Zakończył się wyjątkowy sezon ligowy – sezon bez kibiców, sezon naznaczony pandemią COVID-19 i pełen kontuzji, sezon napięty i skrócony, w którym nie było czasu na przygotowania ani odpoczynek. Jednak rozegrano wszystkie mecze i zapadły wszystkie rozstrzygnięcia, w tym wiele niespodziewanych. Pora więc na moje tradycyjne podsumowanie sezonu w 5 najmocniejszych ligach Starego Kontynentu i w naszej skromnej Ekstraklasie, która z pewnością do mocnych nie należy, ale jest nasza i choćby dlatego wypada o niej wspomnieć. Oto kilka słów komentarza o tym, co się działo i jak przebiegała ligowa rywalizacja w 6 krajach Europy – w Anglii, Hiszpanii, Niemczech, Włoszech, Francji i w Polsce.
ANGLIA Premier League
Mistrz: Manchester City, 86 pkt., bramki 83-32, trener Pep Guardiola
Puchar: Leicester – Chelsea 1-0, trener Brendan Rodgers
Król strzelców: Harry Kane (Tottenham) – 23 gole
Mistrz Anglii, bezapelacyjny hegemon poprzedniego sezonu Liverpool po świetnym stracie dostał mocnej zadyszki i bardzo szybko odpadł z walki o mistrzostwo, a dopiero rzutem na taśmę zapewnił sobie miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów. Z kolei Manchester City, po fatalnym rozpoczęciu rozgrywek (miejsce poza 10-tką po kilku meczach), odpalił tryb wygrywania i po kilkunastu zwycięstwach z rzędu zostawił konkurencję daleko w tyle. Guardiola stworzył maszynę niemal perfekcyjną, która także w Lidze Mistrzów doszła do finału, w którym nie podołała Chelsea. Z Chelsea wiąże się jeszcze lepsza historia – w połowie sezonu, gdy londyńczycy byli w środku tabeli, zwolniono Franka Lamparda, a trenerem został wyrzucony z PSG Thomas Tuchel. Niemiec dokonał cudu – odmienił drużynę jak za dotknięciem magicznej różdżki i nie tylko dotarł do finału Pucharu Anglii (gdzie niespodziewanie uległ Leicester), nie tylko zajął 4 miejsce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów, ale także tę Ligę Mistrzów wygrał pokonując w finale faworyzowane City. Leicester z kolei pod wodzą Brendana Rogersa wygrał Puchar Anglii, ale drugi rok z rzędu w ostatniej kolejce stracił miejsce gwarantujące Ligę Mistrzów. To już czyste frajerstwo. Wicemistrzostwo dla United, który po pozyskaniu Bruno Fernandesa gra naprawdę dobrze (w tabeli strzelców Portugalczyk zajął 3 miejsce za Kane’em i Salahem – 18 goli i aż 12 asyst). Dominację Premier League potwierdziły europejskie puchary, bo dwa angielskie kluby grały w finale Ligi Mistrzów, a w gdańskim finale Ligi Europy wystąpił Manchester United, który niespodziewanie przegrał z Villarrealem. Tak oto Unai Emery wywalczył swój czwarty puchar (trzy poprzednie z Sevillą) i uratował honor hiszpańskiej piłki.
HISZPANIA La Liga
Mistrz: Atlético, 86 pkt., bramki 67-25, trener Diego Simeone
Puchar: Barcelona – Athletic 4-0, trener Ronald Koeman
Król strzelców: Leo Messi (Barcelona) – 30 goli
Wobec przebudowy i mocnego zjazdu formy Realu Madryt i Barcelony hiszpańska La Liga przeżywa trudne chwile. Przestała być tak atrakcyjna, a walka o mistrzostwo przypominała w tym sezonie wyścig żółwi. Ostatecznie jako pierwsze do mety doczłapało madryckie Atlético o rzut beretem przed Realem, a wszystko rozstrzygnęła ostatnia kolejka. Właściwie już na półmetku wydawało się jasne, że wygra ekipa Diego Simeone. Los Colchoneros zgromadzili 50 punktów i wyprzedzali rywali o dwie długości. Potem jednak zaczęli je masowo gubić i był moment, że mogli stracić prowadzenie na rzecz Realu. Królewscy jednak zmarnowali szansę, nie umieli wygrać z Sevillą i ostatecznie Atlético dowiozło te 2 punkty przewagi do samego końca. Gole na wagę zwycięstwa strzelał im w dwóch ostatnich kolejkach wywalony z Barcelony Luis Suárez, a najlepszym zawodnikiem mistrzowskiej ekipy był odrzucony przez Zidane’a i sprzedany za grosze Marcos Llorente (miał statystyki double-dobule – kiedy ostatnio w Realu ktoś takie zanotował?). Tak oto dwaj wielcy rywale mają swój spory udział w tytule Atlético. Blaugrana nie wytrzymała tempa i była trzecia, a wicemistrzostwo Realu Madryt przy 60 kontuzjach i 10 przypadkach koronawirusa należy uznać za sukces ekipy Zidane’a. Może nie do końca sukces, bo madrytczycy chociaż wygrali z Atlético i dwukrotnie z Barceloną, to jednak nie umieli się zmobilizować na pozornie łatwiejsze mecze i zgubili dużo punktów ze słabeuszami zaliczając pierwszy od 11 lat sezon bez trofeów, ale pogoń za liderem była pasjonująca i wynagrodziła mizerny poziom całych rozgrywek, a pretendentów w szczególności. Barcelonie na pocieszenie został Puchar Króla i tytuł pichichi, który rok w rok ląduje z rękach (czy raczej nogach) Leo Messiego.
NIEMCY Bundesliga
Mistrz: Bayern, 78 pkt., bramki 99-44, trener Hansi Flick
Puchar: Borussia Dortmund – Lipsk 4-1, trener Lucien Favre/Edin Terzić
Król strzelców: Robert Lewandowski (Bayern) – 41 goli
Wreszcie zrobiło się ciekawie w Niemczech. Nie, nie z powodu słabości Bayernu – Bawarczycy nie oddali mistrza, wygrywają regularnie od 2013 roku i zapewne za rok czy dwa nie będzie inaczej. Swój 9. z rzędu tytuł zdobyli bez większych problemów, bo Hansi Flick stworzył piłkarskiego potwora, ale i ten potwór miewał gorsze momenty. Jeden kosztował ich krajowy puchar, gdzie przegrali z drugoligowcem, drugi dopadł ich w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, gdy musieli uznać wyższość PSG. W lidze jednak zmiatali kolejnych rywali, a rekordy strzeleckie bił Robert Lewandowski. Polak coraz bardziej zbliżał się do rekordu wszech czasów słynnego Gerda Müllera, który 50 lat wcześniej strzelił w lidze 40 bramek. Gdy w przedostatniej kolejce Lewy trafił po raz 40., w Niemczech odbyła się debata, czy powinien pobić ten rekord. Bo jak to – Polak ma być lepszy od narodowego bombera? Polak ma na lata zapisać się na kartach historii ligi niemieckiej? W ostatniej kolejce napięcie sięgnęło zenitu, gdy bramkarz Augsburga Rafał Gikiewicz bronił kolejne strzały rodaka, ale w ostatniej minucie skapitulował i Lewandowski pobił rekord. Najlepszy obecnie napastnik świata strzelił 41 bramek, pobił wynik Müllera i z dużą przewagą nad resztą stawki zdobył europejski Złoty But. Reszta nie ma wielkiego znaczenia. Drugi był Lipsk, trzecia Borussia, czwarty Wolfsburg. Do listy frajerów sezonu warto dopisać Eintracht, który na kilka kolejek przed końcem miał 7 punktów przewagi nad Dortmundem. Piłkarze z Eintrachtu nagle zaczęli wszystko przegrywać (nawet z dawno zdegradowanym Schalke 04, które miało na koncie tylko dwa zwycięstwa) i ostatecznie skończyli o 4 oczka za Borussią, która cały sezon rozczarowywała, lecz finisz miała wielki, ukoronowany zdobyciem Pucharu Niemiec.
WŁOCHY Serie A
Mistrz: Inter, 91 pkt., bramki 89-35, trener Antonio Conte
Puchar: Juventus – Atalanta 2-1, trener Andrea Pirlo
Król strzelców: Cristiano Ronaldo (Juventus) – 29 goli
Wreszcie działo się w lidze włoskiej. Po 9 latach dominacji Juventusu pojawił się klub, który zdetronizował turyńczyków, i to w naprawdę dobrym stylu, bo aż z 13 punktami przewagi. To prowadzony przez Paolo Conter Inter, który rządził niepodzielnie, chociaż jeszcze na półmetku prowadził drugi klub z Mediolanu. Odrodzenie Milanu to druga wielka wiadomość Serie A. Milan znów zachwyca, znów gra dobrze i skutecznie, i po drobnej zadyszce dzięki świetnemu finiszowi zameldował się na 2 miejscu ligi wyprzedzając Atalantę. Do samego końca trwała walka o 4 miejsce premiowane udziałem w Lidze Mistrzów. Aż trudno uwierzyć, bo do ostatniej kolejki było tam Napoli. Wystarczyło im wygrać u siebie ze słabiutką Veroną i strącić Juventus do europejskiego niebytu. A jednak piłkarze Gennaro Gattuso zagrali fatalnie, tylko zremisowali i frajersko oddali miejsce Juventusowi. Bianconeri na pocieszenie wygrali Puchar Włoch, ale to nie uratowało posady trenera. Andrea Pirlo sobie nie poradził i zastąpił go Massimiliano Allegri, który po dwóch latach przerwy wrócił na stare śmieci.
FRANCJA Ligue 1
Mistrz: Lille, 83 pkt., bramki 64-23, trener Christophe Galtier
Puchar: PSG – Monaco 2-0, trener Thomas Tuchel/Mauricio Pochettino
Król strzelców: Kylian Mbappé (PSG) – 27 goli
We Francji rządzony przez arabskie pieniądze Paris Saint-Germain rok w rok wygrywa tytuł z adekwatną do stanu finansów przewagą nad resztą stawki. Przy skorumpowanej UEFA i niedziałającym Finansowym Fair Play zabawka kuwejckiego szejka może być pompowana dowolną ilością pieniędzy i rządzi we francuskim futbolu od 2012 roku. Jednak z przerwami, bo w 2017 roku mistrzem zostało Monaco, więc Nasser Al-Khelaïfi szybko wykupił ich największą gwiazdę Kyliana Mbappé i Monaco odeszło w niebyt. Podobnie robi Bayern w Niemczech, też osłabia rywali wykupując ich zawodników. Prawo bogatego. Ten przydługi wstęp jest konieczny, bo oto tym razem okazało się, że pieniądze szczęścia nie dają. Może szczęście tak, ale tytuły niekoniecznie. Ligue 1 wygrało Lille, a raczej ligę przegrał PSG, bo mając 8 porażek na koncie paryżanie nie mogli na wiele liczyć. Lille wygrało o 1 punkt, lecz wcale nie było takie mocne. To Paryż zawiódł lekceważąc rywali i zbyt często gubiąc punkty, i to mimo Neymara i króla strzelców Mbappé w składzie. Na osłodę został Puchar Francji, ale i tak PSG dzierży tytuł frajera sezonu, bo niewygranie ligi z takim składem przebija to, co zrobiło Napoli czy Leicester. Wyczyn tych dwóch powtórzył Lyon, który w ostatniej kolejce na własnym stadionie uległ Nice ze środka tabeli i stracił miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów na rzecz Monaco. Jednak frajerstwo PSG to nie tylko oddanie ligi. To również (lub przede wszystkim) pozbycie się świetnego trenera Thomasa Tuchela, którego paryżanie wywalili w Wigilię, a Niemiec znalazł schronienie w Chelsea i tam wygrał Ligę Mistrzów, o której tak marzą w Paryżu. Frajerstwo do kwadratu. Chelsea ograło City, które wcześniej odprawiło z kwitkiem właśnie PSG, a w Paryżu zwolniono trenera, który rok wcześniej dał im finał. Teraz też tam dotarł i do tego zwyciężył. Po tym blamażu w stolicy Francji nie ma wyjścia – szejk musi kupić kilka nowych zabawek.
POLSKA Ekstraklasa
Mistrz: Legia, 64 pkt., bramki 48-24, trener Aleksandar Vuković/Czesław Michniewicz
Puchar: Raków – Arka 2-1, trener Marek Papszun
Król strzelców: Tomas Pekhart (Legia) – 22 gole
W Polsce bez zmian – mistrzem została warszawska Legia, już po raz siódmy w ostatniej dekadzie. To czas reformy Ekstraklasy, która zostanie powiększona do 18 drużyn, więc był tylko jeden spadkowicz i emocji jakby mniej. Legia zaliczyła falstart, lecz po serii niepowodzeń zmieniono trenera i wszystko się unormowało. Polska liga jest na tyle słaba, że każdy może wygrać z każdym i nikogo to nie dziwi. Na mecie jednak liczy się regularność, a tę zapewnia szeroka i jakościowa kadra (czyli pieniądze), i tu Legia mocno góruje nad resztą stawki. Jesienią zawodziła, ale wiosną robiła co chciała i nikt nie mógł wytrzymać tego tempa, chociaż warszawianie strzelili zaledwie 48 bramek – to straszna mizeria, ale na Polskę wystarczy z nawiązką. Wystarczy dodać, że wicemistrz Raków tracił 5 punktów, trzecia Pogoń już 12, zaś czwarty Śląsk aż 21. Śląsk wygrał 11 z 30 meczów, i to wystarczyło na 4 miejsce. Nawet szkoda to komentować. Jeszcze lepszy był Puchar Polski, gdzie w finale zagrał drugoligowiec. Nie wygrał z Rakowem, ale nie tak wiele zabrakło, by to gdyńska Arka reprezentowała nas w europejskich pucharach.