JOHN WICK CHAPTER 2

John Wick 2 recenzja Keanu ReevesJOHN WICK CHAPTER 2
John Wick 2
2017, USA
sensacyjny
reż. Chad Stahelski

Niedawno czytelnik oburzył się na moją niską ocenę jednego z filmów znanego reżysera. Napisał, że to tak, jakbym dał płycie Iron Maiden 2 gwiazdki, a Martyniukowi 4. Nie słucham Martyniuka, ale gdyby nagrał dobry album w swoim gatunku, a Iron Maiden słabiutki, to dlaczego nie? Co to ma wspólnego z filmem John Wick 2? Tylko tyle, że to taki trochę Martyniuk – rozrywkowy obraz dla bardzo konkretnego widza, który lubi taką konwencję i nie narzeka, że sensu za mało, a strzelania za dużo. Zresztą to sequel filmu akcji więc raczej nie skusi nieznających jedynki, a pozostali wiedzą, czego oczekiwać. Musi być więcej i mocniej, i tak właśnie jest. John Wick (Keanu Reeves) to dawny płatny zabójca, mistrz w swoim fachu, taka krzyżówka Terminatora z Rambo, który rozwala każdego, kto ośmieli się stanąć mu na drodze. Lepiej z nim nie zadzierać – trzy lata temu przekonali się o tym nowojorscy mafiosi, a teraz czas na Włochów. Szczegóły fabuły są mało istotne – liczy się tylko totalna rozwałka. I tu film nie zawodzi. Wręcz przeciwnie – jest ostro już od samego początku, bo też twórcy nie muszą tracić czasu na przedstawianie postaci i jej motywów (załatwiają to jedną rozmową przerażonego Rosjanina).

Nie jest łatwo nakręcić dobry sequel prostego akcyjniaka. Atut świeżości odpada, fabularnie jest powtórka, zaskoczenia brak. Trzeba więc postawić na podkreślenie i wyostrzenie pewnych elementów uważając, by nie popaść w autoparodię. I dokładnie to zrobił Chad Stahelski w swoim filmie. Rozwinął do perfekcji sceny walki i tym nadrabia brak dobrego podłoża fabularnego. Coś za coś. To nadal wielki hołd oddany filmom akcji z ery VHS, pozbawiony lekkości i dowcipu jedynki, jej klimatu, za to nafaszerowany kapitalnymi pojedynkami (w przenośni i dosłownie, bo bohatera nie atakują grupą, tylko gęsiego, w pojedynkę) w bajecznej scenerii katakumb rzymskiego Koloseum czy gabinecie luster wyjętym żywcem z Wejścia smoka. Stahelski to zawodowy kaskader i wie, jak z gracją pokazać sceny walki wręcz. Mniej tu komputerowych sztuczek, dużo zaś wirtuozerii aktorów, ich zdolności fizycznych i odpowiedniej synchronizacji reżysera, dzięki czemu sceny akcji mają swój płynny rytm. John Wick 2 to wizualny majstersztyk nakręcony w starym stylu. Kapitalnie (pod względem aktorskim i fizycznym) w tym wszystkim prezentuje się Keanu Reeves, który wreszcie wychodzi z niebytu i przeżywa drugą młodość. Aktor był wielki za czasów Matrixa i teraz, po wielu chudych latach, przeżywa drugą młodość i powraca do tej wielkości za sprawą kolejnego charyzmatycznego bohatera (notabene w obsadzie jest też Laurence Fishburne, słynny Morfeusz z Matrixa). Imię zobowiązuje – jego John Wick ma szansę stanąć w jednym szeregu z innymi słynnymi Johnami kina akcji: Johnem Rambo czy Johnem McClane.

Czy same widowiskowe sceny walk wystarczą do dobrej oceny filmu? Nie zawsze, lecz w tym przypadku tak, jeśli tylko zaakceptujemy pewne reguły gry. Fabularnie nic nowego, chociaż dość szczegółowo (zbyt szczegółowo?) przedstawiono organizację świata płatnych zabójców, a w treści znajdziemy sporo niedorzeczności. Kino akcji ma swoje zasady i nie ma co narzekać, że film jest prosty jak budowa cepa, bohater nieśmiertelny (bo taki ma być, w końcu wyposażono go w specjalny strój zatrzymujący kule), na ulicach Nowego Jorku więcej zabójców niż zwykłych ludzi, a policji brak. Taka konwencja i dopóki nie przekroczono granicy kiczu (a nie przekroczono, nawet gdy John zabija przeciwników ołówkiem), to wszystko jest w porządku. Oby tylko twórcy nie zepsuli tego w kolejnej części, bo nie mam wątpliwości, że taka powstanie.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: