SAXON
Carpe Diem
2022
Carpe diem. Chwytaj dzień. Mądre hasło. Innymi słowy: ciesz się każdą chwilą, doceniaj to co masz. Tak właśnie zatytułował swój ostatni album zespół Saxon, kultowa brytyjska formacja, która współtworzyła w latach 80. rockowy nurt zwany New Wave of British Heavy Metal. To wtedy, gdy punk rock stracił na znaczeniu, hard rock w bardzo dynamicznej wersji odrodził się dzięki takim zespołom jak Iron Maiden, Motörhead, Def Leppard czy Saxon. Panowie grają już 45 lat, a w ostatniej dekadzie przeżywają prawdziwą drugą młodość. Sacrifice z 2013 roku czy pięć lat młodsza Thunderbolt to naprawdę solidne rockowe dzieła, co najmniej na poziomie najlepszych płyt Brytyjczyków z lat 80. i 90. Przyznam, że z ciekawością czekałem na ich kolejny krążek, bo bardzo mi się podoba to ich nowe wcielenie. Wprawdzie w 2021 roku ukazał się album Inspirations z coverami utworów ich idoli (m.in. The Kinks, The Beatles, Rolling Stones, Jimi Hendrix, Motörhead, Thin Lizzy, Deep Purple, Led Zeppelin), ale nie opisywałem go, bo odegranie klasyków było zaledwie poprawne. Wolę ich autorskie kompozycje, takich mamy na płycie Carpe Diem 10. Chwytam je więc i doceniam, bo wszystkie są świetne!
Przyznam uczciwie, że zatkało mnie po wysłuchaniu tej płyty, jeśli chodzi o poziom tej produkcji – mam tu na myśli nie tylko nowoczesne brzmienie (w końcu szefem był genialny Andy Sneap, ten od Accept, Judas Priest, Dream Theater, itd.), ale też pasję włożoną w każdy utwór i młodzieńczą wręcz werwę. Jakby chcieli pożreć świat. Pandemia i odosobnienie chyba powodują jakiś nagły przypływ weny twórczej, bo kapitalne albumy wydali też inni weterani rocka Axel Rudi Pell, Accept czy Scorpions. Omawiany krążek idealnie się wpisuje w ten trend. Jest brutalny, bezkompromisowy, uzależniający, a zarazem cholernie przebojowy – w dobrym tego słowa znaczeniu, bez żadnych ukłonów w stronę komercji i refrenów do nucenia pod prysznicem. To agresywny heavy metal, ale pełen dobrych melodii, dzięki temu przystępny, a wierzcie mi – wcale nie jest łatwo napisać 10 ostrych utworów (żadnych ballad!), które nie nudzą mimo pewnego podobieństwa i ograniczeń gatunku. Brytyjczykom to się udało. Swój poprzedni krążek Thunderbolt z 2018 roku przebili o kilka długości.
Nie wiem, czy jest sens wymieniać poszczególne nagrania, bo przy każdym kolejnym odsłuchu wyłapuję coś innego i pojawia się nowy faworyt. Na starcie tytułowy Carpe Diem po klimatycznym intro wgniata w fotel swą mocą i czaruje refrenem. Age Of Steam rozkręca się całą minutę, ale potem wżera się w mózg i już nie odpuszcza. Oczywiście jak zawsze to rozpędzone utwory z porywającymi solówkami Paula Quinna i Douga Scarratta stanowią o sile wydawnictwa, ale te utrzymane w średnim tempie też robią robotę. A wręcz błyszczą, jak singlowy The Pilgrimage, typowy dla Saxon, oparty na magicznym riffie killer z porywającą solówką i fajnym zwolnieniem w środkowej części. Takim rockowym (chciałem napisać „sabbathowym”) walcem rozgniatającym wszystko po drodze jest też Lady In Grey, utwór nieco toporny. Reszta to już dynamiczne metalowe petardy z hitowym potencjałem, jak klasyczna dla stylu grupy, trzymająca melodię Remember The Fallen, pełna ognistych solówek All For One czy judasowa, wściekła Super Nova (aktualnie obok tytułowego to mój ulubiony utwór), która poza melodią i chwytliwym refrenem rozwala cudownym przełamaniem. I tak dalej. Poza pracą gitarzystów (i całej sekcji) warto dodać, że Biff Byford przekroczył 70-tkę, a śpiewa jak młodzieniaszek (wiem, wiem, jest w tym trochę sztuczek Sneapa, ale bez przesady).
Dla mnie to najlepszy album Saxon. Koniec, kropka. Najlepszy ever. Brzmi obrazoburczo, ale nawet te najsłynniejsze płyty z lat 80. nie były tak spójne, obok genialnych kawałków miały zawsze kilka nietrafionych. Żadna z płyt nie trzymała tak równego poziomu jak Carpe Diem. Chociaż na pewno niektóre potrafiły wylansować większe przeboje. Może brakuje odrobiny wyrazistości i nie każdemu przypadnie do gustu taka dawka metalowego łojenia (stąd ciut niższa ocena, takie cztery i pół gwiazdki), ale ja akurat to lubię i doceniam. Carpe diem. Seize the day.