ABSOLUTELY ANYTHING Czego dusza zapragnie

Absolutely Anything Czego dusza zapragnie recenzja Pegg BeckinsaleABSOLUTELY ANYTHING
Czego dusza zapragnie
2015, USA, Wielka Brytania
komedia, sci-fi, reż. Terry Jones

Terry Jones, członek legendarnej grupy Monty Python, powrócił. Jego poprzedni film O czym szumią wierzby pochodzi z 1996 roku, a te najgłośniejsze, nagrane wraz z kolegami (Sens życia wg Monty Pythona, Żywot Briana) z przełomu lat 70/80. To jakby powrót z niebytu, jest więc co świętować. Skoro Monty Python, to musi być absurdalny humor. Jeśli dziwaczny humor, to powinien zagrać Simon Pegg – tak oto dochodzimy do obsady komedii Czego dusza zapragnie. Walory estetyczne filmu podnosi obecność pięknej jak zawsze Kate Beckinsale. Niestety na tym kończą się zalety obrazu, scenariusz nie jest bowiem jego mocną stroną.
Rządzący wszechświatem kosmici (którym głosu użyczają członkowie grupy Monty Python) zamierzają zniszczyć Ziemię uznając rasę ludzką za zbyt egoistyczną. Aby to ostatecznie udowodnić, obdarowują jednego z Ziemian boską mocą licząc na to, że nie wykorzysta jej dla dobra innych, lecz tylko spełnienia swych zachcianek. Dokładnie tak się dzieje. Wybór pada na skromnego gimnazjalnego nauczyciela Neila Clarke’a, którego rozbrykani uczniowie wkrótce pokornieją, pies zaczyna mówić ludzkim głosem, a zakochany w uroczej sąsiadce mężczyzna myśli głównie o tym, jak zyskać jej wzajemność. Tymczasem wyznaczony przez kosmitów deadline nieuchronnie się zbliża…
Punkt wyjścia tej historii to właściwie samograj. Świetnie wykorzystał go Tom Shadyac w Brucie Wszechmogącym tworząc miłą i sympatyczną komedię dla każdego (i to mimo obecności nadekspresyjnego Jima Carreya). Czego dusza zapragnie nie ma lekkości tamtego obrazu. Oczywiście brytyjski humor jest zupełnie inny, bardziej abstrakcyjny, do tego nad filmem Jonesa unosi się duch Monty Pythona, a wszystko to mocno zawęża krąg docelowego odbiorcy. Jednak zmiana konwencji nie usprawiedliwia słabych żartów, braku napięcia i nudnej fabuły. Początek wciąga i wiele obiecuje, lecz z każdą kolejną minutą robi się mniej śmiesznie i bardziej żenująco. Zabrakło pomysłu, a nawet gdy już się trafią zabawne sceny, trwają zbyt długo lub ich potencjał niszczy kiepska realizacja. Nie wiem, czy to kwestia wieku twórcy (70 lat), czy zbyt długiej przerwy w pracy, ale Terry Jones nie spisał się ani w roli scenarzysty, ani reżysera. Wszystko tu jest takie wysilone, że nie pomaga nawet przyzwoita gra Simona Pegga, któremu akurat pod względem aktorskim trudno coś zarzucić. Podobnie jak Beckinsale, która z kolei ma niewiele do zagrania, po prostu atrakcyjnie wygląda i to wystarczy. W sumie trochę szkoda, bo przy tylu sprawdzonych komediowych nazwiskach (jest nawet Robin Williams, który wprawdzie zmarł rok przed premierą, ale zdążył podłożyć głos pod gadającego psa) i obiecującym początku oczekiwałem znacznie lepszego rozwinięcia. Zapowiadało się ciekawie, wyszło zaledwie przeciętnie.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: