WALKING PAPERS WP2

Walking Papers WP2 recenzja Duff McKaganWALKING PAPERS
WP2
2018

Uwielbiam takie niespodzianki, gdy bliżej nieznana kapela nagrywa album rozkładający na łopatki. No, może nie tak do końca, bo zaraz ktoś mi zarzuci, że Walking Papers nie są tacy anonimowi, w końcu to formacja na kształt supergrupy, mająca w składzie członków Guns N’Roses i Screaming Trees, a na debiucie gościnnie zagrał Mike McCready z Pearl Jam. Zacne nazwy, ale nie zmienia to faktu, że i tak mało kto o nich słyszał. Panowie zebrali się w 2012 roku, wydali raptem jeden album i potem przez 5 lat milczeli. Wprawdzie krążek numer 2 powstał w 2015 roku, ale jego wydanie ciągle odkładano ze względu na powrót Duffa McKagana do Guns N’Roses i wynikłe z tego zobowiązania koncertowe. Ostatecznie płytę wypuszczono w 2018 roku, a basistę zastąpił na trasie Dan Spalding. Tak naprawdę daty nie mają tu żadnego znaczenia – w takim wydaniu energetyczna rockowa muzyka podlana bluesem obroni się zawsze i wszędzie.

W zasadzie jedyną wadą tego albumu jest ponadgodzinny czas trwania. Niby od przybytku głowa nie boli, ale 13 podobnych nagrań rozmywa uwagę słuchacza. Wystarczyłoby usunąć ze 4 – tylko które, skoro wszystkie dobre… My Luck Pushed Back od pierwszych taktów wpada w ucho i już na starcie zaraża energią. O dobrej melodii nie wspomnę, bo te są tu wszechobecne. Death On The Lips urzeka pulsującym basem i organowym tłem, a Red And White to klasyczna pościelówa z cudownym wokalem Jeffa Angella. I tak jest mniej więcej do końca – ostre utwory przeplatane są ciepłymi balladami, z których każda robi potężne wrażenie. Don’t Owe Me Nothin’ ma lekko jazzujący klimat, zaś zamykająca płytę Right In Front Of Me to rockowa perełka z akustycznym wstępem, organowym rozwinięciem i gitarowymi popisami w środku, oraz niestety zbyt szybko wyciszonym finałem. A jednak 7 minut zleciało jak z bicza strzelił. Z tych dynamicznych nagrań mógłbym wymienić dowolne – hardrockowe Hard To Look Away czy zalatujące głęboką purpurą Into The Truth, hitowe i nośne Yours Completely, pachnące nieco U2 (głównie jeśli chodzi o partie wokalne Angella), rozpędzone i rytmiczne King Hooker czy bardziej refleksyjne, bluesrockowe This Is How It Ends. Tytuły nie mają znaczenia, bo to równy i utrzymany na wysokim poziomie materiał i każdy utwór się wybroni, a żaden znacząco nie wyrasta ponad inne.

Nie szukajcie tu podobieństw do Guns N’Roses ze względu na obecność Duffa McKagana czy Screaming Trees z powodu perkusisty Barretta Martina. Walking Papers żyje własnym życiem i nikt tu nie stara się wyrastać ponad innych. To sprawnie funkcjonujący mechanizm, gdzie kilku starych znajomych wspólnie sobie muzykuje. Napisali dobre piosenki, nagrali je i wydali. Ja tylko mam nadzieję, że albumem WP2 nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Jednak wrzasnęli całkiem głośno.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: