Tradycyjnie pora na krótkie podsumowanie sezonu bowiem właśnie zakończono rozgrywki w 5 najważniejszych piłkarskich europejskich ligach i naszej skromnej Ekstraklasie, która ani nie jest ważna, ani nie jest ekstra, ale jest nasza i też warto jej kilka zdań poświęcić. Tym bardziej, że w tym roku mieliśmy emocje i walkę do samego końca o najważniejsze rozstrzygnięcie. Ale idźmy po kolei, według rangi i znaczenia poszczególnych lig w Europie, a tu od kilku lat rządzi Hiszpania, a potem długo, długo nic. W tym roku znów, po raz trzeci z rzędu Ligę Europy wygrała Sevilla, a Liga Mistrzów też po raz trzeci z rzędu powędruje do Hiszpanii, konkretnie do Madrytu, tak jak dwa lata temu. Zacznę więc od hiszpańskiej Primera División…
HISZPANIA
Mistrz: Barcelona, 91 pkt., bramki 112-29, trener Luis Enrique
Puchar: Barcelona – Sevilla 2-0, trener Luis Enrique
Król strzelców: Luis Suárez (Barcelona) – 40 goli
W Hiszpanii od dekady walka o mistrzostwo toczy się między Realem a Barceloną, lecz dwa lata temu pojawiła się nowa siła – madryckie Atlético pod wodzą Diego Simeone. Również i w tym roku długo dotrzymywało kroku słynnym rywalom, ostatecznie musząc uznać ich wyższość. A ci mieli swoje wzloty i upadki. Barcelona zaczęła od przegranej 0-4 (!) w Superpucharze z Athletikiem Bilbao i długo nie mogła odnaleźć właściwego rytmu. Gdy to jednak nastąpiło, ekipa Enrique odnotowała rekordowe 39 meczów bez porażki i w pewnym momencie miała w tabeli 12 punktów przewagi nad Realem. Tę świetną passę przerwał właśnie madrycki klub wygrywając 2-1 na Camp Nou i notując 12 kolejnych zwycięstw na finiszu rozgrywek. To jednak nie wystarczyło. Katalończycy przegrali 3 mecze z rzędu i pozwolili rywalowi zbliżyć się na 1 punkt, lecz ten bezcenny punkt przewagi dowieźli do samego końca. Tytuł wygrali zasłużenie, byli najrówniej i najefektowniej grającą drużyną, a krajową dominację (to szósty tytuł ligowy w ostatnich 8 latach!) potwierdzili dokładając Puchar Króla po wygranej 2-0 z Sevillą. Barça na wszystkich frontach zdobyła 173 bramki, o 2 mniej niż rok wcześniej, lecz ofensywne trio MSN przebiło swoje osiągnięcie 122 goli. Messi, Suárez i Neymar strzelili razem 131 bramek i to jest nowy europejski rekord. W samej La Liga trafili 90 razy, o 1 bramkę przebijając wynik tridente Ronaldo-Benzema-Higuaín z 2012 roku. Królem strzelców został Luis Suárez wyprzedzając na samym finiszu Cristiano Ronaldo, który zaliczył szósty z rzędu sezon z 50 golami na koncie. Tych goli miał 51 (35 w La Liga, 16 w Lidze Mistrzów), Urugwajczyk zaś 59, z czego 40 w Lidze, co pozwoliło mu wygrać Złoty But.
Występy Realu Madryt podsumuję osobno, tutaj tylko wypada wspomnieć o falstarcie pod wodzą nowego trenera Rafy Beníteza – niezrozumiałej pomyłki Florentino Péreza. Piłkarze i trener nie nadawali na tych samych falach i to było widać na boisku. Początek jeszcze jako tako wyglądał (głównie dzięki świetnej postawie Keylora Navasa w bramce), potem jednak nadeszło upokorzenie 0-4 z Barceloną na Bernabéu i drużyna się posypała. Piłkarze nie chcieli umierać za szkoleniowca, odpuszczali walkę i głupio potracili punkty, których zabrakło na finiszu. Wprawdzie styczniowe zwolnienie Rafy i zatrudnienie Zinédine’a Zidane’a drastycznie odmieniło grę i wyniki Realu, ale było za późno, by zdobyć Ligę. Wygrała ją drużyna bardziej regularna.
ANGLIA
Mistrz: Leicester, 81 pkt., bramki 68-36, trener Claudio Ranieri
Puchar: Manchester United – Crystal Palace 2-1, trener Louis van Gaal
Król strzelców: Harry Kane (Tottenham) – 25 goli
W Anglii stało się coś niebywałego. Premier League wygrała drużyna Leicester, która w poprzednim sezonie broniła się przed spadkiem! Bez gwiazd i znanych nazwisk, bez gigantycznych pieniędzy. Wystarczył pomysł trenera Ranieriego, odpowiednie ustawienie i pełne zaangażowanie wszystkich graczy, którzy biegli za dwóch i dzielnie walczyli o każdy metr boiska. Wszyscy czekali, aż pękną, a oni wciąż tylko powiększali swą przewagę i nie oddali jej do samego końca. Wygrali nieoczekiwanie lecz w pełni zasłużenie. Nawet jeśli pomogła im w tym niedyspozycja wielkich faworytów. Arsenal był nieregularny, City po zbyt wczesnym ogłoszeniu odejścia trenera Pellegriniego przestało walczyć, United pod wodzą van Gaala zaliczał same wtopy i choć na pocieszenie wygrał Puchar Anglii, nie grał dobrze i nawet nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, za co trener zapłacił posadą. Jeszcze gorzej prezentował się Liverpool i dopiero zatrudnienie Jürgena Kloppa odmieniło sytuację, jednak nie na tyle, by uratować sezon. Ósme miejsce nie daje prawa do gry nawet w Lidze Europy, którą liverpoolczycy mieli szansę wygrać, lecz w finale nie sprostali Sevilli i przez rok nie zobaczymy ich na salonach. Jeszcze gorzej wypadł mistrz Anglii Chelsea. W trzecim sezonie Mourinho zawodnicy nie potrafili (nie chcieli?) grać na miarę swych możliwości (w 2013 roku w Madrycie było identycznie) i w pewnym momencie byli nawet w strefie spadkowej. Zwolnienie Portugalczyka niewiele pomogło i Chelsea też będzie obserwować europejskie elity tylko w telewizorze. Zaledwie 12 ligowych zwycięstw dało dziesiąte miejsce – to najniższa lokata ustępującego mistrza w historii Premier League.
W przyszłym sezonie Manchester City poprowadzi Pep Guardiola, zaś potęgę United ma odbudować José Mourinho. Być może więc niedługo na piłkarskiej mapie Anglii znów będzie rządził Manchester…
NIEMCY
Mistrz: Bayern, 88 pkt., bramki 80-17, trener Josep Guardiola
Puchar: Bayern – Borussia 0-0, k.4-3, trener Josep Guardiola
Król strzelców: Robert Lewandowski (Bayern) – 30 goli
Tutaj sytuacja była jasna od samego początku – pod wodzą Guardioli Bayern pewnie zmierzał po kolejne ligowe tytuły i w tym roku nie było inaczej. Kroku starała się mu dotrzymać Borussia Dortmund, lecz ostatecznie wylądowała 10 punktów za liderem, i to cała historia Bundesligi. Bayern jest tak mocny, że nawet mający zastąpić Guardiolę Carlo Ancelotti nie da rady tego zepsuć (jak powszechnie wiadomo, Włoch słabo radzi sobie w krajowych rozgrywkach). Na odchodne Hiszpan do listy trofeów dołożył Puchar Niemiec i opuszcza Bawarię z 7 tytułami zdobytymi przez 3 lata. Zabrakło tego najważniejszego i chyba to będzie priorytetem dla Carletto. Resztę ma znów podaną na tacy.
WŁOCHY
Mistrz: Juventus, 91 pkt., bramki 75-20, trener Massimiliano Allegri
Puchar: Juventus – Milan 1-0, trener Massimiliano Allegri
Król strzelców: Gonzalo Higuaín (Napoli) – 36 goli
Juventus od kilku lat niepodzielnie rządzi w Serie A i nie inaczej było teraz. Różnica jest tylko taka, że Bianconeri zaczęli bardzo słabo i po 10 kolejkach mieli na koncie zledwie 3 zwycięstwa. Wtedy pewnym kandydatem do mistrzostwa wydawało się Napoli, które po odejściu Beníteza grało jak z nut. Potem jednak wszystko wróciło do normy – Juventus zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej rożdżki i wygrał niemal wszystkie mecze, w efekcie kończąc rozgrywki z przewagą 9 punktów nad rywalem, a na deser do piątego kolejnego ligowego mistrzostwa dołożył Puchar Włoch. Ważnym godnym odnotowania osiągnięciem sezonu 2015/2016 jest strzelecki wynik Gonzalo Higuaína. Fenomenalnie dysponowany Argentyńczyk ustanowił nowy rekord istniejącej od 1929 roku Serie A. Pipita okazał się o jedną bramkę lepszy od legendarnego snajpera Milanu Gunnara Nordahla, który w 1950 roku trafiał 35 razy. W ostatnich latach tego typu wyniki były osiągalne wyłącznie dla Cristiano Ronaldo i Leo Messiego, tymczasem teraz liczbę 35 przekroczył nie tylko Higuaín, lecz także Ibrahimović i Suárez.
FRANCJA
Mistrz: PSG, 96 pkt., bramki 102-19, trener Laurent Blanc
Puchar: PSG – Marsylia 4-2, trener Laurent Blanc
Król strzelców: Zlatan Ibrahimović (PSG) – 38 goli
Odkąd arabscy szejkowie kupili Paris Saint-Germain, a nowy prezes Nasser Al-Khelaifi obiecał zbudować europejską potęgę, klub szybko stał się wiodącą i tak naprawdę jedyną siłą francuskiej piłki. Paryżanie zdominowali krajowe rozgrywki, wygrali ligę w ostatnich trzech latach, byli też głównym faworytem do kolejnego triumfu. Nikt jednak nie spodziewał się, że przyjdzie on tak łatwo, a Paryż będzie świętował już w marcu! PSG zaliczyli wyjątkowy sezon zdobywając 96 punktów i strzelając ponad 100 bramek. Drugi w tabeli Olympique Lyon wyprzedzili o 31 punktów i to nawet nie wymaga komentarza. Nudna liga jednej dobrej drużyny i dziewiętnastu średniaków. Za rok będzie identycznie, może tylko bramek tyle nie padnie gdyż drużynę opuszcza Zlatan Ibrahimović i nie będzie łatwo go zastąpić. 34-letni Szwed zaliczył swój najlepszy sezon w karierze strzelając 38 bramek i ustanawiając nowy klubowy rekord. Oczywiście krajowy puchar też zgarnęli paryżanie potwierdzając swą absolutną dominację na krajowym podwórku.
POLSKA
Mistrz: Legia, 43 pkt., bramki 70-32, trener Henning Berg/Stanisław Czerczesow
Puchar: Legia – Lech 1-0, trener Stanisław Czerczesow
Król strzelców: Nemanja Nikolić (Legia) – 28 goli
W polskim futbolu klubowym, o którego sile nie ma co pisać, bo od 20 lat bezowocne kołatanie do drzwi Ligi Mistrzów jest jej najlepszą wizytówką, doczekaliśmy się drużyny solidnej i naprawdę mocnej. Tak można określić Legię Warszawa, która w ostatnich latach zdominowała krajowe rozgrywki. Po 2012 roku, gdy tytuł mistrzowski oddała w sobie tylko znany sposób, wygrała go w 2013 i 2014 roku, jeśli do tego dodamy Puchar Polski w latach 2011, 2012, 2013 i 2015, to już daje pewne pojęcie, co mam na myśli. To wciąż za mało na Europę, ale całkiem sporo jak na Polskę. Nic dziwnego, że podobnie miało być w tym roku – poza Lechem na krajowym podwórku nie było widać drużyny, która może jej zagrozić. Poznaniacy wygrali Superpuchar, lecz zaraz potem w niezrozumiały sposób przegrywali kolejne mecze i w pewnym momencie zamykali ligową tabelę. Objawił się natomiast inny fenomen – Piast Gliwice (drużyna znikąd, niczym Leicester w Anglii) jesienią nie miał sobie równych i na zimową przerwę schodził w roli lidera. Wiosną gliwiczanie byli jednak tylko cieniem samych siebie i stopniowo tracili przewagę, zaś Legia pod wodzą nowego szkoleniowca nie pozostawiła złudzeń, kto rządzi w Polsce. Do mistrzostwa warszawianie dołożyli kolejny triumf w Pucharze Polski, gdzie są prawdziwym hegemonem. Wygrali go 18 razy, z czego aż 6 w ostatniej dekadzie. Warto też odnotować świetny wynik strzelecki pozyskanego przez Legię węgierskiego piłkarza serbskiego pochodzenia. Nemanja Nikolić zdobył 28 goli, to najlepszy wynik od 20 lat.