FORSAKEN

Forsaken recenzja wesern Cassar SutherlandFORSAKEN
Forsaken
2015, Francja, Kanada
western, reż. Jon Cassar

Z pisaniem o tego typu filmach zawsze mam ten sam problem – western to gatunek wymarły dawno, dawno temu i nie wskrzeszą go ani nowe wersje klasycznych tytułów, ani pojedyncze premierowe produkcje, które co pewien czas pojawiają się na ekranach. Nie te czasy, nie te emocje, nie te oczekiwania, i nawet jeśli film zrobiony jest poprawnie, zgodnie ze schematami klasycznego westernu, właśnie te schematy wbijają mu kolejny gwóźdź do trumny. Co więc może skłonić widza do obejrzenia historii, której dalszy ciąg zna od samego początku? Tylko uwielbienie dla gatunku i ewentualnie dobra obsada. O tym pierwszym nie ma co wiele pisać – obraz Jona Cassara ma klimat i wszystkim miłośnikom westernów powinien się spodobać. Obsada zaś pozytywnie zaskakuje, bowiem na ekranie w roli ojca i syna widzimy duet Sutherlandów, czyli ojca i syna w realu, a na deser dawno niewidziana Demi Moore (niby trochę grywa, ale w niczym ciekawym). Do Kiefera Sutherlanda mam słabość po obejrzeniu najlepszego znanego mi serialu sensacyjnego 24 godziny (którego twórcą jest notabene właśnie Cassar, specjalista od seriali), natomiast 80-letni Donald to wielka legenda kina i to wystarczy. Czy obaj tutaj pasują można dyskutować, ale są na ekranie i to jest niewątpliwy plus filmu. Jeden z niewielu.
Jak wspomniałem na początku, trudno jednoznacznie ocenić tę produkcję. Sam klimat opowieści, zdjęcia i gra aktorów na plus, ale to chyba trochę za mało. Czego zabrakło? Emocji! Po to się przychodzi do kina. Tymczasem tutaj o budowaniu napięcia trudno nawet mówić bo scenariusz przewidywalny, tempo ślamazarne, samej akcji zaledwie kilka minut, postacie skonstruowane według znanego powszechnie schematu: jest więc opanowane przez bandę łotrów miasteczko, są zastraszeni mieszkańcy, jest bezradny wobec bezprawia lokalny pastor oraz powracający po latach syn marnotrawny, który dręczony wyrzutami sumienia za czyny przeszłości chce je odpokutować i zacząć życie na nowo. Oczywiście nie będzie mu to dane, jest to bowiem kolejna klasyczna postać – samotny mściciel, który do pewnego momentu potrafi znieść upokorzenia ze strony bandy zbirów, lecz gdy się wreszcie zdenerwuje, nie będzie miał dla nich litości, czym przekreśli szanse na zmianę swego losu. Przypomina się Niesamowity jeździec z Clintem Eastwoodem oraz inne pozycje z czasów, gdy westerny się chętnie oglądało. Dzisiaj ta schematyczność razi i w pewnym sensie nudzi, a słaba i do bólu wtórna fabuła uniemożliwia wystawienie dobrej oceny. Chyba że potraktujemy Forsaken jako danie celowo stworzone ze starych, wytartych klisz, coś w rodzaju hołdu dla klasyki westernu. W trakcie seansu trudno się oprzeć wrażeniu deja vu, lecz mnie taki powrót do przeszłości zupełnie nie przekonuje.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: