YELLO Point

Yello Point recenzjaYELLO
Point
2020

Yello to zespół jedyny w swoim rodzaju. Nikt tak nie gra, nikt tak się nie bawi muzyką jak ten szwajcarski duet (wokalista Dieter Meier i odpowiedzialny za wszelakie dźwięki Boris Blank). Czy to możliwe, że panowie działają już ponad 40 lat? Niektórzy po prostu nie powinni się starzeć… Gdy jednak słucham nowej płyty zespołu, nie odnajduję żadnych oznak starości. Przeciwnie, panowie nawiązują do swoich najlepszych czasów, a jednocześnie brzmią interesująco i świeżo. Jakim cudem? Może dlatego, że Yello to zespół jedyny w swoim rodzaju. Nikt tak nie gra, nikt tak się nie bawi muzyką….

Szerzej o Yello i ich znaczeniu dla muzyki pisałem cztery lata temu recenzując album Toy. Album udany, będący swoistym powrotem do korzeni, oferujący wszystko to, za co pokochaliśmy grupę w latach 80. Dokładnie to samo dostajemy teraz. Nowa płyta zatytułowana Point nie przynosi niczego nowego, żadnych utworów, które zapiszą się w historii muzyki czy ją zrewolucjonizują. Chyba nikt tego nie oczekiwał? Meier i Blank kiedyś byli pionierami i swoją rolę już odegrali. Teraz mają dostarczać rozrywkę na wysokim poziomie i to właśnie robią. Nagrywają rzadko, ale gdy po niemal dwóch bezbarwnych dekadach albumem Touch Yello w 2009 roku powrócili do formy, wena ich wcale nie opuszcza, a humor ciągle dopisuje. Najlepszym przykładem jest utwór promujący nową płytę, swingujący Waba Duba. To idealny przykład tego, co od lat robi Yello – radosne, rytmiczne granie, dużo zabawy, dowcipu. Podobny charakter ma Out Of Sight, Basic Avenue czy Arthur Spark. Oczywiście nie cały czas tak jest, Yello to nie tylko wygłupy. Czasem robi się poważnie, jak w pachnącym Cohenem Big Boy’s Blues czy nastrojowym The Vanishing Of Peter Strong. Melancholijny jest też utwór Siren Singing z udziałem chińskiej wokalistki Fifi Rong, którą słyszeliśmy już na albumie Toy. Ja jednak wolę to radośniejsze oblicze Borisa Blanka i Dietera Meiera.

„Lubię porównywać naszą muzykę do obrazów. Ciągle maluję nowe światy dźwiękowe w studiu. Gdy mam już 60 czy 70 nowych dzieł, zadaję sobie pytanie: które z nich powinny trafić na wystawę? Które z nich połączyłyby się zgrabnie w spójny album?”. Tyle Boris Blank. Point to poprawny album i niewątpliwie jest spójny, może nawet za bardzo spójny. Brakuje mi tu nowinek, eksperymentów, łamania schematów, muzycznych odjazdów. Lubię Yello, uwielbiam ich brzmienie (ich muzyka dużo zyskuje przy dobrych głośnikach – ja przy tej płycie testowałem nowe słuchawki), ale pod koniec byłem nieco zmęczony. Pod tym względem poprzednik oferował więcej. Nie zmienia to faktu, że Point to całkiem udany album. Głównie dla fanów zespołu.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: