HEIST Człowiek mafii

Heist Człowiek mafii recenzja De NiroHEIST
Człowiek mafii
2015, USA
thriller, reż. Scott Mann

Aktywność zawodowa Roberta De Niro rośnie wraz wiekiem, i to w zadziwiającym tempie, co niekoniecznie dobrze świadczy o podejmowanych przez niego wyborach. 72-letni aktor potrafi zagrać nawet w 6 filmach rocznie, więc siłą rzeczy wiele z nich to przypadkowe, niskobudżetowe produkcje średniej jakości, których twórcy poszukują znanego nazwiska do ich promocji. Jednym z przykładów jest Człowiek mafii kompletnie nieznanego reżysera. Niech nikogo nie zwiedzie nazwisko Mann – to nie jest reżyser słynnej Gorączki sprzed 20 lat, tamten miał na imię Michael, a poza tym wspominanie o wielkim klasyku kina sensacyjnego przy omawianiu tej prostej produkcji jest nie na miejscu.
Angielskie słowo „heist” oznacza skok, napad z bronią. Istnieje nawet termin „heist movie” (film o skoku – o przygotowaniach do wielkiego napadu i obowiązkowych tarapatach podczas realizacji przedsięwzięcia) i dzieło pana Manna idealnie się w tę stylistykę wpasowuje (nawet jeśli nasi jajogłowi spece od tłumaczeń wymyślili mu własny tytuł). Skoku dokonuje wraz z kolegami były pracownik mafijnego kasyna (Jeffrey Dean Morgan), ojciec śmiertelnie chorej córki, której życie uratować może tylko kosztowna operacja. Gdy szef (De Niro) odmawia mu pożyczki, pozostaje mu tylko jedno wyjście. Doprowadzony do rozpaczy Vaughn postanawia obrabować kasyno i w ten sposób zorganizować pieniądze na leczenie dziecka. Nie bierze tylko pod uwagę, że nie wszystko da się przewidzieć a rabunek pozostaje rabunkiem, nawet jeśli dotyczy złych ludzi. Sprawy się komplikują, mężczyźni podczas ucieczki porywają miejski autobus z zakładnikami (taki trochę Speed w wersji dla ubogich) i rozpoczynają negocjacje ze ścigającą ich policją…
Na samym początku nawet nieźle się to ogląda. Zawiązanie intrygi, plany napadu, podczas którego nikt nie ucierpi… i tutaj zaczynają się schody. Rażą nie tylko schematyczne do bólu postacie (pozytywny bohater, który w imię wyższego dobra wkracza na złą drogę, więc jego łamanie prawa można usprawiedliwić, i przeciwstawiający się mu typowy bandzior pozbawiony sumienia i empatii – nie muszę mówić, kto wygra) lecz także, albo przede wszystkim naiwna, pozbawiona logiki fabuła (z kompletnie niewiarygodną policją, jakby nie z amerykańskiego filmu, i współczującymi porywaczowi pasażerami (!), za to z zaskakującym twistem na końcu). Za dużo tu zbiegów okoliczności i odrealnionych zachowań, by perypetie głównego bohatera śledzić z zainteresowaniem. A skoro brakuje emocji, to po co w ogóle oglądać?
O aktorstwie nawet nie ma co mówić. Tego typu filmy klasy B to specjalność Lundgrena, Van Damme’a czy Seagala, dlatego przykro mi było ujrzeć De Niro. Nie sądzę, by tej klasy aktor był zmuszony brać podobne role. Stracił wyczucie (bo ostatnio często grywa w gniotach) czy ma to wszystko gdzieś? Cóż, w końcu każdy sam decyduje, co robi ze swoim życiem i czy chce rozmieniać sławę na drobne. Zagrał tylko epizod, ale dał swoje nazwisko, przez co podniósł oczekiwania, których film nie spełnia. Ostatecznie jednak aż tak wielkiej tragedii nie ma – Człowiek mafii to po prostu podszyte sensacją lekkie kino rozrywkowe na piątkowy wieczór dla ludzi z nadmiarem czasu. Tylko tyle.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: