STATUS QUO
Backbone
2019
Po ponad 50 latach grania zespoły zwykle odcinają kupony od długiej, bogatej kariery, rzadko proponując coś nowego i interesującego. Założony w 1962 roku Status Quo debiutował w czasach psychodelii, a po nagraniu dziesiątek albumów nadal ma się dobrze, o czym najlepiej świadczy wydany niedawno Backbone, pierwszy od 6 lat z nowym materiałem. Wtedy ukazała się płyta Bula Quo!, soundtrack do filmu opatrzonego ich muzyką, potem zaś tylko akustyczne wersje hitów, czego nie liczę. W sumie nie ma to większego znaczenia, bo wydawnictwa Brytyjczyków od lat są takie same (albo inaczej: tak samo nijakie i bezbarwne) – jednostajny, szybki rytm (zawsze), nieskomplikowana melodyka (zawsze), nośny refren (nie zawsze). Innymi słowy coś dla zagorzałych fanów i nikogo więcej. Dokładnie tak jest na Backbone (którą zdobi równie nudna okładka), a po wysłuchaniu pierwszego nagrania można odnieść wrażenie, że znamy cały już krążek. Zmieniają się tylko tytuły, reszta nie.
Zastanawiałem się, czy jest sens w ogóle o tym pisać, ale zważywszy na legendarny nomen omen status londyńskiego zespołu uznałem, że należy odnotować pojawienie się jego nowej muzyki. Nawet jeśli brzmi identycznie jak ta stara. Taki urok Status Quo – w końcu nazwa zobowiązuje, nie wolno niczego zmieniać. Może poza wokalami, gdyż w międzyczasie zmarł Rick Parfitt, jeden z dwóch wiodących głosów. Na szczęście został ten drugi, Francis Rossi, więc niewtajemniczeni nawet nie zauważą. Poza nim Status Quo obecnie tworzą gitarzysta Richie Malone, basista John Edwards, klawiszowiec Andy Bown i perkusista Leon Cave. Panowie wysmażyli danie tradycyjne, bez wzlotów i bez upadków, łoją równo i nie schodzą poniżej swojego poziomu, a komu ten poziom pasuje to inna sprawa. Mnie nie do końca, bo w połowie płyty niemal usnąłem z nudów. Z tych pełnych energii (a jakże) utworów na jedno kopyto nie da się żadnego wyróżnić, pozostanę więc przy tytułowym Backbone. Nie jest specjalnie lepszy od reszty, ale promował album na singlu i dobrze reprezentuje całość. Reszta jak wspomniałem, tylko dla wytrwałych. Mimo wszystko fajnie, że weteranom się nadal chce. Bo nic nie muszą.