ENYA Dark Sky Island

Enya Dark Sky Island recenzjaENYA
Dark Sky Island
2015

Enya to absolutny fenomen rynku muzycznego. Ta irlandzka instrumentalistka, kompozytorka i wokalistka, grająca muzykę new age z elementami muzyki celtyckiej, czaruje swą twórczością od trzech dekad, a ostatnio nagrywa niezwykle rzadko (poprzedni album wydała w 2008 roku). Sprzedała na świecie ponad 75 milionów płyt, które za każdym razem są z utęsknieniem wyczekiwane przez fanów, chociaż wszystkie brzmią niemal identycznie. I to jest właśnie ten fenomen – w przypadku każdego innego wykonawcy powielanie pomysłów uznalibyśmy za brak artystycznego rozwoju. Enyi nie tylko uchodzi to na sucho, ale jest wręcz pożądane. Cenimy ją za mistyczną otoczkę i niepowtarzalny klimat nagrań i nie chcemy, by się zmieniała. Najnowsza propozycja artystki Dark Sky Island mogłaby równie dobrze ukazać się pod koniec lat 80., po słynnym Watermark, i nikt nie zauważyłby różnicy. To dobrze czy źle? To już bardzo indywidualna kwestia, ale samo odniesienie do najlepszego dzieła to raczej komplement, a nie nagana. I tak jak tamten album pilotował napisany na samym końcu Orinoco Flow, tutaj rolę taką pełni piosenka Echoes In Rain.
„Tematem płyty są podróże. Podróże na wyspy na przestrzeni lat, podróże przez wydarzenia, przez emocje. Nie jest to album koncepcyjny per se, ale jest coś, co łączy wszystkie piosenki”, mówi Enya, i trudno odmówić jej racji. Rozmarzony wokal, oniryczne chóry, fortepianowe pasaże, delikatna harfa, subtelne smyczki – to wszystko stałe elementy nagrań Irlandki, które od lat współtworzą producent muzyczny Nicky Ryan i jego żona, autorka tekstów Roma. Wymienianie tytułów poszczególnych nagrań mija się z celem. Różnią się tylko szczegółami. Kupujemy doskonale znany i powszechnie uznany towar w nowym, atrakcyjnym opakowaniu. Idealny prezent świąteczny – nie bez powodu album wydano w listopadzie, podobnie jak kilka lat wcześniej And Winter Came czy Amarantine. Tutaj nie ma przypadkowości, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. To bardzo jesienna muzyka i trudno się oprzeć jej urokowi. Tylko płyty trzeba słuchać w całości, nie pojedynczych nagrań. Owszem, Dark Sky Island nie robi takiego wrażenia jak niegdyś Watermark, bo wtedy to było inne i świeże, lecz mimo wtórności to jedna z ciekawszych pozycji w dyskografii Enyi. Co nie zmienia faktu, że pani na zamku Manderley (kupiła tę wiktoriańską posiadłość w 1997 roku) mogłaby czasem opuścić swą fortecę i choć trochę otworzyć się na świat, na nowe pomysły. Z drugiej strony – skoro ludzie chętnie kupują podany nieco inaczej wciąż ten sam album, po co miałaby to robić?

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: