PRIMAL FEAR Rulebreaker

PRIMAL FEAR
Rulebreaker
2016

Druga połowa stycznia to święta pora dla nowych wydawnictw Primal Fear. Z iście niemiecką precyzją właśnie wtedy co 2 lata klasycy heavy mealu spod znaku Judas Priest publikują swoje kolejne krążki. Muzycy perfekcyjnie łączący speedmetalową dynamikę z powermetalową melodyjnością i tym razem nie zawiedli – Rulebreaker ujrzał światło dzienne 22 stycznia, a miesiąc później panowie zaprezentowali materiał na żywo w krakowskim klubie Kwadrat. Nie mogłem się nachwalić poprzedniego albumu Delivering The Black, spieszę więc donieść, że teraz jest równie dobrze, a chwilami nawet jeszcze lepiej.
Co można napisać o tej muzyce, żeby się nie powtarzać? Niewiele, bo też styl kapeli jest od lat taki sam i pod tym względem Rulebreaker Ameryki nie odkrywa. Wita nas wyjątkowo udana, klasyczna okładka z metalowym orłem, do składu powrócił Tom Naumann, którego solówki zawsze były mocnym punktem muzyki zespołu, brzmienie jest ciężkie i mroczne, a wokal drapieżny i wyrazisty. Nic dziwnego, w końcu Ralf Sheepers to jeden z bardziej charyzmatycznych wokalistów rockowych i jest teraz w życiowej formie. A jeśli chodzi o same kompozycje – są energetyczne i bardzo przebojowe w dobrym tego słowa znaczeniu. Od typowych speedowych petard (Angels Of Mercy, Bullets & Tears, At War With The World i przede wszystkim prawdziwy metalowy killer o stosownym tytule In Metal We Trust) po nagrania nieco wolniejsze (kapitalny sabbathowski The Devil In Me) i nawet jedną obowiązkową balladę The Sky Is Burning, która akurat dupy nie urywa, ale wstydu też nie przynosi. Mnie wyjątkowo podchodzą dwa mroczne kawałki – tytułowy Rulebreaker, bardzo rytmiczny, świetnie zaśpiewany, z potencjałem na dobry rockowy hicior, oraz udanie promujący wydawnictwo, oparty na potężnym riffie The End Is Near.
Osobny akapit należy się jednak innej kompozycji. 11-minutowy kolos We Walk Without Fear, który można nazwać kwintesencją stylu kapeli, wyraźnie przejawia progmetalowe ambicje (zresztą Primal Fear zawsze ciągnęło do epickich brzmień). Najpierw spokojne, klawiszowe intro, z delikatnie pobrzmiewającymi w tle chórami, potem wchodzą gitary i bębny, utwór nabiera mocy, chociaż jego większa część jest utrzymana w średnim tempie, za to już gitarowa partia w drugiej części po prostu miażdży. Trochę za mało na płycie właśnie takiego grania, bo przecież na pokładzie jest aż trzech gitarzystów (Tom Naumann, Alex Beyrodt i Magnus Karlsson), każdy znakomity.
Chcąc nie chcąc wymieniłem prawie wszystkie numery z Rulebreaker, co tylko dobitnie świadczy, jak dobry to album. Kipiący energią, pełen dobrych melodii i klasycznych powermetalowych zagrywek, mocarnych riffów i galopującej perkusji (gdzie wywija nowy nabytek Francesco Jovi). Płyta nie tylko „łamie zasady”, ale skopie niejeden tyłek. Tak trzymać.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: