BEAST IN BLACK
Dark Connection
2021
Genezę powstania zespołu Beast In Black wyjaśniłem komentując jego poprzedni, świetny zresztą album From Hell With Love. W skrócie tylko przypomnę, że grupa powstała w 2015 roku w Helsinkach, gdy gitarzysta i twórca piosenek Anton Kabanen odszedł z Battle Beast i stworzył własny projekt. Po dwóch ostrych jak brzytwa płytach panowie wydali równie bezkompromisowy krążek Dark Connection. „Nowy zespół Antona pozytywną energią, pomysłem i jakością kompozycji bije na głowę poprzedni. Dawno nie słyszałem metalowego albumu z tak dużą ilością dobrych, dających kopa piosenek. Trudno przy tym wysiedzieć. W aucie polecam zamiast benzyny.” Tak pisałem w 2019 roku i przy nowym wydawnictwie wszystko mogę powtórzyć. To melodyjny heavy metal, czyli po prostu power metal, z symfonicznym zacięciem i współcześnie brzmiącymi syntezatorami (które mi tu akurat niezbyt podchodzą, ale trudno), wszystko skrojone na modłę lat 80., więc bardzo przebojowe, jednocześnie cholernie ostre.
Nie jestem fanem symfonicznego rocka z chóralnymi refrenami, ale akurat Bestia w Czerni całkowicie mnie kupiła. Jej trzeci atak umiejętnie spaja elementy dwóch poprzednich – siłę i potęgę debiutu oraz przebojowość Pozdrowień z piekła. To „połączenie” może nie jest bardzo „mroczne”, bo są tu też elementy kiczowate, w końcu to miks metalu z disco i popem z lat 80., a tego typu proste granie służy głównie zabawie i rozrywce, dlatego potrzebny jest pewien dystans, ale słucha się tego naprawdę dobrze. Otwierający zestaw, rozpędzony Blade Runner robi piorunujące wrażenie i doskonale pokazuje, co będzie dalej. Ostra jazda bez trzymanki, która kontynuują równie udane i bardziej przebojowe Bella Donna i Highway To Mars. „Kosmiczne” tytuły wskazują na zawartość tekstów, lecz w zasadzie tematykę świetnie określa futurystyczna okładka, i oczywiście teledyski do singlowych hitów (dodam, że muzycy są zafascynowani japońską mangą i anime). Płytę pilotował utwór Moonlight Rendezvous, który długo się rozkręca i jest pewnym ukłonem w stronę popu, ale moim faworytem jest Hardcore z erotycznym wideoklipem, w którym bohater uprawia seks z syntetyczną kobietą, a reszta panów ogląda to w wirtualnych okularach. Pal licho obraz, sam utwór jest świetny. Podobnie jak bardziej hardrockowy Dark New World, który trzyma tempo, nie zwalnia podczas zwrotek (jak wiele innych). Drugim singlem był One Night In Tokyo, którego wstęp chłopaki zapożyczyli od Culture Beat i ich dyskotekowego hitu Mr. Vain, ale po chwili wszystko wraca do normy. I tak jest do samego końca, a mocarne riffy dwóch gitar (obok Kabanena gra Kasperi Heikkinen) i wściekłe solówki przypominają, że to jednak rasowy metal, nawet jeśli momentami lekko ucywilizowany. Oprócz mięsistych riffów i perfekcyjnej pracy całej sekcji warto też podkreślić świetnie pasujący do muzyki, mocny i wyrazisty głos greckiego wokalisty Yannisa Papadopoulosa. Jedyny na płycie spokojniejszy moment to nagranie My Dystopia, po którym mamy jeszcze dwa covery piosenek Manowar i… Michaela Jacksona. Tak, tak, król popu i fińscy rockowcy to intrygujące zestawienie, a utwór They Don’t Care About Us zyskał tu nowe życie. Nie odbiega zbytnio od oryginału, ale jest bardziej dynamiczny i…, co to ukrywać, lepiej zaśpiewany. Chyba że ktoś woli stękający wokal Michaela…
Dark Connection to kolejny bardzo solidny i nieco szalony album Beast In Black. O plusach wspomniałem, ale w tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu. Pod względem budowy i melodii utwory są do siebie dość podobne, co może powodować pewne znużenie. Jednak taka uroda power metalu, trudno tu o eksperymenty czy progresywne odjazdy. Ja lubię takie granie i po wysłuchaniu całości zamiast zmęczenia odczułem potrzebę włączenia jeszcze raz. Co kto lubi. Świetna płyta, swoją energią mogłaby obdzielić kilka innych. Ciekawe, jak odpowie Battle Beast…