OOMPH! XXV

Oomph XXV recenzjaOOMPH!
XXV
2015

Przy omawianiu płyt niemieckich kapel rockowych grających industrial metal zawsze wraca pytanie, co było pierwsze – jajko czy kura. Zwykle bowiem pada tutaj nazwa Rammstein, a przecież są też inne grupy, które były na rynku wcześniej. Mówi się więc, że wszyscy kopiują zespół gitarzysty Richarda Kruspe (to on złożył Rammstein), ale oni też wcale nie byli oryginalni, bo wcześniej działał chociażby założony w 1989 roku w Wolfsburgu Oomph!, jeden z prekursorów łączenia metalu i industrialu. Muzykę tę potocznie nazywa się tanz metal, chociaż oficjalnie to Neue Deutsche Härte: rozwijający się w Niemczech od lat 90. nurt będący kombinacją głębokich, czystych wokali z dźwiękami elektrycznych gitar i perkusji oraz często też keyboardu, syntezatorów, sampli i automatów perkusyjnych (cytując Wikipedię). Zarówno Rammstein, jak i Oomph! są wzorcowymi jego przedstawicielami. Oomph! był pierwszy, ale to Rammstein zyskał znacznie większą popularność i dlatego to Till Lindemann i spółka są zwykle punktem odniesienia do dalszych porównań. I na tym poprzestańmy.
XXV to dwunasty studyjny krążek Niemców, a jego tytuł odnosi się do obchodzonego niedawno 25-lecia istnienia zespołu. Jubileusz zacny, jednak nie wypadł zbyt okazale. Płyta jest przeciętna i w pewien sposób dobrze oddaje to, co napisałem wyżej. Kawałki Rammstein mają znacznie więcej wyrazistości, zapadają w pamięć (nie wszystkie rzecz jasna) i ugruntowują pozycję grupy. W przypadku Oomph! jest odwrotnie. Słucha się tego przyjemnie, jednak nim spostrzeżemy album się kończy i nie ma do czego wracać. Jak ktoś pamięta hit z 2004 roku Augen auf ten wie, o co chodzi. Na XXV o podobnym graniu można tylko pomarzyć. Gitary są ale bez szału, elektronika kompletnie schowana, poza tym jest równo i melodyjnie, ale melodie są nijakie, refreny słabe. Na siłę mogę wyróżnić marszowy Jetzt Oder Nie z chórkami, ewentualnie hitowy Tick Tack, lecz i tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że siła NDH jakoś przemija. Rammstein od dawna milczy (a i tak nie ma tej potęgi, co w latach 90., zaś solowe projekty LindemannaEmigrate Richarda Kruspe lepiej pominę), Oomph! sprzeciętniał (nie żeby wcześniej był jakiś wybitny), o reszcie nie ma co wspominać, bo i tak się nie przebijają.
Najjaśniejszym punktem omawianego wydawnictwa wydaje się Dero Goi – współzałożyciel, wokalista, autor tekstów i perkusista zespołu. Śpiewa całkiem nieźle i w tym jednym punkcie bije na głowę swego kolegę z Rammstein. Tylko co z tego?

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: