BECK Colors

Beck ColorsBECK
Colors
2017

Beck Hansen nie przestaje zadziwiać. Facet ma tak wiele twarzy (muzycznych oczywiście), że trudno go przypisać do konkretnego gatunku. Niby to artysta alternatywny (płyta Odelay), a jego przeboje mają skomplikowaną linię melodyczną, ale trzy lata temu zaskoczył nas akustycznym, folkowym albumem Morning Phase. Troszkę przynudzał, ale był w tym pewien urok. Na nowej płycie Beck zmienił się całkowicie – postanowił wrócić do popu (czy jak kto woli – do indie rocka z dużą domieszką popu), do grania bardziej przystępnego dla masowego słuchacza. „Chciałem nagrać coś pełnego energii, co sprawi że każdy będzie chciał śpiewać i tańczyć”. I tak zrobił proponując 11 kolorowych, pulsujących rytmem piosenek, które ubarwią jesienną szarugę za oknem. Czy to dobrze? Co kto lubi… ja wolę bardziej rockowe wcielenie muzyka. Problem w tym, że te roztańczone utwory, często nawiązujące do jego wcześniejszych dokonań, nie mają w sobie czegoś, co by na dłużej zatrzymało uwagę słuchacza. Są nijakie, a najlepszym przykładem otwierający zestaw klubowo-dyskotekowy utwór tytułowy. Rytm owszem jest, nóżka podskakuje, ale dobrej melodii brak. Wiem, wiem, takie czasy…

Jasne, od każdej reguły jest wyjątek, i w tym cieście znajdą się więc jakieś rodzynki. Trudno narzekać na uroczy singlowy hicior Up All Night czy wydany jeszcze w 2015 roku na małej płytce utwór Dreams, może jeszcze niezły Seventh Heaven, którego rytmika nieustannie przypomina mi Close To Me The Cure, czy lekko beatlesowski w klimacie Dear Life, lecz reszta już się nie bardzo broni. Za mało tu eksperymentów, poszukiwania, odkrywania czegoś nowego, co zawsze było siłą Becka. Alternatywny muzyk nie daje tu żadnej alternatywy – ot po prostu popowa sieczka z lepszymi lub gorszymi melodiami. Gdy na chwilę zwalnia, jak w Wow, wychodzi jeszcze gorzej. „To po prostu wygłupy w studiu. Ja nawet nie chciałem tego wydawać”. No więc trzeba było odpuścić. Drugi wolny numer Fix Me wypada o niebo lepiej, aczkolwiek jego prostota byłaby dobra dla ELO w szczytowym okresie ery disco, a nie dla tak niepokornego artysty jak Beck.

Może po smętnym i przyciężkim albumie z 2014 roku pan Hansen potrzebował odmiany i takiego zastrzyku energii? Może ta radosna twórczość pobudzi go do napisania ciekawszych piosenek? A może znów nas zaskoczy i ucieknie w zupełnie inną stronę? Zobaczymy. Na razie wydał płytę, która mnie zupełnie nie rusza, lecz też nie mogę jej całkowicie odrzucić. To taki typowy produkt współczesnych czasów. Świetna produkcja, kapitalne brzmienie, dużo rytmu…. tylko charakteru brak.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: