podobać (zwłaszcza tym, którzy nie słyszeli poprzednich płyt). Piosenki są zrobione na jedno kopyto, dlatego zyskują w mniejszych dawkach, i tak radzę ich słuchać. Wtedy ta mieszanka ostrego rocka i popowej melodyjności zyskuje na sile.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: