FANTASTIC FOUR
Fantastyczna Czwórka
2015, USA
sci-fi, reż. Josh Trank
Fantastyczna Czwórka to kolejny amerykański obraz o superbohaterach nakręcony na podstawie komiksów Marvela. Jest to już trzecie podejście studia 20th Century Fox do tego tematu i zarazem reboot filmu z 2005 roku. Niezorientowanym przypomnę, że tym hasłem określa się ponowne podjęcie znanej już z ekranu tematyki, innymi słowy nakręcenie nowej wersji filmu, zwykle rozpoczynającego nową serię. Dobrymi przykładami są tu Incredible Hulk, Batman: Początek, Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie czy Niesamowity Spider-Man. Teraz do tego grona dołącza także Fantastyczna Czwórka stworzona pod dyktando nieznanego reżysera Josha Tranka, nowa wersja przygód czworga ludzi, którzy przeniesieni do alternatywnego świata ulegają zdumiewającej przemianie i nabierają niezwykłych mocy, bardzo przydatnych w walce o uratowanie Ziemi przed zagrożeniem z innego wymiaru. Oczywiście nie obejdzie się bez dyskusji na temat kontrowersyjnej obsady filmu – wbrew oryginałowi bliźniaki Storm nie są bliźniakami (grają ich ciemnoskóry Michael B. Jordan i biała Kate Mara). Tak to bywa, gdy w grę wchodzi poprawność polityczna… Może czas na Spidermana Azjatę, Batmana Hindusa i latynoskiego Iron Mana?
Czego brakowało wersji sprzed dekady, z Jessiką Albą i Chrisem Evansem, że stworzono kolejną? Myślę, że niczego. Jak na tamte lata dawała radę, ale skoro Evans w marvelowskim uniwersum został Kapitanem Ameryką, a teraz wszystko można zrobić bardziej efektownie i ponownie zarobić kasę, to dlaczego nie spróbować? A może brakowało dosadności i grozy, i to chciał nadrobić nowy reżyser? Bo przecież Josh Trank miał zupełnie inną wizję filmu niż Tim Story w 2005 roku. Chciał odciąć się od kolorowych i wypełnionych humorem widowisk Marvela i zaproponował bardzo poważne podejście do tematu. Zaznaczam: do niepoważnego tematu, bo to w końcu ekranizacja prostego komiksu, którego bohaterami są człowiek-guma, człowiek-pochodnia, człowiek-kamień i niewidzialna kobieta.
Czy ponury blockbuster ma rację bytu? Chyba nie do końca. Po seansie mam mocno mieszane uczucia. Najprościej napisać, że Fantastyczna Czwórka to udany film, ale tylko do pewnego momentu. Wielka tajemnica, mroczny klimat, powolne budowanie atmosfery (no…, może trochę zbyt powolne, bo potem zabrakło czasu na rozwinięcie fabuły), intrygujący pomysł z innym wymiarem – wszystko to plusy produkcji. Niestety im dalej w las, tym więcej drzew – od ucieczki Reeda scenariusz mocno kuleje, a sam finał – banalny, nijaki i zbyt krótki, bardzo rozczarowuje. Akcji tu tyle co kot napłakał, oszczędna scenografia aż kłuje w oczy (nie jest tajemnicą, że reżyserowi obniżono pierwotny budżet, wycięto wiele scen zastępując je robionymi naprędce dokrętkami – tę mizerię niestety widać) i trudno się oprzeć wrażeniu, że mogło być lepiej, że był potencjał na znacznie więcej. Minusem są też dziury fabularne (bohaterowie przez rok spokojnie siedzą sobie w zamknięciu, Pan Fantastic ucieka i nie ma go przez pół filmu) i kompletny brak chemii między bohaterami, ich brak luzu i emocjonalna pustka. W grze aktorów nie widać frajdy, brakuje iskry. Rozumiem, że nie kochają swoich nowych wcieleń, że supermoce są dla nich wstydliwym obciążeniem, ale właśnie ich oswajanie (dobrze pokazane w 2005 roku, tutaj całkowicie pominięte – reżyser zastosował unik i przesunął akcję o rok do przodu!) oraz wszelkie interakcje w tej niewielkiej grupie powinny być siłą filmu, bo przecież sukces Fantastycznej Czwórki zależy od ich współpracy, a ta nie jest możliwa, gdy wszyscy patrzą na siebie wilkiem. Pod tym względem w starej wersji było o niebo lepiej. To w dużej mierze wina kiepskiego scenariusza, lecz ani Jordan, ani Mara (kobieta o „specyficznej urodzie”, nie umywa się do Alby), ani Miles Teller czy Jamie Bell nie zagrali tutaj niczego wielkiego. Odbębnili pracę, podobnie jak reżyser i reszta ekipy, a zamiast miłego, nasyconego adrenaliną i widowiskowymi efektami filmu o wesołej grupie superbohaterów dla dzieci i dorosłych dostaliśmy ponurą, protekcjonalną i niespójną historię wycinków z życia czwórki ludzi o skomplikowanych relacjach, opowiadaną w ślimaczym tempie. Może rozszerzona wersja reżyserska wydana na Blu-Ray da widzowi więcej radości? O ile się taka ukaże… Szczerze mówiąc wątpię.