JAMIROQUAI Automaton

Jamiroquai Automaton recenzjaJAMIROQUAI
Automaton
2017

Mogło się wydawać, że Jamiroquai odszedł do lamusa. Funkujący zespół brylował w latach 90., a swój ostatni wielki album (no może nie tak znowu wielki, ale taki, który dotarł do szczytu list sprzedaży w Wielkiej Brytanii) wydał w 2001 roku. Przyznam, że nigdy nie byłem jakimś wielkim entuzjastą tego, co panowie robili, ale tryskający humorem, wiecznie roztańczony Jay Kay nieraz potrafił poprawić mi nastrój. Potem muzycy nagrywali coraz rzadziej, teraz zaś wracają po aż 7-letniej przerwie. W promującym nową płytę utworze tytułowym Automaton nie ma dawnej beztroski, jest raczej poważnie i futurystycznie, a teledysk zaczyna się od wybuchu atomowego. Na drugim singlu Cloud 9 powraca klasyka – jest atrakcyjna dziewczyna, taniec oraz broda i nieodłączny kapelusz u charyzmatycznego wokalisty. Muzycznie również klasyka – u Jamiroquai wszystko po staremu, jakby przespali dwie dekady i właśnie wyszli z komory hibernacyjnej. Single (zwłaszcza ten drugi) doskonale oddają to, co słuchacz znajdzie na długogrającej płycie.

Ósmy album Brytyjczyków nie wnosi niczego nowego do dyskografii zespołu. Grają jak grali, a że czasy się zmieniły, nikogo to specjalnie nie rajcuje. Te utrzymane w jednym tempie, proste i rytmiczne, pulsujące energią soulowo-funkowe piosenki rozkręcą każdą imprezę, natomiast po ich wysłuchaniu wracać nie ma do czego. To typowy muzak. Zapamiętywalne refreny, świetne melodie – nic z tych rzeczy. Tego zresztą nigdy nie oferowali w nadmiarze i to wcale nie przeszkadza ich lubić. Dominuje rytm i jeśli ktoś z sentymentem wspomina czasy disco z odrobiną funku z lat 70., doskonale się tu odnajdzie. Ja nie do końca. Czasy disco kojarzę bardziej z Boney M., ale ci mieli kilka naprawdę dobrych piosenek (taki Belfast na przykład). Jamiroquai tymczasem wrócił tak, jakby nigdy nie odszedł. Nie stara się zaadaptować do współczesnych czasów, co ucieszy fanów, ale nie poszerzy ich grona. Zamiast bowiem słuchać nagrań z Automaton, równie dobrze można sięgnąć po stare, sprawdzone kawałki. Różnica żadna. Jeszcze utwór tytułowy rozbudza apetyt na zmiany i odświeżenie formuły – tu jest nieco inaczej, ale refleksja nad sztuczną inteligencją niejako wymusza futurystyczne brzmienie, natomiast reszta już niczym nie zaskoczy, chociaż utrzymana w acidjazzowym klimacie przyjemnie buja (jak oparty na basie i zaskakujący rapującymi zwrotkami Nights Out In The Jungle). Tyle. W zasadzie poza singlami i w/w z tej całej jednolitej masy wyróżnię jeszcze utwór Shake It On – jest bardzo przebojowy, ale przede wszystkim otwiera wydawnictwo i dlatego jest odnośnikiem dla reszty. Po tych trzech piosenkach można wyłączyć i nic się nie straci. Przynajmniej nie dostaniemy niestrawności.

Automaton to dla mnie może nie rozczarowanie, bo nie oczekiwałem niczego specjalnego, ale też nadawanie temu powrotowi wielkiej wagi i znaczenia nie ma najmniejszego sensu. Ot po prostu jedna ze znanych grup lat 90. powróciła z nowym/starym albumem. Kto lubi odnotuje, pozostali nawet nie zauważą.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: