CENTRAL INTELLIGENCE
Agent i pół
2016, USA
komedia
reż. Rawson Marshall Thurber
Letnie komedyjki mają bawić widza w uroczy i niekoniecznie wyszukany sposób. Oby tylko nie przekraczać granicy kiczu. To się udało w filmie Agent i pół, gdzie Bob (Dwayne Johnson) i Calvin (Kevin Hart) tworzą dość uroczą parę dobraną na zasadzie przeciwieństw (skojarzenia z 21 Jump Street jak najbardziej na miejscu, ale tam fabularnie było znacznie lepiej). Obraz, który niedawno wpadł w moje ręce, trafił do kin rok temu, ale w sumie nie ma to większego znaczenia. Pośmiać się zawsze można, nawet jeśli poziom absurdu momentami sięga zenitu. Czy bowiem ktoś uwierzy, że nudny, statyczny księgowy może ot tak zostać agentem? Może, jeśli ma u boku silnego mięśniaka z odznaką. Dawni znajomi z czasów szkolnych (gdy to Calvin był u szczytu sławy, a Bob robił za popychadło) odnawiają znajomość, z czego wyniknie wiele kłopotów.
Wakacyjne kino rządzi się swoimi prawami. Gdy słońce świeci, jest ciepło i miło, więcej się wybacza, a banan na twarzy pojawia się nawet bez powodu. Agent i pół ma sporo wad – jest zdrowo przegadany jak przystało na typową „kolorową” produkcję rodem z USA, śmiesznych scen niewiele, do tego fabuła sztuczna i wysilona. Na czym więc polega siła filmu? Może na zamianie ról i odmiennych charakterach bohaterów? Wszak to właśnie kontrasty postaci w komediach sensacyjnych sprawdzają się najlepiej. Drętwy i sztywny Hart to rzadkość, z kolei The Rock jest poczciwy i gamoniowaty – to zaskakująca odmiana w stosunku do emploi aktora, którego szczerze lubię i chociaż nie jest to dla mnie do końca wiarygodne, na pewno stanowi jakiś powiew świeżości. Jednak tylko na tym elemencie i kilku niewybrednych żartach nie da się zbudować dobrego filmu. Potrzeba jeszcze niezłej, w miarę spójnej i wciągającej historii – tego tu zabrakło, choć pod scenariuszem widnieją aż trzy nazwiska. Na dodatek Thurber zbytnio moralizuje i bardzo czytelnie stara się widzowi wcisnąć stare jak świat prawdy o potędze miłości, przyjaźni, dobroci, drobnych gestów, itd. Wszyscy to wiemy, a w kinie chcemy zabawy, nie lekcji. Mimo tych uwag trzeba docenić tempo filmu (nieco maskujące fabularne niedostatki), komizm sytuacyjny, chemię między doskonale uzupełniającymi się bohaterami i liczne wysiłki duetu Johnson/Hart, by rozbawić widza. Czasem im się udaje. Szału nie ma, lecz jak na letni niezobowiązujący seans dobre i to.