IQ
Resistance
2019
Na IQ zawsze można liczyć. Wprawdzie brytyjscy klasycy progresywnego rocka nie rozpieszczają fanów (delikatnie mówiąc), bo swą nową muzykę publikują raz na 5 lat, lecz zawsze są to nagrania ze znakiem jakości. Grupa Mike’a Holmesa zmienia skład, lecz nie zmienia wypracowanej formuły – panowie świadomie ignorują nowe trendy, od niemal czterech dekad grają swoje i robią to dobrze. W tym roku postanowili jednak nieco zmienić swoje oblicze, byli też niezwykle hojni – wydali album dwupłytowy (chociaż druga płyta zawiera niejako materiał dodatkowy, to jednak są to pełnoprawne nowe kompozycje) i dostarczyli niemal dwie godziny premierowych utworów. Ilość zamiast jakości? Nic z tych rzeczy. Jest jedno i drugie.
Oczywiście prym wiodą monumentalne, rozbudowane kompozycje (trwające 15, 20 i 22 minuty, czyli razem prawie godzinę), w jakich specjalizują się muzycy z Southampton, ale to dopiero w drugiej części wydawnictwa. Pierwsza, ta bardziej „piosenkowa” unaocznia pewną zmianę, o której wyżej wspomniałem. Już sam początek w postaci utworu A Missile to prawdziwy pocisk, który bez zbędnych ceregieli nokautuje słuchacza. Ostry, wręcz metalowy numer, pełen intensywnych riffów, których nie równoważy nawet będący w całkowitym kontraście łagodny głos Nichollsa. Bardzo mocny start i spore zaskoczenie. Równie ciężki, choć nieco spokojniejszy jest Rise z partiami chóru, a pełnię klasy oferuje trzeci Stay Down, gdzie przez 5 minut jest lirycznie i nastrojowo, by potem stopniowo przyspieszyć aż do mocnego zakończenia. I proszę, nie trzeba 20-minutowych suit, by stworzyć muzyczne cudeńko, wystarczy tych minut 8. Utwór łagodnie przechodzi w króciutką, lecz niezwykle intensywną Alampandrię z orientalnym wstępem, i dopiero wtedy następuje moment wytchnienia – spokojny Shallow Bay z ładną solówką gitarową, aczkolwiek zbyt „schowaną”, ginącą w natarczywym perkusyjno-klawiszowym tle (gitara Holmesa lepiej wybrzmiewa w nagraniu Fire And Security), oraz delikatna, nieco „collinsowata” piosenka If Anything z zaskakującym organowym epilogiem.
Tak oto doszliśmy do trzech koronnych kompozycji Resistance – długich, rozbudowanych, wielowątkowych suit, które jednak skwituję stwierdzeniem: z dużej chmury mały deszcz. Nie to, że są nieładne, ale stanowczo przekombinowane, za długie, nie dzieje się w nich tyle, by usprawiedliwić czas trwania. Mają świetne momenty, ale wleką się i w całości bardziej męczą niż radują. Tym razem stanowczo lepiej wypadają krótkie formy.
Resistance to niełatwy w odbiorze album. Pełen nieoczywistych dla twórczości IQ nagrań, gdzie potęgę brzmienia budują progmetalowe riffy i świetne bębny Paula Cooka, a syntezatory tworzą głębokie tła. Ta trochę niepokojąca muzyka nieco przytłacza, mało tu typowej dla zespołu melancholii, za to więcej pazura i dynamiki. Wszystko znakomicie zagrane, ale to u Anglików norma, a każde kolejne przesłuchanie wciąga i pozwala odkryć drobne niuanse. Można by z tego materiału stworzyć niezły pojedynczy krążek, bez niepotrzebnych dłużyzn w 20-minutowych kolosach. Ale nie będę narzekał, bo ponoć od przybytku głowa nie boli, a kolejne nowe nagrania IQ pewnie dopiero za 5 lat.