GORILLAZ
The Now Now
2018
Gorillaz to zawsze był zespół z jajem! Nietuzinkowy, inny, nierzeczywisty – każde z określeń tu pasuje. Szerzej o historii grupy pisałem recenzując album Humanz sprzed roku (i tam odsyłam zainteresowanych), teraz tylko krótko przypomnę, że to brytyjski wirtualny zespół stworzony w 1998 roku przez Damona Albarna (znanego z britpopowej formacji Blur) i rysownika komiksów Jamiego Hewletta, swoista efemeryda bez stałego składu, korzystająca w dużej mierze z pomocy różnych znanych muzyków (cała ich plejada brała udział w nagraniach do Humanz, na nowej płycie listę gości ograniczono do trzech), której członkowie nigdy nie pokazują się osobiście, nawet na koncertach (wokalista występuje pod pseudonimem 2-D). Nie żebym był jakimś fanem, bo to nie do końca moje klimaty, ale od 2001 roku i genialnego debiutu singlem Clint Eastwood zwracam uwagę na to, co chłopaki robią. Wprawdzie nigdy nie stworzyli już tak dobrej piosenki, ale kilka fajnych jak najbardziej. Lubią zaskakiwać, także w oprawie graficznej swojej muzyki. Obrazy lub przynajmniej główne postacie są animowane, a w teledyskach udział biorą niespodziewani goście – w Stylo pojawił się sam Bruce Willis, teraz w najnowszym klipie do Humility na gitarze wymiata Jack Black. Zresztą ten utwór, ozdobiony delikatną gitarą, na której gra George Benson, to doskonała wizytówka albumu The Now Now – spokojnie bujający funkowy rytm będzie tu stale obecny.
Po wydaniu w 2017 roku chaotycznego i nie najlepiej przyjętego krążka Humanz Albarn zapewniał, że ma niemal gotowe ponad 40 utworów, dlatego nie powinien dziwić fakt tak szybkiego pojawienia się nowej płyty (podczas gdy na poprzednią czekaliśmy aż 7 lat). Jest zupełnie inna i znacznie lepsza, bardziej spójna, jednorodna stylistycznie. Mało tu dynamicznych utworów i typowych dla zespołu od razu wpadających w ucho popowych melodii, dlatego pierwsze wrażenie nie jest zbyt pozytywne, jednak każdy kolejny kontakt z tą muzyką pozwala ją bardziej docenić. Owszem, brakuje przebojów, to element niezbędny dla tego typu grania, którego formuła nieco się wyczerpała, by na dłużej zafunkcjonować w pamięci słuchacza, ale leniwe klimaty też są w cenie, zwłaszcza w letnie upalne wieczory. Melancholijna ballada Fire Flies urzeka pięknym refrenem, Idaho klimatami z pogranicza folku i country, Souk Eye z kolei w miarę trwania rozpędza się w kierunku techno ze smykami na pierwszym planie. Reszty ballad nie wymieniam, bo to tylko powtórki, do tego trochę nudne w takiej ilości. Nieco ożywienia wprowadza lekko swingujący Hollywood, mocny ukłon w stronę hip-hopu, gdzie o klubową atmosferę zadbali Snoop Dogg i Jamie Principle. Na szczęście nie zdominowali nagrania, które jest chyba najlepszym kandydatem na hit z albumu. Klubowy charakter ma też Tranz, oparty na klawiszach i zdecydowanie taneczny. Ciekawie prezentuje się oldskulowy instrumental Lake Zurich, gdzie funkowy groove i elektronika rodem z lat 80. znalazły idealną harmonię. To dwa utwory zdecydowanie ożywiające senną aurę The Now Now. Szkoda, że tylko dwa, ale dobre i to.
Trudno to podsumować. The Now Now to powrót do melodii, choć tym razem to melodie romantyczne, delikatne, takie nie w stylu Gorillaz, trochę monotonne i właściwie nużące w tak wielkiej dawce. To także najmniej przebojowy z albumów zespołu i raczej nie będziemy za kilka lat nucić żadnej z zawartych tu piosenek. A jednak słucha się go naprawdę przyjemnie. Albo inaczej – miło spędza się czas, gdy ta muzyka rozbrzmiewa w tle. Ma coś w sobie, choć Damona Albarna z pewnością stać na więcej. 2-D i tak zrobił krok w dobrym kierunku. Może wraz z kolejnym krążkiem już nie będzie nas usypiał i powrócą radośniejsze piosenki z pamiętnymi refrenami.