CAPTAIN AMERICA: CIVIL WAR
Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów
2016, USA
sci-fi, fantasy
reż. Anthony Russo, Joe Russo
W zasadzie oceniając kolejne produkcje Marvela mam do wyboru tylko dwie opcje: cztery gwiazdki albo pięć, a i o tym trudno przesądzić, bo decydują niuanse. Wytwórnia doszła do absolutnej perfekcji, jej ekranizacje komiksów są coraz bardziej widowiskowe i coraz lepsze fabularnie. Ja nawet celowo omijam (lub odkładam na później – co na jedno wychodzi) recenzowanie wielkich hitów kinowych, bo o tym wszyscy piszą, często bardzo drobiazgowo i rozwlekle, wolę przybliżać filmy rzadsze, zwykle nieobecne w kinie. Niemniej czasem gdy coś obejrzę w domowym zaciszu i spostrzegę, że o tym nie napisałem, prędko nadrabiam zaległość. Przyszła więc pora na trzecią odsłonę Kapitana Ameryka i pierwszy tak poważny konflikt w obozie Avengersów. Tak, Avengersów, bo chociaż formalnie film jest o Kapitanie, występują tu niemal w komplecie wszyscy Mściciele. Wojna bohaterów to kontynuacja filmu Avengers: Czas Ultrona. To istotne, bo choć z pozoru kolejne filmy Marvel Studios są niezależne, to jednak wydarzenia przenikają się nawzajem i aby się nie pogubić, warto zachować chronologię. Sam tytuł obrazu jest mniej istotny.
Kto z kim walczy to już zdradzał plakat reklamowy, a potem okładka wydania DVD/Blu-ray. Kapitan Ameryka ściera się z Iron Manem, co też nie powinno stanowić zaskoczenia dla uważnych widzów poprzednich filmów wytwórni. Tylko że teraz to już nie są żarty czy pojedyncze docinki, panowie poważnie mają na pieńku. Jak to w rodzinie – wszyscy się niby kochają, ale bywają i zażarte kłótnie. O co poszło? O próbę kontrolowania działań superbohaterów przez polityków, na co jedni przystali, a część ekipy Avengers nie zaakceptowała takiego ograniczenia wolności i stanęła w opozycji do poddania się kurateli ONZ. Kto wygra to w sumie nieważne, bo przecież wiadomo, że i tak musi być happy end, a celem nadrzędnym zawsze jest ratowanie ludzkości przed zagrażającym jej egzystencji wrogiem. Akurat ten nie jest tym razem zbyt wyrafinowany ani przekonujący (po zagrożeniu z kosmosu w Avengers czy wszechwładnej sztucznej inteligencji w Czasie Ultrona), dlatego oś konfliktu przesunięto do wewnątrz grupy herosów, która ostatnimi czasy bardzo się rozrosła. I w tej ilości tkwi siła widowiska – 20-minutowa walka dwunastu postaci obdarzonych wyjątkowymi mocami na płycie berlińskiego lotniska ekscytuje i porywa pomysłowością oraz maestrią wykonania. To najlepsza bijatyka w dotychczasowym uniwersum, absolutny majstersztyk jeśli chodzi o efekty specjalne, pracę kamery i przejrzystość ujęć, ale właściwie te słowa wypada powtarzać po niemal każdej marvelowskiej produkcji. Tutaj jednak dodano jeszcze jeden istotny element – dużą dawkę humoru i dystansu do przedstawianych wydarzeń za sprawą obecności nowej postaci – Spider-Mana (grał go kiedyś Tobey Maguire, potem Andrew Garfield, teraz w tej roli bijący poprzedników na głowę Tom Holland). To prawdziwa wisienka na torcie – Peter Parker w nowej odsłonie pojawia się dosłownie na kwadrans i kradnie show sławniejszym kolegom.
Co można jeszcze dodać? Po Zimowym żołnierzu to kolejny przykład świetnie wykonanej pracy przez braci Russo. Nie tylko od strony wizualnych bajerów, lecz także głębi fabularnej z perfekcyjnie napisanym scenariuszem i przekonująco naświetlonymi postaciami, ich racjami, rozterkami i zachowaniami skłaniającymi widza do refleksji. Gdzie jest granica między dobrem i złem? Czy ratując jednych można poświęcać innych? Czy sprzedajni i dbający głównie o swoje interesy politycy powinni kontrolować interwencje nadludzi? Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów to nie pusty film na bazie komiksu, to pełen powagi i dramatyzmu obraz o pęknięciu przyjaźni, o walce w obronie słusznej idei, o poświęceniu dla własnych przekonań, gdzie komiks stanowił tylko punkt wyjścia napisanej z wdziękiem i wyczuciem historii. Nie chcę brzmieć zbyt górnolotnie, bo to także znakomita rozrywka na najwyższym poziomie – okazuje się, że jedno nie wyklucza drugiego, że i na ambitnym filmie opartym fabularnie na wzajemnych relacjach między superbohaterami można się świetnie bawić. Tym bardziej, gdy firmuje go Marvel Studios.