A PERFECT CIRCLE
Eat The Elephant
2018
Never say never. Wydawało się, że historia A Perfect Circle jest dawno skończona. Ta amerykańska supergrupa (określenie może trochę na wyrost, ale miała w składzie członków Queens Of The Stone Age, Tool, Marilyn Manson czy Smashing Pumpkins) powstała w 1999 roku z inicjatywy gitarzysty Billy’ego Howerdela i po nagraniu trzech albumów zakończyła aktywność wydawniczą. Wokalista Maynard James Keenan (znany przede wszystkim jako frontman i główna postać grupy Tool) uznał projekt za skończony, Howerdel zajął się czymś innym, i tak oto minęło… 14 lat. W muzyce to wieczność, ale nie takie powroty widzieliśmy. Zapowiedź nowej płyty A Perfect Circle na pewno była sporym zaskoczeniem (zwłaszcza dla ludzi z utęsknieniem wyczekujących na od dawna zapowiadany nowy krążek Tool – to już 12 lat…), ale jeszcze większym zaskoczeniem okazuje się jej zawartość. Wszechobecna energia i progresywno-metalowe inklinacje odeszły w zapomnienie. Na Eat The Elephant rządzą przestrzeń i melodia, a gitary zostały zastąpione przez klimatyczne klawisze. To właśnie dobre, łatwo przyswajalne melodie i spójność stylistyczna całości stanowią siłę napędową wydawnictwa.
W zasadzie nie miałem wobec tej płyty żadnych oczekiwań. Odnotowałem ją raczej jako ciekawostkę, ale przy tak pięknej muzyce trudno pozostać obojętnym, zwłaszcza iż bardziej pasuje do jesiennej szarugi niż letniego słońca. Już utwór tytułowy na samym starcie za sprawą delikatnych dźwięków pianina i sennego wokalu Maynarda znakomicie wprowadza w klimat albumu, następnie łagodnie przechodzi w podobnie brzmiący Disillusioned znany ze styczniowego singla, traktujący o uzależnieniu ludzi od smartfonów i mediów społecznościowych. W ogóle jeśli chodzi o promocję krążka, całkiem umiejętnie dawkowano emocje stopniowo odkrywając kolejne nagrania. The Doomed rozgłośnie radiowe grały jeszcze w ubiegłym roku, a jest to nagranie na wskroś rockowe, najmocniejsze w zestawie, z perkusyjnym wstępem, agresywnymi riffami, przejmującym tekstem i zadziornym śpiewem w finale tej kompozycji, jednej z najlepszych w historii A Perfect Circle. Potem był jeszcze TalkTalk, utwór również ciężki i chyba najbliższy dokonaniom Tool, z kolejnym wokalnym popisem Keenana, który wyrasta tu na postać absolutnie pierwszoplanową; a tuż przed kwietniową premierą wydano So Long, And Thanks For All The Fish – to piosenka znacznie lżejsza, wręcz popowa, rytmiczna i melodyjna, poświęcona zmarłym gwiazdom popkultury, które po śmierci wciąż stanowią źródło ogromnego dochodu dla przemysłu rozrywkowego. Poza singlowymi nagraniami warto jeszcze wymienić kapitalny Hourglass, lekko syntetyczny, ze zmianami nastroju, poszarpanym wokalem i drapieżnymi riffami, oraz dwa kolejne powoli snujące się, depresyjne utwory: By And Down The River i The Contrarian. I tak oto wymieniłem niemal wszystkie… – tak się dzieje przy płytach naprawdę dobrych.
A Perfect Circle mieli przed sobą trudne zadanie. Wrócili po latach niebytu oferując całkiem odmienione oblicze. Nie każdego to przekona. Mnie kupili świetnymi melodiami i szczerością przekazu. Emocjonalne utwory, przejmujący wokal, aranżacyjne smaczki, mroczna atmosfera podkreślająca powagę tekstów, delikatność umiejętnie połączona z rockowym pazurem – tego drugiego nie jest tu wiele (i to może być rozczarowaniem), ale w sam raz, by utrzymać spójność stylistyczną albumu. Mimo niespiesznego tempa nagrań dzieje się w nich naprawdę sporo. Warto dodać, że płyta jest właściwie dziełem dwóch panów – Billy Howerdel skomponował całą muzykę i gra na prawie wszystkich instrumentach, Maynard James Keenan napisał wszystkie teksty i je genialnie wyśpiewał. To z pewnością jedna z ciekawszych muzycznych pozycji 2018 roku.