AMAROK The Storm

Amarok Storm recenzja Michał Wojtas AMAROK
The Storm
2019

Gdy dwa lata temu warszawski multiinstrumentalista Michał Wojtas reaktywował projekt Amarok, nie kryłem mojego zachwytu nad wydaną wtedy płytą Hunt. To prawdziwe artrockowe arcydzieło z kraju nad Wisłą, gdzie tego typu muzyka ma się wprawdzie całkiem nieźle, lecz i tu rzadko trafiają się płyty na takim poziomie. Recenzując ją pisałem szerzej o Wojtasie (i zainteresowanych tam odsyłam), dzisiaj skupię się na kolejnym jego albumie pod szyldem Amarok, jaki ukazał się latem znów przynosząc porcję fascynującej muzyki. Nieco innej, The Storm jest to bowiem ścieżka dźwiękowa do spektaklu tańca współczesnego (efekt trwającej od ubiegłego roku współpracy artysty z brytyjskim choreografem Jamesem Wiltonem), lecz nadal urzekająco pięknej. Muzyki jesienno-zimowej, idealnej na obecną aurę.

„Muzyka do spektaklu The Storm to przede wszystkim przestrzeń, głębia i tajemniczość w filmowo-teatralnym stylu, które mają oddawać nastrój i przekaz przedstawienia mówiącego o walce oraz radzeniu sobie z trudnymi emocjami”. Tyle od autora. Brzmi efektownie, prawda? Od razu zaznaczę, iż mam pewien problem z tym albumem, ale tylko dlatego, że oczekiwałem czegoś zupełnie innego. Repertuar Amarok stanowi mieszankę art rocka, trip-hopu, folka i ambientu, lecz tym razem tego ambientu jest stanowczo za dużo. Ponad 70 minut muzyki ilustracyjnej, która świetnie się sprawdza jako muzyka tła, lecz wiele traci pozbawiona strony wizualnej (chociaż osoby o dużej wrażliwości z pewnością przekują te instrumentalne miniaturki na obrazy własnej wyobraźni), a w poszczególnych utworach nie dzieje się tyle, by usprawiedliwiać ich długość. Oczywiście to cudowne granie, są tu obecne liczne smaczki i patenty stanowiące o wielkości wspomnianego Hunt, lecz często gubią się w przydługaśnych plamach elektroniki i powtarzanych w nieskończoność motywach. Jeśli się uważnie wsłuchamy, znajdziemy plemienne bębny (we floydowskim All The Struggles), zniewalające partie gitary w wykonaniu lidera projektu oraz etniczne rytmy i elementy orientalne w postaci armeńskiego duduka czy wszechobecnego thereminu (mnie najbardziej ujęły przeszywające dźwięki w 10-minutowym Natural Affinity, to chyba najbardziej mroczna kompozycja w zestawie), lecz tym pozbawionym melodii nagraniom brakuje wyrazistości. Jak to zwykle w muzyce ambient…

Jednak każdy z utworów czymś fascynuje, a płyta uzależnia z każdym kolejnym przesłuchaniem. Nie zmienia to mojego zdania o jej zawartości – to nie do końca ten rodzaj piękna, który do mnie trafia. Lubiłem Passion Gabriela, ale Endless River Pink Floyd już zdecydowanie nie, a z tym mi się bardzo kojarzy nowy materiał Amarok. Chociaż nie do końca – album Gilmoura był nudny jak flaki z olejem, a tutaj te plamy dźwiękowe są znacznie bardziej intrygujące. Dobrą wizytówką The Storm jest otwierający płytę utwór Warm Coexistence, który wiosną promował wydawnictwo. Przestrzenny, wielowymiarowy, tajemniczo falujący, z ładnymi wstawkami gitary. Tę instrumentalną ucztę kończy 18-minutowy kolos Facing The Truth (The Grand Finale), wzniosły i majestatyczny, z odpowiednio narastającym napięciem aż do tytułowego Wielkiego Finału, który wbrew pozorom wcale nie jest zakończeniem krążka. Na deser, niejako pod „napisy końcowe”, zdecydowano dodać dwie proste piosenki – trochę niepasujące do reszty, ale to ukłon autora w stronę takich jak ja, nieco rozczarowanych brakiem dobrych melodii i wokalu. Piosenki krótkie, lecz całkiem treściwe – od singlowej The Storm zdecydowanie wolę The Song Of All Those Distant (lepsza melodia i klimat).

Jak to wszystko podsumować? Trochę ponarzekałem, ale głównie na sam pomysł Wojtasa. Wolę prawdziwe gitary od sztucznej elektroniki i nie jestem fanem ambientu, dla mnie to zbyt monotonna i na dłuższą metę nudna muzyka, ale Amarok wznosi ją na wyżyny nieosiągalne dla wielu artystów malujących tego typu pejzaże. The Storm to zdecydowanie przeciągnięta, ale też bardzo piękna płyta, pobudzająca wyobraźnię, pełna interesujących brzmień, pierwszorzędnie wykonana i wyprodukowana, na pewno godna uwagi, bo takie granie to rzadkość na polskim rynku i trzeba to docenić. Wojtas nie poszedł na łatwiznę, podjął nowe wyzwanie i sprostał mu. Hunt nie udało się przeskoczyć, ale czy kiedykolwiek była na to szansa? Mimo wszystko liczę, że na kolejnym krążku Amarok wróci do tego, czym zachwycił mnie dwa lata temu.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: