EXTINCTION
Czas wymierania
2015, Hiszpania, Francja, USA
dramat, horror, reż. Miguel Ángel Vivas





Oglądając Czas wymierania naszły mnie refleksje na temat oczekiwań widza wobec kina klasy B. Czy jest sens czepiać się, że nie wszystko wyszło idealnie? Niby nie, ale też nie warto chwalić za same chęci. Miguel Ángel Vivas chęci ma, a i odrobinę talentu również, więc chociaż jego dramat (czy może film obyczajowy?) z elementami horroru nikogo na kolana nie powali (a niektórych pewnie zanudzi na śmierć, bo dzieje się niewiele), to jednak ma pewne zalety nie zawsze obecnych w podobnych produkcjach. Przede wszystkim klimat, a to już połowa sukcesu przy tak bezbarwnym i statycznym scenariuszu. Fabułę można streścić jednym zdaniem – 9 lat po epidemii tajemniczego wirusa, który spustoszył ludzkość, a nielicznych ocalałych pozamieniał w zdziczałe potwory, trójka ludzi próbuje przetrwać w opuszczonym, zatopionym w śniegu miasteczku. Tylko tyle. Znowu wałkowany na setki sposobów temat zombie w postapokaliptycznym świecie, jednak przedstawiony nieco inaczej. Bardzo kameralnie, potwory na ekranie pojawiają się rzadko, a przez dużą część filmu oglądamy codzienne życie ojca z córką, rozmowy o niczym, próby edukacji. Mimo licznych reminiscencji nie dowiemy się niczego o genezie wirusa, jego rozwoju czy opcjach dla ocalałych. W tej kwestii Vivas zawodzi na całej linii. Nie poznamy planów trójki bohaterów, którzy poza wolą przetrwania nie mają żadnego celu ani pomsyłu, co dalej robić i po co. Na dodatek zachowują się wyjątkowo irracjonalnie, a będąc jedynymi ludźmi w okolicy nawet ze sobą nie potrafią się dogadać. Aż dziw bierze, że udało im się przetrwać.
Ten klimatyczny survival w zimowej scenerii mógł być lepszy. Nawet powinien. Kilka lat temu Francis Lawrence pokazał, jak to należy zrobić, w filmie Jestem legendą z Willem Smithem. Ale tam był hollywoodzki rozmach i, co najważniejsze – pomysł. Vivas pomysłu nie miał żadnego. Ni to horror, ni to dramat, a przez dużą część ckliwe kino obyczajowe z niedopracowanym scenariuszem i banalnym zakończeniem. Film o zagrożeniu ludzkiego bytu powinien mieć więcej adrenaliny. Ja wiem, że nie jest łatwo stworzyć coś nowego o zombie, tutaj udało się tylko połowicznie. Same zdjęcia i klimat opowieści nie wystarczą do dobrej oceny, lecz teraz wrócę do pytania z początku – czy jest sens czepiać się, że nie wszystko wyszło idealnie? Vivas lubi wyzwania i chętnie podejmuje oklepane tematy. 5 lat temu w równie statycznym filmie Napaść bardziej się postarał, zadbał o tempo, realizm i odpowiednią dramaturgię opowieści. Tutaj zapomniał o dawkowaniu emocji i zanudza widza psychologicznymi gadkami o niczym. Da się obejrzeć, ale bez wielkiej straty można odpuścić.