GRETA VAN FLEET Anthem Of The Peaceful Army

Greta Van Fleet Anthem Peaceful Army recenzjaGRETA VAN FLEET
Anthem Of The Peaceful Army
2018

Debiutancki krążek zespołu Greta Van Fleet to jedna z tych płyt, na które autentycznie czekałem. Reinkarnacja Led Zeppelin pod wodzą braci Kiszka to jedno z większych zaskoczeń minionego roku. Chłopaki nie grali niczego nowego, ale sukces piosenki Highway Tune, nostalgia za Plantem i spółką oraz odpowiednio nośne hasła marketingowe wywindowały oczekiwania słuchaczy, że oto mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Recenzując EP-kę From The Fires pisałem, że na swoją prawdziwą wielkość nastolatki muszą zapracować inwencją i niebanalnymi kompozycjami. Pytanie brzmiało, czy udźwigną presję, odnajdą własną tożsamość i dostarczą odpowiednio dobry materiał. Niestety, nie dali rady. Płyta Anthem Of The Peaceful Army przynosi sprawnie zrealizowaną i nieźle wykonaną muzykę w klimacie rocka lat 70., ale merytorycznie wieje pustką. Tej pustki nie zapełni wokal Josha brzmiący jeden do jednego jak Robert Plant. To jednak ciut za mało…

Młodzi artyści z Michigan w wywiadach odżegnują się od inspiracji Led Zeppelin, ale kto im uwierzy? Niezły The Cold Wind pachnie Zeppami na kilometr, a najlepszy w zestawie Lover, Leaver (Taker, Believer) jest wręcz oparty na riffie z Whole Lotta Love. To utwór, który podano najpierw w wersji radiowej (czytaj: krótszej), a na samym końcu mamy wersję rozbudowaną o trzyminutowe jam session, które na koncertach rozrasta się nawet do pół godziny. Od biedy wymienić mogę jeszcze zrobiony z epickim rozmachem Watching Over, z imponującym krzykiem Josha (aczkolwiek tych krzyków trochę za dużo na płycie). I to tyle? Ano tyle. Przeboju na miarę wspomnianego Highway Tune nie ma. Promujący album When The Curtain Falls mimo psychodelicznego teledysku nie został wielkim hitem, a bardziej niż nijakim refrenem imponuje bluesowymi wstawkami w drugiej części nagrania. To i tak nic w porównaniu z drugim singlem – mdła, kompletnie bezpłciowa ballada folkowa You’re The One nie powinna się przydarzyć żadnej szanującej się rockowej formacji, a takiego akustycznego przynudzania jest tu więcej, zwłaszcza w drugiej części wydawnictwa. Ktoś powie, że Zeppelini też grali akustycznie na trzeciej płycie. Owszem, ale jak grali! Poza tym obok Tangerine czy Gallows Pole był tam najwspanialszy blues świata Since I’ve Been Lovin’ You oraz hardrockowy klasyk Immigrant Song – w dwie minuty jest tam więcej ognia, niż w całej dotychczasowej twórczości braci Kiszka.

Mimo wszystko trzymam kciuki za Greta Van Fleet, bo talent chłopaki mają, brakuje im tylko pomysłu na siebie. Na kopiowaniu Led Zeppelin daleko nie zajadą, bo przecież słuchacze zawsze mogą sięgnąć po oryginał. Kolejne płyty Amerykanów dowiodą, czy naprawdę mają coś intrygującego do zaoferowania, czy są jedynie lansowanym przez media sztucznym tworem wykreowanym przez kilku cwanych producentów. Liczę na to pierwsze.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: