RASMUS Dark Matters

Rasmus Dark Matters recenzjaRASMUS
Dark Matters
2017

„Życzę sympatycznym Finom, by nie pracowali nad kolejnym albumem 4 lata, bo to nie wychodzi im na zdrowie” – tak kończyłem recenzję ich poprzedniej, nudnej jak flaki z olejem płyty The Rasmus z… 2012 roku. Nie posłuchali. Pracowali jeszcze dłużej, bo 5 lat. O dziwo, z niezłym efektem. Dark Matters to zdecydowany powrót zespołu do formy, co akurat po poprzednim wydawnictwie nie było szczególnie trudne, ale w nowych piosenkach naprawdę czuć ten dawno utracony feeling, chęć tworzenia czegoś więcej niż popowe piosenki na jedno kopyto. Czy powrócili do rocka? To już byłoby zbyt wiele szczęścia, ale taki Wonderman ma dawny ciężar nie tracąc nic z przebojowości. Potężny riff w połączeniu z nośnym refrenem dał na tyle dobry efekt, że muzycy postanowili właśnie ten utwór wydać na singlu, a to już coś. Nie pierwszym, bo ten zaszczyt przypadł piosence Paradise, a potem jeszcze Silver Night – obie zdecydowanie łatwiejsze w odbiorze. Pierwsza z zaśpiewką „uuu”, oparta na rockowym podkładzie kontrastującym z akustycznym refrenem, otwiera album i od razu robi dobre wrażenie. Druga ma najbardziej chwytliwą melodię na płycie i zdecydowanie nawiązuje do starych czasów, gdy Rasmus doskonale łączył przebojowość z rockową estetyką bez osiadania na mieliźnie tandety. Można? Można.

A co poza tym? Trochę rytmicznych i typowo „radiowych” piosenek, które czasem nie do końca przystoją rockowej formacji (choćby taneczne, dyskotekowe Delirium czy kompletnie pozbawiony charaketru Something In The Dark) oraz rzewne elektroballady (brrr, nawet nie będę wymieniał). Na plus jedynie taneczno-gitarowa Crystalline. Innymi słowy od Sasa do lasa, nie ma tu spójności, pomysłu, konkretnego stylu, jest ciut za dużo syntetycznych brzmień. Grupa nie bardzo wie, w kogo celuje, próbuje zadowolić wszystkich i to się nie udaje. Dostarczenie zaledwie 35 minut muzyki po 5 latach przerwy też chwały nie przynosi, ale mamy co mamy. Kilka niezłych piosenek i reszta do natychmiastowego zapomnienia. Jednak te wymienione w pierwszym akapicie pozostawiają na tyle dobre wrażenie, że powrót grupy Rasmus można uznać za udany. Niestety tylko połowicznie. Może za 5 lat zrobią coś więcej. I przypomną sobie o istnieniu gitar…

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: