DE BEHANDELING
Remedium
2014, Belgia
thriller, reż. Hans Herbots
Rzadko bo rzadko, ale czasem zdarza mi się wyściubić nos poza Anglię czy USA i sięgnąć po film nieanglojęzyczny. Zwykle jest to Francja czy Włochy, czasem Skandynawia lub Hiszpania, dzisiaj zaś opiszę wrażenia po obejrzeniu tytułu belgijskiego. Wprawdzie scenariusz do obrazu De Behandeling powstał na bazie książki The Treatment brytyjskiej autorki kryminałów Mo Hayder, lecz reżyser Hans Herbots to stuprocentowy Belg. Również sposób przedstawienia historii to typowe kino europejskie, pozbawione hollywoodzkiego blichtru i rozmachu. Zresztą czyż film o ściganiu pedofila mógł być inny?
Bohater opowieści, policyjny inspektor Nick pracuje nad sprawą porwania i zamordowania młodego chłopca. Nie jest to jedyny taki przypadek w okolicy, jednak śledztwo długo stoi w miejscu, również z powodu błędów popełnianych przez samą policję. Ofiary nie chcą współpracować, a oświadczenia potencjalnych świadków bywają lekceważone. Czasem jest to zrozumiałe, np. gdy chłopiec opowiada o chodzącym po ścianach trollu, który zjada dzieci. Do tego detektyw jest rozkojarzony, jako że sprawa przypomina mu o traumie z dzieciństwa, gdy jego młodszego brata porwał sąsiad pedofil, a sprawa nigdy nie została rozwiązana. Tymczasem domniemany oprawca brata obiecuje mu wyznać prawdę, zaś podczas dochodzenia wychodzą na jaw okoliczności rzucające inne spojrzenie na aktualne wydarzenia. Trochę to zawiłe, ale tak właśnie przedstawia się fabuła tego mrocznego thrillera. To nie jest łatwy seans…
Nie tylko sama tematyka przeraża, ale drastyczność pewnych scen. To nie lukrowane Hollywood, tu nikt niczego nie owija w bawełnę i chociaż na ekranie nie pokazano aktów pedofilskich, niektóre kadry miażdżą swą dosadnością. To ponury i wstrząsający film dla ludzi o mocnych nerwach. Może trochę zbyt długi (ponad 2 godziny), akcja toczy się w ślimaczym tempie (zwłaszcza na początku trudno to zaakceptować), lecz na tym polega realizam i odmienność kina europejskiego. Tu równie ważne co sama treść są emocje i psychika głównego bohatera. Mimo wszystko wydaje mi się, że można było nakręcić to lepiej, ciekawiej, bardziej wiarygodnie przedstawić pracę detektywa (trudno zrozumieć jego niektóre wnioski). To jednak tylko drobiazgi, bo gęsty, duszny klimat opowieści jest jej zaletą, podobnie jak solidne aktorstwo i umiejętne (aczkolwiek ślamazarne) budowanie napięcia. Trochę mnie ten szarobury seans wymęczył, lekko rozczarowała naiwna końcówka, lecz film z czystym sumieniem polecam wszystkim fanom minimalistycznego, tajemniczego, drażniącego niemocą kina. Skojarzenia z amerykańskim Labiryntem są jak najbardziej na miejscu, niemniej tamten obraz był lepszy, miał ciekawszą historię, zaskakujące zwroty akcji i kapitalne kreacje dwóch znanych aktorów.