REAL MADRYT Podsumowanie roku 2015

Real Madryt podsumowanie roku 2015Po zimie przychodzi lato, a po deszczu słońce. Druga część tej prawdy brzmi jednak dużo gorzej: po lecie przychodzi zima, po słońcu deszcz. I taki deszcz zalał Real Madryt w roku 2015. Po kapitalnym, słonecznym roku 2014, najlepszym w historii klubu, gdy Real wygrał 4 trofea, a Cristiano Ronaldo zgarnął trzecią Złotą Piłkę (za rok 2014, ale wręczoną na początku 2015), od stycznia nastąpiło nagłe załamanie formy, które zamieniło się w poważny kryzys i praktycznie trwa do dziś. Królewscy bardzo wcześnie pożegnali się z Pucharem Króla za sprawą rywala zza miedzy (notabene Atlético było prawdziwym katem Realu Ancelottiego – zabrało mu Superpuchar Hiszpanii, wyeliminowało z Copa del Rey i wygrało oba starcia w Primera División, czyli praktycznie odebrało tytuł mistrzowski, zaś 7 kolejnych meczów bez zwycięstwa z Rojiblancos to nowy niechlubny rekord klubu), następnie zawiedli w La Lidze kompromitując się w meczu derbowym (0-4 na Calderón), wreszcie odpadli w półfinale Ligi Mistrzów po dwóch słabych występach z Juventusem. Drużyna zatraciła charakter, wolę walki, grała jednostajnie i bezbarwnie. Prezes uznał, że ekipa potrzebuje nowego impulsu, zwolnił trenera Ancelottiego zatrudniając w jego miejsce Rafę Beníteza, urodzonego madridistę, który jednak ostatnie sukcesy odnosił dekadę wcześniej. Nie był to oczekiwany przez fanów wybór – zamiast faworyzowanego Jürgena Kloppa prezes zafundował prawdziwy klops, bo tak można określić hiszpańskiego szkoleniowca. Benítez w powszechnym mniemaniu niszczył kolejne kluby, w których pracował. Nikt tam za nim nie tęskni, a ekipy zaczynały dobrze grać dopiero po jego odejściu (wystarczy spojrzeć na grę i pozycję Napoli).
Początkowo problemy Realu maskowała kapitalna forma Keylora Navasa, lecz gdy ten przestał dokonywać cudów w bramce, mizeria wróciła ze zdwojoną siłą. Wyniki Realu są więcej niż rozczarowujące, a jeszcze gorzej wygląda sama gra. Wielki taktyk, który miał przywrócić magię, nie znalazł zrozumienia u rozkapryszonych gwiazdorów, otwarcie wyrażających tęsknotę za miłym i mało wymagającym Ancelottim. Gdzie nie ma chemii, nie ma też dobrych rezultatów, a złej gry Los Blancos i braku zaangażowania trener nie umie wytłumaczyć. Skoro nie wie, gdzie leży problem, jak ma go naprawić? A że problem jest, i to wielki, wystarczy przytoczyć trzy fakty:
1. Real nie radzi sobie z wielkimi drużynami La Ligi (czyli z każdym, kto gra pressingiem, dużo biega, swobodnie wymienia piłkę na jeden kontakt i na 100% angażuje się w grę). Królewscy przegrali już z Barceloną, Sevillą i Villarrealem, a jeszcze nie grali na Mestalla z Valencią. Z najmocniejszymi w Lidze Benítez wywalczył 4 punkty na 15 możliwych – to zaledwie 26,6% i 0,8 punktu na mecz. Dla porównania liczby Mourinho to 31 na 36 punktów w pierwszym sezonie (86,1%; 2,5 punktu na spotkanie) i 29 na 36 punktów (80,5%; 2,4 na mecz) w drugim i trzecim. U Ancelottiego było nieco gorzej, ale nie tak źle jak teraz.
2. Po 22 spotkaniach Real ma już na koncie 5 meczów bez strzelonego gola – czyli w 4 miesiące wykonał roczną „normę” z ostatnich lat. W minionych 4 sezonach licząc wszystkie rozegrane mecze (ok. 60) było takich spotkań 5 w rozgrywkach 2014/2015, a wcześniej odpowiednio 4, 4 i 3. W całym roku 2015 Real strzelił  tylko 140 bramek (w 2014 – 178). To najgorszy wynik od ery Mourinho. Jako ciekawostkę dodam, że rekord Realu w 2015 roku przebiła Barcelona trafiając do siatki 180 razy. Zresztą Blaugrana pobiła w 2015 roku też inne rekordy Królewskich: wygrała 5 trofeów wobec 4 Realu rok wcześniej (do kompletu zabrakło tylko Superpucharu Hiszpanii, który powędrował do Bilbao), zaś ofensywne trio Messi-Suárez-Neymar zdobyło 137 goli (madryckie BBC 108). Ponadto Barcelona odjechała Realowi w ogólnej liczbie istotnych pucharów – ma ich teraz 83, o 4 więcej od rywala. A przecież dekadę temu to madrycki klub był hegemonem i prowadził w tej klasyfikacji 69-57. W ciągu 10 lat Katalończycy zdobyli 26 trofeów, Real tylko 10.
3. Rok temu po 16 ligowych kolejkach Real miał na koncie zwycięski Klasyk, 42 punkty (14 zwycięstw, 2 porażki) i 57 strzelonych bramek (a i tak to nie wystarczyło do wygrania trofeów). W tym sezonie Real Madryt nie przypomina w niczym tamtej drużyny. Ma 33 punkty (czyli o 9 mniej) i 42 trafienia (o 15 mniej, ale uratował się 10-bramkową kanonadą ze zdziesiątkowanym Rayo, bo inaczej ten wynik byłby tragiczny), poniósł 3 porażki i 3 remisy, ma na koncie druzgocącą klęskę w Klasyku i trzecie miejsce w tabeli.
Ważniejsze jest jednak co innego. Pełen wielkich gwiazd Real pod wodzą Hiszpana nie rozegrał ani jednego znakomitego, porywającego spotkania, na dodatek skompromitował się przed własną publicznością w meczu z odwiecznym rywalem. Bardziej niż wynik 0-4 i lekcja futbolu udzielona przez Barcelonę bolał brak zaangażowania w grę i postawa piłkarzy niegodna królewskiego herbu. Trudno bowiem uwierzyć, że nagle wszyscy stracili formę i przestali się rozumieć na boisku. Część gwiazd wygląda na spełnionych zawodowo i można odnieść wrażenie, że jest im wszystko jedno. Benítezowi może i brakuje zdolności interpersonalnych, ale z pewnością nie spodziewał się tego typu zachowań. Zawodnicy ewidentnie mają problemy z tworzeniem zgranego zespołu, są grupą przypadkowo dobranych indywidualistów i wielu z nich już nie chce umierać za tę koszulkę, a to problem znacznie głębszy, którego nie rozwiąże sama wymiana szkoleniowca. Potrzebna jest poważna reforma kadry i pożegnanie się z kilkoma przepłacanymi nazwiskami. A przede wszystkim najpierw należy stworzyć konkretną filozofię gry i się jej konsekwentnie trzymać. Właśnie to (między innymi oczywiście) jest wielką przewagą Barcelony. Ma klarowny i od lat niezmienny system szkolenia, a Real nie ma go wcale. Nie tylko talenty, ale dopasowanie piłkarzy i wpojenie im, że pełnią na boisku ściśle określoną rolę, daje im przewagę nad innymi.
Do tych wszystkich sportowych rozczarowań doszły jeszcze inne sytuacje obniżające prestiż klubu, niezawinione przez trenera, których kumulacja nastąpiła jednak podczas kadencji Beníteza. Budząca skrajne odczucia forma rozstania z Casillasem, farsa ze sprowadzeniem DeGei i nieeleganckie potraktowanie Navasa, niewytłumaczalna plaga kontuzji mięśniowych, oskarżenie Karima Benzemy o udział w szantażu kolegi z reprezentacji, rozczarowująca od dłuższego czasu forma Cristiano i wreszcie wyrzucenie z Pucharu Króla za grę nieuprawnionego zawodnika w Kadyksie – czyli przez głupotę zarządu i niedopatrzenia ludzi pracujących w administracji. Trochę zbyt dużo tego jak na 4 miesiące. A jeszcze wisi nad klubem zagrożenie rocznym banem transferowym…
Real Madryt podsumowanie roku 2015
To był koszmarny rok dla Realu Madryt. Ale po zimie przychodzi lato, a po deszczu słońce. Może ślepi dotychczas działacze wreszcie zrozumieją, że czas na duże zmiany, jeśli nie chcą przez kilka kolejnych lat oglądać pleców Barcelony? Może prezes pozbędzie się słabego szkoleniowca i piłkarzy, którym się nie chce walczyć? Może wreszcie zacznie budowę drużyny nie w oparciu o przepłacane transfery i wartość marketingową, tylko zatrudni pasujących do koncepcji ambitnych graczy zostawiających serce na boisku? Może… Cóż, pomarzyć zawsze można… Tylko najpierw potrzebna jest wizja sięgająca dalej niż jeden sezon. Przez Real za kadencji Péreza przewinęła się cała plejada wielkich graczy, z których można by zestawić trzy reprezentacje all stars z najwyższej półki. Co to dało? Jedno mistrzostwo w ostatnich 7 latach i jedną Ligę Mistrzów na 12 lat. To stanowczo za mało. Grube miliony poszły w błoto. I wiem jedno – jeśli nic się nie zmieni, jeśli nie powstanie nowy spójny system, jeśli nadal prezes, a nie trener będzie decydował o polityce transferowej, będzie olbrzymi problem ze zbudowaniem w Madrycie solidnej drużyny. Trzeba wybrać dobrego szkoleniowca, zaufać mu, dać czas, sprowadzić graczy, którym się chce grać i biegać (potrafi to robić Bayern, potrafi Sevilla czy Atlético, jest od kogo się uczyć), i efekty przyjdą. Może nie od razu, ale przyjdą. Póki co, niezdarnego Realu Beníteza nie da się oglądać.
Ostatnio nasiliły się plotki o rozwiązaniu umowy z obecnym trenerem Królewskich. Oliwy do ognia dolało niedawne zwolnienie Mourinho z Chelsea. Jeśli ktoś miałby utemperować ego zmanierowanych madryckich gwiazdorów i zagonić ich do pracy, Portugalczyk wydaje się idealnym kandydatem, jeśli tylko chciałby podjąć to wyzwanie. Już raz wyciągnął Real z niebytu, ma siłę i charyzmę zrobić to ponownie i tym razem bez głupich zachowań i wojny ze wszystkimi wokół. Jednak zarząd klubu rozpisał wśród socios ankietę, kto powinien trenować Real Madryt (co pozostaje w jawnej sprzeczności z dwukrotnie publicznie deklarowanym przez prezesa poparciem dla obecnego szkoleniowca) i ponad połowę głosów uzyskał Zinédine Zidane (José Mourinho był na drugim miejscu). Jeśli więc nastąpi zmiana, pewnie to on zostanie nowym trenerem Los Blancos. Wydaje się, że każdy kandydat będzie lepszy od Beniteza, lecz ten wybór niesie ze sobą ogromne ryzyko. Prowadzenie Realu powinno być ukoronowaniem kariery, a nie jej początkiem. Uwielbiam Zizou jako piłkarza, lecz jako trener jest naturszczykiem, który na razie nie błyszczy nawet w III lidze, gdzie przecież ma pełen spokój i nie jest poddawany żadnej presji. To zupełna odwrotność tego, co go czeka w pierwszej drużynie. Zresztą w przeciwieństwie do wspaniałej kariery zawodniczej, dotychczasowa praca Zidane’a w Castilli nie dała żadnych argumentów, by dać mu pracę w roli managera Realu. Doskonałe stosunki z piłkarzami mogą być przeszkodą w trudnych decyzjach kadrowych, które powinien podejmować. Także jeśli chodzi o transfery. Jeśli zaś misja naprawcza Francuza się nie powiedzie, jego reputacja zostanie mocno nadszarpnięta już na początku przygody z dorosłą trenerką. A jak wiemy doskonale – madridismo nie jest cierpliwe, potrafi każdego zmieszać z błotem, podobnie jak wrogo nastawione do Péreza madryckie dzienniki z Asem na czele. Z drugiej strony – kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. Cokolwiek się zdarzy trzeba wierzyć, że może być tylko lepiej i tak zły rok dla Realu Madryt już się nie powtórzy.


Komentarze i refleksje z sieci:
Kibicuję temu klubowi od 16 lat, bywało lepiej, bywało gorzej, były lata wielkie i totalne porażki, okresy beznadziejne i te lepsze, ale to co się teraz odwala przechodzi ludzkie pojęcie. Real to zbieranina ludzi, na pewno nie drużyna. Różne charaktery, różne osobowości, różne umiejętności, nie ma miedzy nimi żadnej chemii, a wiadomo, że jak nie ma chemii na boisku, to i wyniki są marne. Jak nie ma chemii poza boiskiem, to też wyniki są do d*py. Jak idziesz do pracy i z połową pracowników się nie dogadujesz albo cię najzwyczajniej wku***ają, to nie znajdziesz z nimi wspólnego języka i będzie ci się źle pracowało. Tak jest teraz w tym klubie, od prezesa, przez trenera, po zawodników. Hierarchia jest totalnie zaburzona. Zespołem rządzą zawodnicy, potem jest prezes, a dopiero na końcu trener, który ma tak naprawdę gówno do gadania. Zero feelingu, zero profesjonalizmu, zero przygotowania drużyny do sezonu i do tego dochodzi jeszcze jakiś absurdalny problem z przygotowaniem fizycznym. Co chwila jakieś kontuzje i to nie od tego sezonu, ale od 3 lat, piłkarze mają często siłę wybiegać max 45 minut. Ci, co tęsknią za Ancelottim, oglądali chyba tylko skróty po spotkaniach nie oddające w ogóle tego, jak ten klub wyglądał w tamtym okresie. Cieszycie się z serii 22 zwycięstw, a 10 z nich Real wygrał na dużym farcie. Klub za Carlo prezentował się miernie i dlatego zatrudniono Beniteza. Myślicie, że to był pierwszy wybór Péreza ? Pobudka. Już dawno Real nie jest tak atrakcyjnym miejscem do pracy. Odmówili Pérezowi pewnie wszyscy trenerzy, do których się zwrócił. Nie tylko piłkarze nie chcą teraz u nas grać, wolą np. United, City czy Barcelonę.
Co do samych piłkarzy sprawa wygląda tak, że Ronaldo, Coco i Bale nie spełnili misji, jaką było przywrócenie temu klubowi blasku, sprawienia że znowu będzie najlepszym na świecie. Ogólnie, nie przez jeden sezon. Cała trójka nie dała Realowi tyle, ile Real dał im, i to jest fakt. Każdy z nich wywindował się na Realu, a klub sportowo nie zyskał wcale tak dużo. A na pewno nie odpowiednio dużo w stosunku do zainwestowanych pieniędzy. Brak w Realu zbilansowania, brak klasowego defensywnego pomocnika. Czasy świetności z początku wieku? Makelele. Powrót do „lepszych” sezonów? Khedira (wiem, wiem, był surowy, ale odciążał tych z przodu). Wygranie LM? Xabi Alonso (nie w samym finale, ale ogólnie). A teraz? Kroos – ofensywny pomocnik, Casemiro – wielkie serce, no ale umiejętności jednak nie te. Brak wprowadzania młodych z cantery, lub szukania po różnych rynkach wyróżniających się zawodników (jak zrobił Bayern), a wiadomo komu najbardziej zawsze zależy – tym, co chcą się wybić, a nie już są na szczycie. U nas były dobre przykłady Özila czy Di Maríi. Kupieni za stosunkowo małe pieniądze, byli dobrze zapowiadającymi się młodymi graczami, teraz są topem pomocników na świecie.
W Realu musiałoby zmienić się zbyt wiele, a to niemożliwe w krótkim czasie. Przypominam, że człowiekiem, który chciał to zmienić, był Mourinho. Oczekiwał znacznie większej autonomii od tej, którą klub wcześniej oferował trenerom. Real mu to dał, ale gdy zaczęło się robić w szatni źle, Pérez spanikował i posłuchał swojego instynktu biznesmena.


W Realu grają piłkarze po 50,70,90 mln Euro, a nie ma żadnych fundamentów co do filozofii gry. Zobaczcie jakie akcje kręci Barça, a jakie Real. Oni są zgrani, klepią szybko na jeden kontakt, a my? Jedynie za Mourinho, jak był Özil i Di María, to mieliśmy znak firmowy – zabójcze kontry + w pierwszym sezonie Ancelottiego jeszcze piłkarze o nich pamiętali. A ostatnie półtora roku to tylko wrzutki, więcej wrzutek, stałe fragmenty gry, karne. Z naszymi możliwościami taka prymitywna gra? Wstyd.


Dla mnie najbardziej przykre jest to, że za każdym razem, kiedy coś ten zespół zaczyna budować z jednym trenerem albo innym, zarząd to wszystko przerywa w imię nowego impulsu. Nie ma żadnego projektu sportowego. Jest kupowanie najlepszych zawodników. Nikt nie patrzy, na jaką pozycję ludzie są potrzebni. Nikt nad tym nie panuje. Nie sądziłem, że kiedykolwiek doczekam się tak żenującego Realu pod każdym względem oprócz finansowego.
Poważnie zaczynam się martwić o najbliższe lata, bo niestety zarząd nie daje żadnych sygnałów, że będzie lepiej. Decyzje dotyczące kadry i sztabu są podejmowane w sposób nieprzemyślany, impulsywnie, pod presją. Ci zawodnicy nie mają żadnej ciągłości. Są nauczeni przez klub, że mogą wiele i że nic się nie stało jak znów nie wyjdzie, bo co najwyżej przyjdzie nowy trener.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: