Fenomen Zidane’a

Zidane fenomen trener Real MadrytPo niezbyt emocjonującym lecz zakończonym polubownie El Clásico z Barceloną warto poświęcić chwilę fenomenowi Zinédine’a Zidane’a. Przyznam, że jego wyniki robią wrażenie (33 kolejne mecze bez porażki i w najbliższą środę szansa na wyrównanie klubowego rekordu z czasów Beenhakkera) i nie można ich negować, w przeciwieństwie do poziomu i stylu gry prezentowanego przez Real. O co więc chodzi? Gdzie jest tajemnica sukcesu ekipy, której spotkania są nudne jak flaki z olejem? Jak powiedział Jorge Valdano, były dyrektor generalny Królewskich, „nikt nie gra słabej piłki lepiej niż Real Madryt, bo gdy Real Madryt gra źle i tak wygrywa”. To bardzo trafna refleksja. Trudno mówić tylko o szczęściu (choć tego Zidane’owi na pewno nie brakuje), lecz na farcie można wygrać jeden, dwa czy trzy razy – ale nie 25 czy 30. Zdumiewającym lecz przecież niezaprzeczalnym faktem jest, że po 14 kolejkach Real Madryt jest liderem najlepszej ligi świata, a rozegrał tylko 3 dobre spotkania (na Anoeta, Benito VillamarínCalderón), podobnie jak zapewnił sobie wyjście z grupy w Lidze Mistrzów (którą miał wygrać w cuglach) bez żadnego meczu godnego uwagi. Jednak druga strona medalu jest taka, że dopóki wyniki są zadowalające, szukanie dziury w całym i narzekanie nie ma większego sensu.

Trofea zdobywa się przez zwycięstwa, a nie wrażenia artystyczne za piękno gry. Z dwojga złego, jeśli nie można tych spraw połączyć, lepiej mieć wyniki. A dlaczego w Realu nie można – to już temat na inną i długą debatę. Moim zdaniem to kwestia wypalenia kadry, która jest syta i spełniona, z racji wieku niezdolna do wysiłku przez pełne 90 minut. Innymi słowy – najbardziej medialnym graczom z wypasionymi kontraktami nie chce się za dużo biegać, a bez intensywności i pressingu trudno o efektowne akcje. Po co mają się wysilać, skoro nikt ich nie rozliczy, nie odstawi na trybuny, a do bramki rywala i tak coś pewnie wpadnie. Widać to świetnie na przykładzie Benzemy – raka od lat toczącego Real. Od początku sezonu gra koszmarnie, jest żałosną parodią napastnika, a jednak zawsze wychodzi w pierwszym składzie. Zarzuty nie dotyczą braku umiejętności, bo te są jakie są – chodzi o postawę leniwego Francuza, o jego brak zaangażowania, gry bez piłki, podjęcia walki z rywalem, agresywności, sportowej złości. Czegokolwiek świadczącego, że mu się chce, że mu zależy, że docenia to, gdzie występuje. Faworyzowanie Karima burzy mit Zidane’a jako sprawiedliwego trenera, dla którego każdy gracz jest ważny. Nie jest. Ziomal bez formy gra, tymczasem James bez formy nawet nie powącha murawy.

Dlaczego więc Real Zidane’a działa? Dlaczego tak trudno go pokonać, chociaż braki techniczne madrytczyków wołają o pomstę do nieba? Chociaż w wielu meczach piłkarze odrabiają pańszczyznę i nawet nie udają, że chcą dać widowni spektakl, że chcą gryźć trawę i grać na miarę wielkości tego klubu. Co takiego powoduje tę znakomitą serię bez porażki, która po ewentualnym pokonaniu Borussii w środę i wygraniu z Deportivo La Coru?a w sobotę, byłaby rekordową w 114-letniej historii Królewskich? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Moim zdaniem sprawa leży w jedności grupy zmieszanej z dużą dozą szczęścia. Po problemach z Benítezem Zizou zjednoczył szatnię. Stworzył zwartą grupę i to wystarczyło. Ma wśród piłkarzy ogromny autorytet, rozmawia z nimi, buduje poczucie jedności i to przynosi rezultaty. Przynajmniej na razie, bo postawa madrytczyków jest daleka od idealnej – zbyt często brakuje im intensywności, nie chcą walczyć nawet dla ukochanego Zidane’a, a sam trener zbyt często powtarza slogany o cierpieniu w każdym meczu, zamiast pogonić swych podopiecznych do pracy i po prostu wymagać więcej. Real wcale nie musi cierpieć grając z ligowymi średniakami. Nie powinien cierpieć. Jeśli cierpi i powtarza te same błędy, źle to świadczy o szkoleniowcu. Królewskim wciąż się wydaje, że nie trzeba się przemęczać, że do sukcesów wystarczy gra na pół gwizdka, że są aż tak dobrzy. Tymczasem ta passa nie będzie trwać wiecznie, to może się odwrócić w jednej chwili. Ancelotti też wygrywał i notował rekordy, a skończył jak skończył. Zidane był jego uczniem i specjalnie się nie różni od Włocha – pisałem o tym w artykule Zidalotti celowo miksując nazwiska obu panów. Lecz Francuz nadal ma wyniki. Jak długo jeszcze – czas pokaże. W kolejce czekają silni rywale – Borussia Dortmund i Sevilla, a w międzyczasie klubowe mistrzostwa świata. Cztery zwycięstwa umocniłyby siłę i pewność siebie tej ekipy. Przypomnę, że Real Ancelottiego rozsypał się właśnie po zdobyciu tytułu mistrza świata. Wtedy Królewscy uznali, że zrobili wystarczająco dużo – odpuścili i zakończyli sezon z niczym, a Carlo musiał odejść. Zidane na razie jest święty i nietykalny – bo wygrywa. Co będzie, gdy zakończy tę serię bez porażki i roztrwoni ligową przewagę? Cóż… Kibice muszą wierzyć, że nic takiego nie nastąpi.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: