RONALDO
Ronaldo
2015, Wielka Brytania
dokumentalny, reż. Anthony Wonke
Kim jest Cristiano Ronaldo, nikomu nie trzeba mówić. To prawdziwa ikona sportu, król futbolu, który dzięki swej tytanicznej pracy i niepohamowanej ambicji osiągnął wielki sukces, ogromne pieniądze i światową sławę. Idealne odzwierciedlenie hasła: od zera do milionera. Piłkarz kontrowersyjny, którego wielu kocha i równie wielu nienawidzi. Człowiek o wielkim sercu i zarazem zakochany w sobie egocentryk. Ale to nie jego cechy mam oceniać lecz biograficzny film o Portugalczyku. Jego premiera odbyła się 9 listopada w Londynie, dzień po porażce Realu Madryt z Sevillą, pierwszej w tym sezonie. „Oczywiście jest mi trochę smutno z powodu wczorajszego spotkania, ale nie chcę tego mieszać z dzisiejszym dniem, ponieważ to jeden z najważniejszych w moim życiu. Nie wszyscy zawodnicy mają możliwość, by ci ludzie zrobili o nich film. To wyjątkowy moment w moim życiu, jestem szczęśliwy i chcę się cieszyć”, powiedział CR7 na konferencji prasowej zorganizowanej w londyńskim hotelu Soho. Oczywiście również i te słowa, jak wszystko, co powie Cristiano, były szeroko komentowane i nadinterpretowane. Przeciwnicy zawodnika (nie tylko fani Barcelony) zarzucali mu butę i arogancję, jego zwolennicy (nie tylko fani Realu Madryt) rozumieli, że poza futbolem też toczy się życie i to jest jego część, a cała reszta pozostała obojętna. Warto jedynie nadmienić, że nikt z zarządu Realu nie wybrał się, by towarzyszyć swej największej gwieździe w tym ważnym dniu.
Filmowe biografie rzadko potrafią porwać widza, jednak kino zna takie przypadki. Większość takich produkcji to banalne i wycinkowe, pozbawione emocji przeprowadzenie widza przez mniej lub bardziej znane fakty z życia bohatera, lecz gdy uznany reżyser bierze się za film o wybitnej postaci, może powstać arcydzieło (Amadeusz Miloša Formana, The Doors Olivera Stone’a) – potrzebny jest dobry pomysł i równie dobry scenariusz. Jednak Anthony Wonke to na tym polu nowicjusz (większe doświadczenie ma producent Asif Kapadia, twórca dokumentów Amy i Senna), zaś sama historia życia Portugalczyka nie ma w sobie potencjału na barwną i fascynującą opowieść. Dlatego film Ronaldo ma szanse zadowolić jedynie zagorzałych i bezkrytycznych wielbicieli talentu Crisa, pozostałych zaś nawet nie tyle zostawi obojętnymi, co mocno zniesmaczy i zirytuje (jeśli w ogóle pofatygują się do kina). I nie chodzi o to, że moment na premierę wybrano fatalny – piłkarz akurat przeżywa najgorsze chwile w swej sportowej karierze. Z filmu pana Wonke można się dowiedzieć, że Ronaldo jest najwspanialszy, najcudowniejszy, najpiękniejszy, najambitniejszy i najlepszy, a kadra narodowa Portugalii (dla której zaryzykował zdrowie grając na mundialu z kontuzją) może tylko żałować, że nie posiada jeszcze dwóch lub trzech jego kopii. To prawda, że ten utalentowany chłopak z niewielkiej mieściny na oddalonej portugalskiej wysepce mimo mało sprzyjających okoliczności (ojciec alkoholik, brat też pijący i do tego były narkoman) wybił się ponad przeciętność, osiągnął coś niebywałego i ma prawo czuć się dumny. Nie musi być skromny. Nie musi niczego udawać. Ale tak nie zyska sympatii zwykłych ludzi. Tym filmem, który przecież sam autoryzował, utrwala wizerunek zapatrzonego w siebie narcyza. Nawet jeśli są tu fragmenty pokazujące go jako dobrego człowieka, toną pośród ogromu wazeliny. Cristiano jawi się nam jako nadczłowiek, a jakiekolwiek trudne tematy są ledwie nakreślone. Jest sporo napuszonych tekstów głównego bohatera, jak też multum gloryfikujących go wypowiedzi ludzi z najbliższego otoczenia. Nie ma opinii innych osób ani wypowiedzi kolegów z Realu Madryt. Nie ma też mowy o drużynie i celach zespołowych – dla Portugalczyka liczą się trofea indywidualne i tytuł najlepszego piłkarza roku. Widzimy łzy wzruszenia, gdy zdobywa Złotą Piłkę i temu wydarzeniu poświęcone jest wiele czasu. Zbyt wiele. Są migawki z domu, z siłowni, z garażu pełnego wypasionych fur, poznajemy Crisa jako troskliwego ojca Cristiano juniora – bo syna nazwał identycznie, w końcu chce wychować następcę. Tylko na moment człowiek-maszyna pokazuje ludzką twarz. To zresztą te fragmenty filmu, które nieco się dłużą, nie posuwają akcji do przodu. Może to złe słowo – tu w ogóle nie ma akcji, jest tylko odhaczanie kolejnych sukcesów piłkarza. To film pomnik. Pozbawiony jakichkolwiek rys złoty pomnik Cristiano Ronaldo. Wyprany z kontrowersji i tych elementów, które mogłyby choć trochę zburzyć idealny obraz idealnego bohatera. Nawet kobiety wycięto (poza matką oczywiście, która i tak żyje życiem syna – przynajmniej tak twierdzi CR7). Na ekranie nawet na sekundę nie pojawia się żadna z licznych przyjaciółek Cristiano ani jego kilkuletnia partnerka życiowa Irina Shayk, z którą piłkarz rozstał się tuż przed zdobyciem Złotej Piłki za rok 2014. Notabene od tego momentu, od stycznia 2015, przestał grać na swoim poziomie i do dzisiaj nie odnalazł wielkiej formy z przeszłości.
Sympatyzuję z madryckim klubem, którego barwy Cristiano obecnie reprezentuje, dlatego trudno mi to pisać, lecz Ronaldo jako film zawodzi na całej linii. Jeszcze bardziej niż piłkarz ostatnio na boisku. Nie oddaje całej prawdy i nie ma szans zainteresować postronnego widza. I nie pomoże techniczna maestria obrazu (muzyka, zdjęcia, montaż) – to zbyt sterylny, wybielony, jednostronny, a przez to mało autentyczny i niezbyt wciągający portret wielkiego zawodnika. Trochę szkoda zmarnowanej szansy.