VANGELIS Rosetta

Vangelis Rosetta recenzjaVANGELIS
Rosetta
2016

Evangelos Odysseas Papathanassiou, w skrócie Vangelis, 73-letni dzisiaj grecki twórca muzyki elektronicznej i filmowej to postać kultowa. Nagrywa niemal od 50 lat i chociaż zaczynał w zespole Aphrodite’s Child (gdzie śpiewał Demis Roussos), a w latach 80. wydawał płyty z Jonem Andersonem z zespołu Yes (wcześniej miał nawet zastąpić w Yes Ricka Wakemana), i tak najbardziej znany pozostanie ze swoich genialnych ilustracji filmowych. Te najważniejsze powstały do obrazów Ridleya Scotta: Blade Runner (Łowca androidów, 1982) i 1492: Conquest Of Paradise (1492: Wyprawa do raju z 1992 roku, obok Heaven And Hell moje ulubione dzieło mistrza), a największy sukces odniósł uhonorowany Oscarem soundtrack do Chariots Of Fire (Rydwany ognia, 1981). Tyle historii. Od niemal dekady muzyk milczał, a w XXI wieku nie przedstawił niczego na miarę swego talentu, więc zrozumiałe było poruszenie wśród fanów i spore oczekiwania wobec nowego albumu. Tym bardziej, gdy ujawniono szczegóły wydawnictwa.

Powszechnie znane jest zainteresowanie Vangelisa tematyką kosmiczną, z takich inspiracji powstały jego niektóre płyty (Mythodea: Music for the 2001 NASA Space Mission, Albedo 0.39). ?Mitologia, nauka i podbój kosmosu to tematy, które fascynują mnie od dzieciństwa. Zawsze były w jakiś sposób związane z muzyką, którą tworzyłem?. Dodajmy: muzyką pełną dostojeństwa, powagi i patosu, przywodzącą na myśl potęgę natury i bezmiar wszechświata. Dokładnie takie kompozycje wypełniają krążek zatytułowany Rosetta, doskonale wpisujący się w omówioną wyżej tematykę.

Misja Rosetta to przełomowe, przeprowadzone po raz pierwszy w historii badań kosmicznych przedsięwzięcie Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) polegające na próbie lądowania sondy na komecie (tak w skrócie). Wysłana w przestrzeń kosmiczną w 2004 roku sonda Rosetta zrealizowała swoje zadanie w listopadzie 2014, gdy lądownik Philae osiadł na powierzchni odległego ciała niebieskiego (jeden z utworów nosi tytuł Philae’s Descent). Z fascynacji tym wydarzeniem powstała suita utworów obrazujących poszczególne etapy misji ESA, która oficjalnie została zakończona wraz z powrotem sondy pod koniec września 2016. Dokładnie wtedy ukazał się album Vangelisa.

Ufff, tyle teorii, a jaka jest sama muzyka? Typowa dla twórczości greckiego kompozytora, i to tej z lat największej świetności, a nie bardziej współczesnych, zdominowanych przez udział orkiestry symfonicznej. Tu orkiestry nie ma, wystarczą syntezatory, jest za to wiele dźwięków pełnych harmonii, piękna, emocji, skłaniających do zadumy, uruchamiających wyobraźnię. To na pewno jego najlepsza płyta w tym stuleciu, ale już studzę entuzjazm – daleko jej do poziomu tytułów wymienionych w pierwszym akapicie. Nawet nie stała obok nich. Jest zbyt monotonna, nie pozostawia po sobie tak piorunującego wrażenia, jakie towarzyszyło słuchaczowi po kontakcie np. z 1492: Conquest Of Paradise. Tego nie trzeba było słuchać kilka razy, by coś zapamiętać, by wyłowić perełki. Cała płyta była perełką. Pełna subtelnych dźwięków Rosetta jest inna. To jakby suita, jeden utwór podzielony na podczęści, połączone wspólnym klimatem i myślą przewodnią. To właśnie ta atmosfera jest siłą krążka, nie same melodie. To muzyka tła. Tylko i aż. Solidna robota, lecz tylko solidna, bez błysku geniuszu, jakim Grek natchnął niegdyś kilka swoich dzieł. Po latach posuchy dobre i to.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: