CHRIS CORNELL Higher Truth

Chris Cornell Higher Truth recenzjaCHRIS CORNELL
Higher Truth
2015

Czy Chris Cornell nadal szuka własnej tożsamości? O co w ogóle temu panu chodzi? Tego typu pytania nurtowały mnie po wysłuchaniu najnowszej płyty wokalisty grunge’owej kapeli Soundgarden. Jeden z najlepszych głosów rocka, facet który przecież śpiewał nie tylko w Soundgarden, ale też Audioslave i Temple Of The Dog, wydając akustyczny album po raz kolejny zaskoczył swoich fanów. To wprawdzie nie pierwsza przygoda wokalisty z melancholijną muzyką, podobny w klimacie był jego krążek Euphoria Morning z 1999 roku, ale nie przynudzał tak bardzo, jak folkowe smęty zaproponowane na Higher Truth. Nie można Chrisowi odmówić wokalnego talentu – śpiewać potrafi, ma silny i wyrazisty głos, lecz to wiemy od dawna. Zaszokował publikę już w 2009 roku decydując się na współpracę z hip-hopowym producentem Timbalandem – album Scream nie podobał się krytykom, ale przebój Part Of Me nucił cały świat. Teraz artysta poszedł w zupełnie innym kierunku i zapewne osiągnie odwrotny efekt – hitów z tego nie będzie lecz krytycy nie odważą się nic złego napisać. W końcu folk jest bliższy rockowej estetyce, a pilotujący wydawnictwo singel Nearly Forgot My Broken Heart dawał nadzieję, że nie będzie tak źle. Delikatny wstęp, klasyczne rozwinięcie, wejście smyczków i orkiestry, dramatyczny wokal – nic nie zapowiada tego, że dalej będzie totalna klapa. Klapa, jeśli chodzi o pomysł, o aranżację, zróżnicowanie wokalne, emocje. Dalej nie dzieje się nic. Artysta poprawnie odśpiewuje swoje nijakie piosenki, raz tylko przy gitarze akustycznej i smykach (Josephine), innym razem dołącza fortepian lub odezwie się gitara elektryczna (Higher Truth), czasem nawet na moment Chris przypomni sobie, że jest (był?) wokalistą rockowym i gdzieś tam znienacka wrzaśnie w tle (Murderer Of Blue Skies), ale to tylko półśrodki. Za mało tych momentów, utworom zabrakło wyrazistości, wszystkie są identyczne i zlewają się w jedną ciężkostrawną w takiej dawce papkę. Co z tego, że facet umie śpiewać, a ja lubię jego głos? Jeśli mam ochotę na country, raczej nie sięgam po Cornella.
Poprzedni album artysty, ten kontrowersyjny ale muzycznie bardzo spójny Scream, ukazał się 6 lat temu. Czy aż tyle zajęło muzykowi odkrywanie własnej tożsamości? Nie do końca, w tzw. międzyczasie Soundgarden wydali też niezbyt udany krążek King Animal. Może po tych wydawnictwach potrzebował jakiegoś odreagowania? Tak czy inaczej wprawił mnie w konsternację. Jaki pomysł na siebie ma Chris Cornell? Nie ma żadnego, w tym problem. Ciekawe, co zaserwuje następnym razem….

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: