SKUNK ANANSIE
Anarchytecture
2016





Można dyskutować, czy angielska grupa rockowa Skuk Anansie jest bardziej znana z wylansowanych przez siebie hitów, czy raczej dzięki charakterystycznej wokalistce Skin (Deborah Anne Dyer), której ogolona głowa zapada w pamięć bardziej niż piosenki. Tak czy inaczej albumy zespołu pod koniec lat 90. zostały ciepło przyjęte przez fanów, chociaż kapela nigdy nie osiągnęła znaczących komercyjnych sukcesów i wielomilionowych nakładów. Po wydaniu trzech krążków rozpadła się, by 8 lat później powrócić na scenę i dalej grać swoje. Czasy jednak inne i dzisiaj zespół nie może liczyć na takie zainteresowanie, jak dwie dekady temu. Zwłaszcza, że nie oferuje niczego oryginalnego – to „swoje” oznacza proste rockowe piosenki, jakich setki puszczają codziennie rozgłośnie radiowe. Alternatywne granie i buntownicze teksty zastąpiły ładne melodie i stadionowe refreny. Wbrew pozorom to niekoniecznie zarzut bo mimo braku dawnej agresji nadal jest w muzyce Brytyjczyków sporo gitarowej energii.
Anarchytecture to szósty album Skunk Anansie. Po reaktywacji grupa konsekwentnie zmierza w stronę pewnego uproszczenia swojej muzyki i nowy album doskonale wpisuje się w tę tendencję. Mniej tu ognia i zadziorności, więcej radiowego potencjału. Już otwierający zestaw 11 piosenek Love Someone Else nie pozostawia co do tego wątpliwości i hipnotyzuje słuchacza swą melodyką. To zresztą najlepsza piosenka na płycie, a kolejnym Victim i Beauty Is Your Curse też trudno coś zarzucić. Dla wielbicieli mocniejszych brzmień jest punkowy That Sinking Feeling, fajne fragmenty ma We Are The Flames, zaś oparty na ciężkim riffie Bullet z powodzeniem nawiązuje do starych czasów. Nie udały się za to ballady – są kompletnie bezbarwne i nawet nie pokuszę się o podawanie ich tytułów. Czy więc któryś z tych wszystkich kawałków ma szansę wejść do kanonu Skunk Anansie? Kto wie… Na koncertach takie stadionowe granie z nośnymi refrenami na pewno się sprawdzi. A że fani rockowego łojenia będą wzdychać do starych nagrań, to już zupełnie inna sprawa. Tamte czasy i tamten klimat już nie wrócą. Właściwie Anarchytecture nie rozczarowuje – jest kolejnym konsekwentnym krokiem w kierunku komercjalizacji muzyki w XXI wieku. Bunt nie jest trendy. W swoim przekazie Skunk Anansie nieco złagodnieli, ale nadal dają słuchaczom dokładnie to, czego się można po nich spodziewać – dobre melodie i dużo gitarowego grania na wysokim poziomie plus solidny wokal charyzmatycznej Skin. Taka swoista równowaga między popowymi ciągotami wokalistki (co dobitnie pokazała na solowych krążkach), a rockowymi potrzebami reszty muzyków. Ja zdecydowanie wolę to wcześniejsze, bardziej wyraziste oblicze, lecz nie odmówię uroku nowym piosenkom. Pewnie takim repertuarem Skin i spółka chcą trafić do młodych i znacznie poszerzyć krąg odbiorców, jednak wyniki sprzedaży dowodzą czegoś wręcz odwrotnego. Może więc pora przemyśleć temat i wrócić do źródeł?