Zidane – z piekła do nieba i z powrotem

Zidane Real zmiana trenera„Właśnie tak przegrywa się ligi” – krzyczała z okładki madrycka MARCA po niedzielnym blamażu Realu Madryt w Sewilli. Z kim to Królewscy przegrali? Z będącą tuż za plecami Sevillą? Nie, z broniącym się przed spadkiem Betisem! Podobnie jak wcześniej z Levante czy Mallorcą. Drużyna, która ograła Atlético i Barcelonę, nie radzi sobie z rywalami z dolnej półki, często prezentując futbol niegodny wielkiego klubu i królewskiego herbu. Na Benito Villamarín to Betis wyglądał jak drużyna bijąca się o mistrzostwo, a Madryt jak zwykły średniak, który przyjechał odbębnić swój mecz. Niby do końca rozgrywek daleko, ale z taką apatyczną grą nie ma co marzyć o tytułach. To dobry moment, by krótko zastanowić się nad przyczyną takiej postawy i palcem wskazać na trenera. Czy Zinédine Zidane radzi sobie w roli szkoleniowca, czy jednak zadanie prowadzenia Los Blancos tym razem go przerosło? Nie ukrywam, że obstawiam tę drugą ewentualność.

Po odpadnięciu z Pucharu Króla (po porażce u siebie z Realem Sociedad) i prawdopodobnym odpadnięciu w 1/8 finału z Manchesterem City (Anglicy wygrali w Madrycie i u siebie muszą tylko dopełnić formalności), jedynym realnym trofeum dla ekipy Zidane’a jest wygranie ligi hiszpańskiej. Wprawdzie tu od lat rządzi Barcelona (8 tytułów w 11 latach!), ale ta ma swoje problemy i notuje absurdalny sezon. Blaugrana gubiła punkty w tempie nieznanym od dekady, dokonała pierwszej od 17 lat zmiany trenera w trakcie rozgrywek, wobec kontuzji Luisa Suareza i Ousmane’a Dembele ratowała się kupnem za 18 mln € nieznanego Martina Braithwaite’a z przedostatniego Leganés, była też głośna kłótnia medialna Messiego z Abidalem oskarżającym piłkarzy o brak zaangażowania, oraz afera hejterska (zarząd opłacał internetowych hejterów szkalujących piłkarzy), po której w gabinetach zawrzało, a prezes wzywany był do natychmiastowej dymisji. Braki rywala długo maskowały słabą grę Królewskich, ale nawet ta najsłabsza od dekady Barcelona okazuje się wciąż za mocna na Real. Prowadzi w tabeli i to mimo przegrania w Madrycie ligowego Klasyku tydzień temu! To niepojęte, lecz tak właśnie jest. A Zidane lada moment będzie świętował rok pracy z drużyną, która mimo letnich wzmocnień prezentuje się gorzej niż za Solariego. Tyle faktów. Teraz werdykt.

Zidane jest bohaterem Madrytu, to nie ulega wątpliwości. Czarował tu jako piłkarz, a jako trener wygrał trzy Ligi Mistrzów z rzędu, i tego nikt mu nie zabierze. Bez względu, jak duży był w tym jego udział, idzie to na jego konto i chwała mu za to. Ale drużyna się sypała, potrzebowała zmian. Zidane odszedł, by ich nie dokonywać, nie chciał bowiem zwalniać piłkarzy, z którymi tyle przeżył. Zmian jednak nie dokonano, a wobec fatalnej postawy drużyny na prośbę prezesa Zidane wrócił na ławkę trenerską. Wrócił wiedząc, co musi zrobić. Problem w tym, że nie zrobił nic z tego, co zapowiadał. Zamiast skutecznie wprowadzać młodych, których w Madrycie jest bez liku, dalej stawia na starą gwardię, która już zawaliła dwa sezony, a teraz zawala trzeci. Obecna kadra jest owszem niezwykle zasłużona, i należy im się szacunek za osiągnięcia, ale nadaje się do tarcia chrzanu, a nie grania w piłkę w najlepszym klubie świata. Zawodnicy Realu z przodu nie mają żadnej jakości, a CKM – ulubione trio pomocników ostatni dobry mecz zagrało dwa lata temu. Jednak trener uparcie na nich stawia, a w razie problemów wymyślił nowe hasło, które powtarza jak mantrę na konferencjach prasowych: „taki jest futbol”. Więc żadna porażka go nie martwi, ani niemoc strzelecka go nie martwi, bo taki jest futbol. Trzeba tylko dalej pracować, bo przecież to jest najważniejsze – że piłkarze dobrze pracują na treningach. A co takiego trenują? Nie wiadomo. Przez ponad rok pracy jakie schematy i założenia taktyczne wypracował Zidane w Realu oprócz klepania wszerz boiska i bezproduktywnych wrzutek (które pasują może w okręgówce, ale na pewno nie w drużynie budowanej za setki milionów €)? Odpowiem: żadnych! Jego Real gra tak samo chaotycznie i bezbarwnie, jak rok temu, gdy przejmował drużynę po Solarim. Zidane dostał wystarczająco dużo czasu, żeby nad czymś popracować, ułożyć tę drużynę, wpoić założenia taktyczne i schematy gry, spróbować czegoś nowego. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Za to świetnie opanował gadanie bzdur na konferencjach.

Decyzje kadrowe Zidane’a to jest skandal i parodia. Większość piłkarzy nie musi nawet walczyć o miejsce w składzie – mają go za nazwisko. Żaden trener na świecie nie kieruje się tak sympatią do piłkarzy przy ustalaniu wyjściowego składu co on. Zamiast budować pewność siebie i szlifować formę nowych graczy (bo to oni są przyszłością klubu, a nie Benzema, Bale, Modrić czy Isco), trzyma ich na ławie lub trybunach. Czasem potrafi zmotywować piłkarzy, gdy trzeba gonić wynik lub gdy mają nóż na gardle, lecz gdy tylko poczują się odrobinę pewniej, zaczyna się lekceważenie rywala i gra na stojąco. To widzieliśmy w niedzielę w Sewilli. Grała tam ta sama drużyna, która tydzień wcześniej nie dała szans wielkiej Barcelonie. Ta sama, a jakby zupełnie inna. Ta huśtawka nastrojów w Madrycie to wizytówka drugiej ery Zidane’a. Nigdy nie wiemy, czy na boisku wystąpi doktor Jekyll, czy objawi się pan Hyde. Czy Real zagra jak na mistrza przystało, czy zawstydzi kibiców swą bezradnością. Drużyny, które kilka lat temu wracały z bagażem bramek, dzisiaj przyjeżdżają na Bernabéu jak po swoje. Złe decyzje kadrowe, brak pomysłu na grę drużyny, nieumiejętność zmotywowania zawodników do wysiłku (słynny „brak intensywności”, powtarzany do znudzenia tydzień w tydzień) – to efekty rocznej pracy Zidane’a. Czy jego czas minął? A może trzeba dalej się kompromitować?

Zwolnienie Zidane’a nie jest takie proste. Jego zasługi są zbyt wielkie. Nie sądzę, by do tego doszło, nawet jeśli Real zostanie frajerem roku i nie wygra La Ligi. Być może Zidane sam odejdzie. Tylko kto wtedy? Pochettino? Allegri? Żaden z nich nie daje gwarancji, a wszyscy najlepsi trenerzy są zajęci. Może więc powinien zostać? Nie! Szanuję Zidane’a i nawet go lubię, wiem jednak, że z nim na ławce Real nie będzie grał ładnie i przebojowo, będzie dalej kaleczył oczy swą nieporadnością, a Francuz na konferencji powie, że taki jest futbol i nie wie, dlaczego znów wszystko zawiodło. Skoro nie wie, to niczego nie naprawi. Podobnie jak nie naprawił drużyny, którą objął rok temu. I jeśli latem nie będzie w klubie bardzo konkretnych zmian kadrowych (nie tylko kosmetycznych, jak w 2019), to za rok sytuacja się powtórzy. Dlatego uważam, że pierwszą zmianą powinna być zmiana szkoleniowca. Formuła się wyczerpała, Zidane nie udźwignął Realu, i pora dać szansę komuś odważnemu, kto bez sentymentu pożegna wypalone gwiazdy i przeprowadzi drużynę przez okres wymiany pokoleniowej. Piszę to teraz, w trakcie sezonu, gdy jeszcze w grze jest tytuł mistrzowski – Real ciągle może go zdobyć (chociaż nie z taką grą i nie z takim podejściem), przy tak słabej Barcelonie wręcz ma obowiązek go zdobyć, i wtedy Zidane znów będzie bohaterem. To jednak nie zmieni mojego spojrzenia – Real Madryt musi być silny jakością swej gry, a nie słabością największego rywala. Real Zidane’a po roku pracy szkoleniowca nie jest silny, jest żenująco słaby, nijaki, bezpłciowy, i nie widać szans na poprawę. Przynajmniej dopóki trener będzie dalej akceptował bylejakość, oklaskiwał boiskową mizerię i dopóki nie zrozumie, co robi źle. A nie rozumie kompletnie.

Na koniec jedna z opinii internauty znaleziona w sieci, która w prostych słowach, ale bardzo szczegółowo oddaje to, co jest nie tak:

„Od długiego czasu Zizou sprawia wrażenie, jakby z jednej strony miał jakiś tam pomysł na postawę zespołu z dużymi ekipami – wysoka intensywność w obronie, zmiany wysokości pressingu w trakcie spotkania, szybkie przejścia do ataku, a z drugiej jakby kompletnie brakowało mu warsztatu. Objawia się to tym, że nie ma pomysłu na skuteczne ustawienie zespołu pod ekipy grające jako cofnięte;
– nie ma wypracowanych mechanizmów szybkiego przechodzenia do ataku, np. po stałych fragmentach gry przeciwnika. Pamiętacie jak było za Mourinho? Rzut rożny przeciwnika to była sytuacja bramkowa dla Realu;
– nie ma wypracowanych mechanizmów przy stałych fragmentach gry dla nas. Bramki dla Realu w ogóle już po rożnych czy wolnych nie padają. Ramos nie dostaje ochrony, nie ma szybkich rozegrań, wejść na pierwszy słupek, wycofań piłki na 16. Jest wrzuta i tyle;
– nie ma wypracowanych schematów rozbrajania obrony przeciwnika. Ty podajesz tu, ja tu, klepa i biegniesz tam. Czegoś takiego nie ma. Nie ma wyjść i podań za linię obrony. Przy wyprowadzeniu piłki pomocnik środkowy jest w tym zawsze osamotniony i przy pressingu często się gubi – najczęściej Casemiro;
– fatalne dobory personalne. Błędy w tym względzie są tak ewidentne… Zestawienia personalne i decyzje kadrowe Zidane’a są po prostu straszne. Zespół nie jest w stanie strzelać bramek od początku sezonu, a on jedynego napastnika z prawdziwym ciągiem na bramkę, gryzącego trawę trzyma na trybunach. Co on zrobił z Brahimem? Ten dzieciak ma taki potencjał, co pokazywał już w krótkich chwilach, kiedy udało mu się powąchać trawę, a nie łapie się do kadry, w której gra Lucas Vázquez. Przepraszam bardzo, ja naprawdę doceniam jego zaangażowanie, ale to jest Real Madryt i tu powinna być jakość, a ten gość nie jest w stanie przedryblować nawet pachołka treningowego. Do tego zostaje zestawiony z Militão i przeciwnik już wie, że prawą stroną Real w meczu nie przeprowadzi ani jednej akcji. Nie ma u Zizou żadnej refleksji na temat formy danego zawodnika. Z jednej strony zawodnik z ławki, który wchodzi i robi różnicę raczej nie załapuje się w następnym meczu do kadry, ale za to kiedy Marcelo, Benzema, Modrić czy Vázquez grają piach któryś mecz z rzędu, to mam wrażenie, że Zizou tym bardziej chce ich wstawiać do jedenastki celem ich odzyskania.”

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: