MUMMY Mumia

Mummy Mumia recenzja Kurtzman Cruise CroweMUMMY
Mumia
2017, USA
fantasy
reż. Alex Kurtzman

Mumia czyli zabalsamowane zwłoki, które w wyniku klątwy lub czarów ożywają i zaczynają zagrażać ludziom, to bardzo wdzięczny temat dla filmowców. Już w 1932 roku klimatyczny horror z Borisem Karloffem w roli kapłana Imhotepa mocno wystraszył widownię, a do tematyki wracano wielokrotnie (m.in. w trylogii z Brendanem Fraserem i Rachel Weisz w latach 1999-2008), z różnym zresztą skutkiem (toporne próby wytwórni Hammer Film w latach 60.). Teraz zachęcony sukcesami Marvela Universal Pictures postanowił wskrzesić własne uniwersum potworów (tzw. Dark Universe) i właśnie na pierwszy ogień wypuszcza kolejną wersję Mumii (poprzednie produkcje z Draculą i Frankensteinem przeszły bez echa i nie są liczone). To nie jest remake filmu Stephena Sommersa z 1999 roku lecz inna opowieść oparta na podobnej tematyce (czyli reboot wspomnianej serii), więc bezpośrednie odniesienia nie mają sensu, ale porównania są nieuniknione z racji szumu wokół produkcji i oczekiwań wobec wiele obiecującego tytułu.

Tom Cruise lubi wyzwania nie z tej ziemi. Był już wampirem, walczył z obcymi, teraz jako Nick Morton musi radzić sobie ze zmumifikowaną księżniczką starożytnego Egiptu, która po kilku tysiącleciach powraca z zaświatów żądna zemsty i władzy, a na obiekt klątwy wybrała akurat pracującego na Bliskim Wschodzie żołnierza. Hipnotyzująca postać Ahmanet wykreowana przez Sofię Boutellę to wzorcowe ucieleśnienie zła, przemocy i destrukcji, zarazem największy plus tego filmu. Reszta towarzystwa budzi mieszane uczucia – śmiertelnie poważny (choć wiecznie młody i wysportowany) Cruise stanowi przeciwwagę dla wiecznie radosnego Frasera, nie ma jego lekkości i dystansu, aczkolwiek ze wszystkich sił stara się tchnąć odrobinę życia w źle napisaną postać; podobnie jak towarzysząca mu sztuczna i mdła barbie Annabelle Wallis nie ma startu do poczciwej Weisz, zaś Russell Crowe jako szalony naukowiec Doktor Jekyll to już zupełnie pomylił filmy. Nie chodzi o zły występ – obdarzony charyzmą aktor jest groźny i tajemniczy, ale po prostu wymaga lepszej roli, i pewnie w kolejnych filmach taką dostanie, bo tutaj jego postać jest kompletnie zbędna.

Nieciekawi bohaterowie to nie największa wada produkcji. Bardziej przeszkadza chaos w opowiadaniu historii, potraktowanie po macoszemu historii starożytnego Egiptu, zbędne sceny (choćby ta ze szczurami czy efekciarska, burząca klimat scena burzy piaskowej) i nade wszystko mało wciągający scenariusz. Oczywiście to jest wpisane w konwencję gatunku – nikt tu nie oczekuje głębi artystycznej czy psychologicznych rozważań, ale lepsze zarysowanie bohaterów, zbudowanie więzi z widzem już by nie zaszkodziło. Jak na typowe kino rozrywkowe z elementami horroru, przygody i fantastyki Mumia wcale nie jest gorsza od wielu innych blockbusterów, jednak po szumnych zapowiedziach oczekiwałem znacznie więcej. Choćby mrocznego klimatu, nastroju niepokoju, który tu skutecznie zabijają drętwe dialogi, nadmiar akcji i sztuczne kreacje (nie tylko Crowe czy Wallis, także sprawnie pływające szkielety i inne podobne bzdury). Może jednak takie było założenie? Robimy film niby na poważnie, lecz pozbawmy go grozy, by nie wystraszyć dzieciaków na widowni? Dodajmy obowiązkową plagę szczurów, cyfrową burzę, a ponurą wymowę opowieści rozładujmy postacią kolegi Nicka, który co chwila rzuca kiepskimi żartami. Zamiast uniwersum grozy otrzymaliśmy nieco mocniejsze kino familijne, film wielogatunkowy i przez to nijaki, zawieszony między wersjami z 1932 i 1999 roku. Albo inaczej: Mumia to dobry, tylko wyjątkowo długi trailer Mrocznego Uniwersum. W takim razie czekam na jego kolejne odsłony.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: